Go to content

Nie potrafię wytłumaczyć moim dzieciom, że można ot tak odebrać komuś życie, zabrać komuś tatę, męża, przyjaciela

„Gdybym ich nie znała, pomyślałabym, że są po prostu znajomymi, których ktoś przypadkiem posadził obok siebie". O zapomnianej miłości
Fot. iStock / o-che

Nie potrafię sobie wyobrazić, co to znaczy stracić kogoś tak nagle, zostać samemu w tej pustce i musieć na siłę wytłumaczyć sobie, że tak już będzie zawsze. Pożegnać kogoś , choć nie powiedziało mu się „do widzenia”, choć nie było się na to gotowym. Choć miało się z tą osobą tysiące wspólnych planów, dzieci, dom. Choć to jeszcze nie czas, nie miejsce, nie pora. Obudzić się ze świadomością, że nie miało się na to rozstanie żadnego wpływu. I że ono jest ostateczne, bo JEGO już NIE MA. Tak samo nie umiem wytłumaczyć dziś moim dzieciom, dlaczego ktoś odbiera drugiej osobie życie, celebrując ten akt na scenie, na oczach tysięcy ludzi. Szukam dziś odpowiedzi na pytania, choć wiem, że nie znajdę dostatecznie dobrych słów. Bo cóż dla pięcioletniego chłopca znaczy „choroba psychiczna”? Jak wytłumaczyć piątoklasistce, że nienawiść i niepoczytalność potrafią dosłownie zabić? Że to się „zdarza”?

Ten ostatni tydzień to takie okrutne zderzenie z rzeczywistością. kiedy a mimo to, mam wrażenie udało nam się wszystkim pochylić w ciszy nad tragedią. Może nie zapomnieliśmy do końca, że gdy zamkną się drzwi katedry, gdy uroczystości się skończą, żona Pawła Adamowicza i jego córki zostaną ze swoim bólem same. Tak po prostu, po ludzku same, bo to będzie ten moment, w którym będą musiały poradzić sobie ze swoją stratą. Dorosnąć bez ukochanego taty, podejmować życiowe decyzje bez wsparcia ukochanego partnera. Mierzyć się z codziennością, doświadczając pustki, bo tym kimś, kto był i był i nagle go nie ma. Tylko dlatego, że był osobą publiczną, piastował urzędnicze stanowisko. Że tego feralnego wieczoru, był po prostu dla mordercy osiągalnym celem.

Mądre artykuły mówią, by o tym, co się wydarzyło rozmawiać ze swoimi dziećmi. O tym, że zło istnieje na świecie, ale dobro zwycięża. Tylko, czy to prawda? Tym razem dobro nie zwyciężyło. Nie dla nich – nie dla Tosi, Tereski, nie dla pani Magdaleny. Nie szukajmy sensu w tej śmierci, bo jego tam naprawdę nie ma. Pojednanie społeczne? Póki co jest milczenie i próba refleksji. Olbrzymi wstrząs, wiele słów. Ale czy mamy prawo mówić, że od dziś będziemy inni? Nie… Nie będziemy, w to nie wierzę. Ale wierzę, że miłość jest odpowiedzią i szansą. Dla nas.

Bo przecież łamie ci się serce, gdy słyszysz słowa nastolatki, która trzęsącym się głosem żegna ukochanego ojca, ale czujesz, że nie ma w tej przemowie buntu, tylko miłość. Łamie ci się serce, gdy ukochanego tatusia żegna ośmiolatka i mówi o jego czułości. I łamie ci się serce, gdy żona żegna ukochanego męża, nawołując jednocześnie innych do pojednania. Mimo, że jej mężczyzna został zamordowany przez kogoś zaślepionego nienawiścią, ona mówi o miłości i to mówi słowami miłości. To jedyny, jawny dowód na to, że dobro i miłość zwyciężają, zawsze. To jedyna siła płynąca nie ze śmierci, ale z ogromnego uczucia do jednego człowieka. Jak te symboliczne serca ze zniczy ułożone w Gdańsku, w Warszawie, w Poznaniu i w wielu innych miastach Polski.

Mówcie bliskim, że ich kochacie. Pewnych rzeczy nie da się wytłumaczyć, zrozumieć. Wtedy jedyną odpowiedzią jest miłość.