„Śnią mi się wakacje, siedzę na plaży, popijam zmrożone prosecco, budzę się z silnym głodem. Zaczynam płakać. Zwariuję”.
Pierwszy dzień
Wczoraj zrobiłam awanturę. Nie pamiętam, co krzyczałam. Mąż spał na materacu, a teraz mówi, że rzyga moim „przepraszam”. To nie ma już znaczenia, chce rozwodu. Mówię, że nie wiem, co się stało, przecież nie piłam dużo. Zatyka uszy, krzyczy, że nie będzie tego znów słuchać. Dowiaduje się, że groziłam mu nożem, policją, zbiłam kilka szklanek i zasnęłam na podłodze. Dziwię się, bo myślałem, że to on mnie pobił. Mam ślady na rękach i boli mnie biodro. „Upadłaś, kretynko. Nagrałem cię, chcesz posłuchać?”.
Nie chcę. Wypieram to. Jak każdy alkoholik. A L K O H O L I K. Muszę powtarzać sobie to słowo, żeby nie zapomnieć. W lustrze oglądam straty minionych lat. Dwóch, trzech, może więcej. Nie wiem ile, wypieram. Nie ufam już umysłowi, prowadzi mnie na manowce, uspokaja, zapewnia, że ze mną wszystko jest okej, inni też piją. Jestem szara, spuchnięta i tak brzydka, że nie mam nawet siły się umalować. Ze zdjęcia na szafce zerka na mnie piękna dziewczyna. Mam wrażenie, że ją i mnie dzieli wiele lat. A przecież my obie to ja. Ja sprzed, ja po. Kolejny dzień pracy zdalnej, nie wiem, czy dam radę. Wali mi serce. Wiem, że gdybym walnęła dwusetkę wiśniówki, przeszłoby mi. Do krwi wpełzałby spokój. Nie przejmowałabym się mężem i tym, czy córka słyszała awanturę. Rozumiałabym, co do mnie mówią ludzie.
Ale nie będę pić i nie powiem, że jeszcze ten jeden i ostatni raz. To postanowione. Chodzi o córkę, już nie zniosę tego, jak krąży wokół mnie i udaje, że nie szuka tego, co mam w szklankach. A szuka, bo wie, że potrafię wino przelać do kubka, butelki po wodzie, potrafię nawet pić z termosu. Poczucie winy nie daje mi oddychać.
Myśl o córce pozwala mi porzucić myślenie o wódce. Łykam tabletkę na uspokojenie. Umiem już ją podzielić, mniej niż połowa. Inna dawka zwala mnie z nóg, nie mogę pracować. Teraz próbuję, choć idzie mi ciężko. Telefon do klienta to duże wyzwanie.
„Powiedz sobie głośno, jak dramatyczna jest prawda”
Drugi dzień
Mąż się nie odzywa. Nie dziwię mu się. A może dziwię? Też był agresywny. Jakby nie wiedział, że po alkoholu nie można mnie wkurzać. Od rana pracuję, nadrabiam zaległości. Jestem sprawcza. Jadę na zakupy z córką, pomagam jej w lekcjach, robię obiad, roznosi mnie energia. Zachwycam się, jak długi potrafi być dzień. Tym razem dam radę. Nie myślę o piciu. Chcę być szczera wobec siebie, zbieram butelki poupychane w domu. Są wszędzie. W koszu na brudną bieliznę. W starych torbach, w szafie na ubrania, na balkonie, wsadzone w ziemię na balkonie. To naprawdę ja? Wcześniej tylko o tym czytałam, uważałam, że to patologia. Kładę wszystko, co znalazłam, na stole i obrażam sama siebie. „Ty kretynko, ty wyrodna matko”. Jestem tak wstrząśnięta tym, co widzę, że wolę czuć złość niż rozpacz.
Butelki wynoszę na śmietnik zapakowane w torby z ubraniami. Nie chcę, żeby brzdąkały. Przez długie miesiące picia, (to brzmi jednak lepiej niż lata), nie zauważyłam sygnałów. Nie zabezpieczałam się. Wino kupowałam w osiedlowym sklepie (błąd), butelki wystawiałam na zewnątrz, na klatkę (błąd), zawsze więcej piłam wśród znajomych (błąd), pisałam do ludzi po alkoholu (błąd). Teraz chcę zadzwonić do kogoś bliskiego, żeby powiedzieć, że przestałam pić. Nie mam do kogo, wciąż mówię, że przestałam pić. Do wczoraj sama w to wierzyłam. Chcę wierzyć w to i dziś, ale mąż jest dowodem mojej winy.
Nie chce mnie znać. Mówi, że tego nie wytrzyma. Kocha mnie bardzo, ale za dużo się stało. Co się takiego stało? Prycham. Przecież nawet nie pamiętam tej awantury.
