Dobra, nie oszukujmy się. Wielu z nas było u wróżki, wielu chętnie by poszło. Naprawdę nieliczni są absolutnie sceptyczni. Znałam też takich, którzy głośno mówili: nie wierzę, a gdy znaleźli się pod ścianą mówili: „Ej, a mogłabyś zadzwonić do tej swojej koleżanki wróżki”. Po co to robimy? Zdaniem psychologów dlatego, że potrzebujemy mieć choć złudne poczucie kontroli. W czasach niepewności minimum kontroli na wagę złota. Nawet jeśli to iluzja. A jak jest naprawdę? Czy wróżki pomagają? Trudno powiedzieć. Pewnie ile osób, tyle opinii. Czego u wróżki szukają Polki, na czym polega ta praca i czy to dar, czy bardziej psychologia pytamy Annę Kempisty, znaną tarocistkę.
Katarzyna Troszczyńska: Dużo osób do Pani dzwoni?
Anna Kempisty: Dzwoni bardzo dużo, natomiast mniej się przyznaje, że dzwoni.
To znaczy?
Gdy zapytać publicznie w towarzystwie czy ktoś korzysta z takich usług to wszyscy patrzą po sobie i mówią: „Myyy?” „Nieeee”. Jedni zasłaniają się religią, mówią, że nie korzystają, a ja wiem, że to robią, inni głośno wyrażają swoje niedowierzanie, a potem i tak pytają. Na przykład, gdy są w kryzysie i czują, że nie ma wyjścia. Dochodzą wtedy do wniosku, że nadzieja jest zawsze lepsza niż brak nadziei.
To generalnie pewnie kwestia intymna, bo zaraz mogą paść pytania: „a co się pytałeś/ pytałaś”, „coś się sprawdziło?. Często jest tak, że klienci, którzy się umawiają robią to w absolutnej tajemnicy nawet przed partnerem i partnerką. Nie dziwię się już, gdy klientka dzwoni do mnie w ostatniej chwili i mówi: „Rodzina mi się zwaliła na głowę, ja im nie mogę powiedzieć, musimy przesunąć termin naszej rozmowy”.
Słyszałam kiedyś, że do wróżek dzwonią desperaci. Piszą: niech pani poświęci mi czas, inaczej się zabiję.
Tak. Zdarzyło mi się. Oczywiście po 10 minutach rozmowy okazuje się, że ta osoba nie jest w tak strasznym stanie psychicznym jak mówiła, a facet przez którego pani została porzucona, nie zrobił tego pięć minut temu tylko miesiąc temu. Ludzie trafiają się bardzo różni. Pewnie jak wszędzie.
Nie czuje Pani odpowiedzialności? Taki szantaż: „zabiję się” nie jest straszny?
Pamiętam taką sytuację, zadzwoniła pani, byłam w samochodzie, na środku ulicy. „Niech pani mi rozłoży karty, inaczej połknę wszystkie tabletki uspokajające, które mam w domu”. To ja chyba w tym momencie mogłabym zrobić to samo, też połknąć wszystkie tabletki. Bo jak mogę pomóc na środku skrzyżowania, gdy nawet nie mam kart. Poza tym pytanie czy ta osoba potrzebuje wróżby czy raczej pilnej wizyty u psychiatry. Na szczęście takich zdarzeń nie ma wiele, ale obciążenie jest duże, bo czasem to ktoś w histerii i po pięciu minutach rozmowy wiadomo, że sobie nic nie zrobi, a czasem naprawdę czuję, że ktoś jest w strasznym stanie. Z drugiej strony nie chcę brać tej odpowiedzialności– nie jestem czarodziejką. Myślę, że ludzie popełniają samobójstwa, czy wpadają w depresje niezależnie od tego, czy chodzą do wróżki czy nie.
Mężczyźni też korzystają z takich usług?
Tak, choć ja osobiście mam małą grupę mężczyzn. Ale jest to wierna grupa klientów, czyli oni już jak się skuszą, żeby przyjść to potem wracają. Przekonują się, że to działa, że to wcale nie takie czary mary.
O co mężczyźni pytają?
O to samo co my – wbrew pozorom jesteśmy z jednej planety. Tak samo szukamy miłości, zrozumienia, akceptacji. Pytają więc o sprawy uczuć. Pytają też o posunięcia biznesowe, ale to już po kilku minutach rozmowy, kiedy okazuje się, że dużo wiem o kimś, choć przecież nie znam pana. Ale bardziej miłość przygania ich do mnie.
To kobiety są bardziej biznesowe. Przychodzą konkretne, zdecydowane pytać o finansowe przedsięwzięcia. Może dlatego, że kobiety są bardziej świadome, ufne, mniej wątpią, wiedzą jaką wiedzę można z kart czerpać. Może dlatego są bardziej wprost, mężczyźni badają grunt.
Choć mam pana, z którym robię telekonferencje biznesowe.
Racjonalny człowiek mówi: nic dziwnego, że są sceptyczni, wróżka to tylko psycholog.
Zaskoczę panią, bo moi najwierniejsi klienci to ludzie wykształceni, prawnicy, dziennikarze, księgowe, właściciele dużych firm, ludzie z kilkoma tytułami przed nazwiskiem.
Lekarze też?
Lekarze rzadko, ale zdarzają się Ale zawsze są to osoby otwarte na nowe rzeczy, zjawiska. Rozumiejący, że świat składa się z różnych elementów i jak tak na to patrzymy, wróżba się w tym mieści. W poznawaniu świata, dotykania rzeczy niezbadanych. Ale też są to ludzie przyciśnięci do muru, w jakimś potrzasku, kończą się pomysły jak mogą sobie pomóc i wtedy łapią się wszystkiego, nawet wróżki.
U psychologa wypracowujemy nowe zachowania, bo stare się nie sprawdziły, przeszkadzają nam w życiu. Albo szukamy przyczyny problemu. Wizyta u wróżki to coś zupełnie innego, wróżka przekazuje informacje, które widzi w kartach. Do psychologa człowiek idzie z zupełnie innymi oczekiwania, do wróżki z innymi. To tak jakby mieszać wodę z kwasem. A że niektórzy uważają, że wróżka to tylko dobry psycholog? Cóż…Naprawdę nie mówię, że ktoś nie ma partnera, bo nie widzę obrączki. Bądźmy poważni.
To jest dar? Czy każdy może wróżyć?
Zawsze mówię, że każdy może się nauczyć każdego zawodu, mogłabym pójść do baletu i coś zatańczyć, pytanie tylko czy mam do tego talent, predyspozycję i na ile zatańczę jak primabalerina.
To samo jest z wróżeniem– technicznie można, to są określone obrazki, które mają konkretne znaczenie, są książki na ten temat. Ale jak człowiek połączy te obrazki ze sobą, co zobaczy poza samymi kartami….
Ale dużo osób ma intuicję, często nie chcą z niej korzystać, bagatelizują ją. Przeczucia, sny, różne reakcja ciała– takich rzeczy nie przewiduje wróżka, podpowiada nam je podświadomość. Ale ponieważ są to często informacje negatywne– wypieramy je. Nie wiem dlaczego ta nasza intuicja jest taka, że głównie ostrzega nas przed czymś złym. Mój mąż często mówi– dlaczego ty mi nie powiesz czegoś dobrego. Odpowiadam: „to też jest dobra informacja jeśli mówię, że czegoś masz nie robić”.
Mąż też sobie u Pani wróży?
Nie, mąż jest racjonalnym, stojącym twardo na ziemi człowiekiem. Czasem o coś pyta, ale i tak jak mu nie pasuje zrobi po swojemu. Kiedyś przyśniło mi się, że nas okradną. Mieliśmy wtedy hurtownię, mówię do męża: chodź, musimy wywieźć wszystkie rzeczy, przyśniły mi się białe ściany. Powiedział, że wymyślam, że to przecież tylko sen. Trzy miesiące później nas okradli, straciliśmy wszystko. Zaczynaliśmy życie od zera.
To był pierwszy taki sen?
Nie. Miałam ich w swoim życiu wiele. Wiedziałam, że urodzę pierwszego syna, że potem będę miała córkę, blondynkę z bardzo długimi włosami.
W sumie można by się przyczepić, że duże prawdopodobieństwo jest, że młoda kobieta urodzi syna?
Właściwie to można usiąść i wszystko tak racjonalnie wytłumaczyć.