„W trzeźwieniu nie zajmuj się innymi”
Trzeci dzień
Wciąż okej, choć jestem pobudzona. Szoruję mieszkanie, fugi lśnią, wanna odzyskuje biel, robię nawet porządki na pawlaczu, wywalam rzeczy. Chyba nie mogę skupić się na pracy. Czuje dziwną suchość w ustach, wali mi serce, na szczęście mogę odłożyć zawodowe rzeczy do jutra. „Mamo, co się z tobą dzieje?”- pyta córka. Proponuję, że obejrzymy serial. Jest zachwycona. „Ale nie zaśniesz? Obiecaj?”. Znów patrzy, co mam w kubku. Udaje, ze nie zauważam. Mam tylko herbatę. Czuję coś na granicy dzikiego triumfu. Zachowuję się, wreszcie, jak normalny człowiek.
Wieczorem wpada do mnie koleżanka, pod kurtką trzyma wino. – Mała zasnęła? Muszę się napić. Wyciągam dla niej kieliszek, mówię, że nie piję. – Który to już raz? – śmieje się. – Znów próbuję.
Po każdym kieliszku jest głośniejsza, jej opisy są barwniejsze, widzę, jak ciało jej odpuszcza. Ale ona nalewa sobie jeszcze, i jeszcze, nie potrafi przestać. Łapię się na tym, że ją oceniam. Nie podoba mi się jej ekspresyjna wesołość.
Zawsze tak robię, gdy nie piję. Mądrze się. Zauważam problem alkoholowy innych. Służę im radą. Wczoraj tłumaczyłam koleżance, że picie w ukryciu, w garażu świadczy o problemie jej męża. „I on się nie chce leczyć, rany”.
„Błagam, przestań, jesteś trzeźwa trzeci dzień” mówię do siebie. Innych telefonów dziś nie odbieram, nie odpisuję na wiadomości. Gdy piję jestem otwarta i ciepła, poświęcam godziny na słuchanie innych. Na trzeźwo jestem smutna, wolę się wyciszyć. Lubię wspominać czasy, gdy byłam wolna. Nie myślałam o drinku, gdy wychodziłam po iluś godzinach pracy, nie potrzebowałam wina na wakacje i do samolotu, żeby już się wakacyjnie wyluzować. Lubię wspominać wolność, bo chcę do niej wrócić.
Przygotuj się na straszne kryzysy i nie negocjuj ze sobą
Czwarty dzień (piąty, dwudziesty, trzydziesty)
Rano jeszcze jestem pewna, że jest świetnie, ale wracając ze spaceru z psem, czuję, że znosi mnie do spożywczego. Prowadzę wewnętrzny monolog. Nalać sobie odrobinę wina, tylko kieliszek. Szklaneczka. Nie wiem skąd to się we mnie bierze. A może wiem. Bił mnie ojciec, matka nadużywała alkoholu. Kiedyś zostałyśmy same. O trzeciej w nocy. Matka spadła ze schodów, krwawiła i płakała z bólu. Wezwałam pogotowie, a potem zostałam sama, w wielkim domu. Miałam 10 lat, a następnego dnia klasówkę z matematyki. Nigdy nie wiedziałam, czego mogę
się spodziewać. Lęk jest mną, a ja jestem lękiem. Ale będę się już tłumaczyć dzieciństwem, ile ja mam lat. Jestem matką, muszę być odpowiedzialna. Kilka miesięcy temu terapeutka powiedziała: „Nieważne, co zrobiłaś. Ważne, że dziecko zobaczy, że umiesz z tego wyjść. To też jest siła, przyznać się do bezbronności. A ty jesteś chora”.
Chora. Jakie to obrzydliwe słowo. Nie chcę być chora. Chcę mieć wpływ. Ale przecież od dawna go nie mam. Wtedy, te kilka miesięcy temu też przestałam pić. Wzorem była moja terapeutka, rzuciła alkohol, przeszła terapię, zaczęła nowe życie.
Wytrwałam miesiąc. A potem pojechałam na wakacje i chciałam wyluzować. To takie modne teraz słowo. WYLUZOWAĆ. Przecież każdy może, prawda? Jezioro, lato, kto nie pije wtedy wina, piwa, czy kolorowych drinków. Nie, spożywczy mnie zgubi, nie ma żadnego jednego kieliszka. Przemawiam do siebie, jak do dziecka. „Nie oszukuj się”. Ale demon alkoholowy wchodzi mi do głowy i przekonuje: „Co to są za cyrki, po prostu trochę pijesz, ale to przecież jeden kieliszek, nikt nie zauważy. Zrób jak zawsze. Kup dwusetkę, wypij ją w lesie. Będzie łatwiej. Łatwo. Ciało przestanie boleć”. Nie mogę słuchać tego głosu, uciekam do domu.