Ale zdarza się, że Pani się myli?
Trafiła do mnie klientka obruszona tym, że wróżba jej się nie sprawdziła. Mówiłam, że syn będzie nosił okulary, a nie nosił. Próbowałam wytłumaczyć tej pani, że przecież nie dawałam jej gwarancji, że on w ciągu pół roku zacznie je nosić.
Wróżę od 20 lat, mam stałe grono klientek. Pewnie gdybym myliła się często, nie miałabym ich. Przyszłyby raz, okazałoby się, że się nie sprawdziło… więcej by nie wróciły, nie polecałyby mnie.
Jakiś czas temu przyszła do mnie kobieta. Zawsze się pytam przed seansem, czy pani u mnie była, czy coś się sprawdziło, czy w czymś zaszkodziłam. Ona mówi wprost: byłam dwa lata temu, wyszłam wściekła, same bzdury. Poszłam do innej wróżki, która powiedziała mi coś zupełnie innego, uspokoiła mnie. Pytam więc: no dobrze, co w takim razie robi pani u mnie znowu, dlaczego pani do mnie wróciła?
„Bo okazało się, że to pani miała racja”. Przypomniała mi, że ostrzegałam ją przed szefem, którego uwielbiała. Mówiłam, że ją oszuka na kilkadziesiąt tysięcy złotych. I to się sprawdziło. Nawet tego nie pamiętała tylko sprzątając znalazła przypadkiem kartkę z zapiskami z wizyty.
Pamiętam też inną panią, starała się wygrać konkurs na bardzo wysokie stanowisko. Powiedziałam jej, że wygra, ale nie będzie z tego zadowolona. Ona obruszyła się: „jak mogę być niezadowolona z wygranej? Z wyprzedzenia tylu osób, z dobrych pieniędzy?”. Okazało się po czasie, że się zakochała. Rzeczywiście ta praca przestała być jej celem nadrzędnym, bo skupiła się na miłości.
Ale pewnie, że mogę się pomylić. Szef firmy się myli, sekretarka się myli, jesteśmy tylko ludźmi. Ostatnio był u mnie klient, spytałam go: „Czy ojciec tej pani żyje?”, chciałam być delikatna, wybadać grunt. A on ostro: „To chyba pani powinna wiedzieć”. Tłumaczyłam: z wróżeniem nie jest tak jak krowie na rowie. Rozkładam karty i widzę wszystko szczegółowo. Nie. To nie matematyka. Znajomy jasnowidz miał taką sytuację: szukał zaginionego mężczyzny, ojca rodziny. On współpracuje z policją, na mapie zaznaczył miejsce, gdzie ten mężczyzna może się znajdować. Pojechali tam wszyscy. Co się okazało? Wisi chłop na drzewie, ale nie ten. I co pani zrobi?Reklamację złoży?Jaką reklamacje? To nie jest coś racjonalnego, to wciąż jest sfera, która jest irracjonalna. Trzeba mieć do tego dystans, samemu planować życie, bo ryzyko błędu istnieje.
Ale i tak uważam, że wróżenie to dla wielu osób ogromny krok do przodu jeśli chodzi o informacje, nadzieję.
Dużo osób uzależnia się od wróżek. Biega się od jednej do drugiej, sprawdza informacje?
Tak, to jest nagminnie. Celują w tym kobiety, chcąc być pewne, że wróżka miała rację, idą do trzech kolejnych. Najgorzej jest gdy jedna mówi jedno, inne drugie, a są takie sytuacje i trudno mi powiedzieć dlaczego. Przesadne wróżenie nie jest dobre. Zresztą jak ktoś przychodzi do mnie w krótkim odstępie czasu i zadaje to samo pytanie to ja odmawiam wróżenia. Nie wolno na tym koncentrować swojego życia, to mimo wszystko tylko wróżba, życie toczy się swoim rytmem, możemy konsultować pewne decyzje, dowiadywać się, ale nie możemy oddać temu życia, bo takie rzeczy kończą się zwykle dramatami. Znałam kobiety wpadające w długi, które nie mogły zasnąć bez „diagnozy” wróżki.
Ale myślę, że to nie jest wina wróżki tylko emocji tamtych osób.
Każdy powinien kierować się własnym rozumem. Miałam kiedyś klientkę, której przepowiedziałam rozstanie. „To ja go od razu rzucę” powiedziała. „Ale po co? Jeszcze kawałek fajnej znajomości z tego będzie”. Czy tylko dlatego, że na końcu naszej drogi jest cmentarz, będziemy od razu kładli się do trumny. Zdrowy dystans jest potrzeby zawsze, nie tylko przy wróżeniu.
Przez te 20 lat zmienił się typ osób, które przychodzą i to o co pytają?
Tak. Trochę zmieniły się tematy. 20 lat temu nikt nie pytał o znajomości internetowe, teraz bardzo często dziewczyny podsyłają mi zdjęcia mężczyzn poznanych w internecie, chcą wiedzieć: „ten czy nie ten?”, „można mu zaufać?”
Brzmi to strasznie. Jak sekta.
Ale wspominałam już wcześniej o dystansie, a ostrożności w przypadku znajomości internetowych nigdy za wiele.
Druga rzecz, która się zmieniła to pytanie o dzieci. Kiedyś pytano tylko: czy zajdę w ciążę, kiedy zajdę. Dziś tych dylematów jest więcej: zamrażać, nie zamrażać zarodków, korzystać z in vitro czy nie. Tych pytań o ciążę jest mnóstwo.
Wciąż racjonalnie brzmi to strasznie– jak można się pytać wróżki w jakim banku zamrażać zarodki.
Myślę, że to wynika z ogólnej niepewności, poczucia braku kontroli, możliwości tysiąca decyzji, ludzie się gubią.
Ludzie Pani dziękują po jakimś czasie? Za nadzieję? Dlatego, że coś się sprawdziło?
Stali klienci tak, ale reszta… raczej nie ma takich sytuacji. Tak już jest, że wróżka to pani od kryzysu, gdy jest dobrze to się o niej nie myśli.
Dużo przychodzi osób załamanych?
Przeważnie tacy do mnie przychodzą chociaż są tacy, którzy chcą być na bieżące, są ciekawi, niekoniecznie zapędzeni w kozi róg przez życie.
Czuje się Pani czasem osaczona?
Ta praca jest ogromną przyjemnością, jak mam klientów, rozmawiam z nimi, to zapominam o bożym świecie, skupiam się tylko na tych ludziach, ale wiadomo, kij ma dwa końce. Kilkadziesiąt telefonów dziennie. „Pani mi postawi karty tylko na jedno pytanie”, a ja już jestem po trzydziestu takich jednych pytaniach. Zawsze mówię: to nie jest na ilość, to jest na jakość. Potrzebny jest spokój, skupienie, czas, a nie, że ja kogoś wcisnę z tym jednym pytaniem. Nie mogę zresztą gwarantować, że pracując w takim stresie w ogóle powiem coś sensownego. Rozumiem dramaty, ale dotykamy delikatnej materii, to nie piekarnia.
Odcina się Pani czasem?
Raczej się nie da. Nawet, gdy jestem gdzieś na dalekiej wsi, trzy chałupy na krzyż, telefon ledwo odbiera to nawet wtedy są telefony: „Pani mi powróży..”.
Ludzie też myślą, że wróżka pracuje 24 godzinę na dobę. Dzwonią w niedzielę, ale też o trzeciej w nocy, w weekendy pijani, bo wtedy czują się odważni. Ostatnio SMS o szóstej rano od klienta: „Bardzo proszę o pilny kontakt”. Myślę: ale co się dzieje. Ktoś umarł? Nie pomogę już. Ktoś zginął? To niechby chociaż napisał: „zginął mi pies”. Konkretnie. Ja zawsze powtarzam, mogę próbować pomóc, ale nie przeżyje za kogoś życia… Nie ma cudotwórców.
Anna Kempisty z wykształcenie psycholog kliniczny, wróży od 20 lat. Twierdzi, że nie miesza jednego z drugim. Żartuje, że terapia jest dla ludzi cierpliwych, tarot zaś dla szukających łatwiejszych rozwiązań niż zmiana sposobu myślenia obliczona na lata. Uważa, że intuicja jest darem, ale można się też jej nauczyć. Prywatnie mężatka i mama dorosłych dzieci.