Mąż mi pomaga. Robi obiad, uspokaja, ale jasno mówi: „Nie będę z tobą, jeśli będziesz piła”.
Unikaj miejsc, gdzie jest alkohol
Dzień czterdziesty
Dlaczego w każdym serialu ludzie piją wino? Brzdąkają kieliszki. Alkohol jest synonimem luksusu, ulgi, świętowania. Pasuje do pięknych ludzi. Przecież inaczej nie byłoby go w każdym filmie. Z okazji randki- piją, jedząc kolację- piją, chcąc się relaksować- piją. Powinni zabronić pokazywania tego wszędzie, na Facebooku i Instagramie ludzie wciąż sięgają po kieliszki. Oni też są alkoholikami – wyrzucam. I jest mi łatwiej. Cholerna kultura picia.
W markecie próbuję nie patrzeć na kącik z alkoholem, przeraża mnie nowa dostawa pysznego szczepu syrah. Jadę do przyjaciółki na babski wieczór, męczą mnie krzyki. Znikam z grilla z przyjaciółmi, są nietrzeźwi. Zauważam, że im więcej ludzie piją w towarzystwie, tym mniej się nawzajem słuchają. Trochę im zazdroszczę, ale bardziej chcę zniknąć.
Uspokaja mnie muzyka, medytacja i cisza. Czasem oglądam filmy. Wiem, że muszę się pogodzić, że stracę niektórych znajomych. Taka właśnie byłam przez ostatnie parę lat, tak spędzałam wolny czas. Wineczko tu, wineczko tam. Czy ja w ogóle potrafię być z ludźmi na trzeźwo? Będę musiała się tego od nowa uczuć.
Zmierz się z poczuciem winy
Dzień pięćdziesiąty
Przyjaciółka opowiada, że nienawidzi swojego życia. Mąż znów nawalił się w garażu. Zwyzywała go, trzasnęła drzwiami, a on za nią krzyknął, że to ona ma problem z alkoholem, bo on nie pije. Drżę, gdy tego słucham. Tak znam te mechanizmy, zwalić na kogoś, że się czepia, osacza, robi dym. Jest sztywny i nudny. Wszystko, byle nie poczuć problemu. Swojego. Nie zauważyć, że jest się centrum chaosu. Picie ukradkiem w samochodzie, na parkingu pod domem, w łazience, garażu, a potem udawanie, że komuś się wydaje. Doprowadzanie do szaleństwa bliskich, sprawianie, że już nie wiedzą, co czują i widzą, co jest prawdą, a co nie.
Dziś byliśmy u znajomych, mąż się trochę napił, cały samochód śmierdział alkoholem. Nie da się kogoś oszukać, że się nie piło. Nocami wracają do mnie obrazy z minionych miesięcy, lat. Ile spraw zawaliłam, ile rzeczy nie zrobiłam, ilu ludzi zawiodłam. To jest jak straszny film, który wyświetla się w mojej głowie.
Przypominam sobie słowa terapeutki. Sobie też musisz wybaczyć. Ale to jest bardzo trudna lekcja trzeźwienia. Niewybaczenie też cię trzyma w chorobie, wciąż jesteś ofiarą. Na przykład samego siebie. Można bez sensu mielić
te sytuacje, wracać do nich i przerabiać od nowa. Ale wtedy, jeszcze bardziejchcesz się napić. Żeby zapomnieć.
Na początku nie mów „na zawsze”, mów: „dzisiaj”
Dzień sześćdziesiąty
Wielu ludzi podczas trzeźwienia mówi, że przerażają ich słowa: „na zawsze”, „nigdy”. Część już podczas terapii myśli, że kiedyś napije się znów (oczywiście, jeden kieliszeczek). Terapia jest niczym ciężka podróż, nagrodą będzie normalność i kieliszeczek.
Podczas pierwszych prób też to czułam. Że przecież wrócę do normalności, winka przy kolacji i na urodziny. Słowa: „zawsze” budziło opór. Musiałam lecieć po wino, żeby udowodnić sobie, że nie ma żadnego „na zawsze”. Teraz już nie mówię sobie niczego, najwyżej: „Dzisiaj nie piłam”. Jest ciężko, minął haj, że się udaje. Jest codzienność. Dni stapiają się w jedno, są śniadaniem, kolacją, obiadem, rozmowami, próbą odnalezienia sensu. Podobno po odstawieniu alkoholu wiele osób ma depresje. Tłumione uczucia docierają do świadomości. Nie wiem, czy to
depresja, ale jestem w stanie „zero”.
Uczę się od nowa: radość z roweru z córką, ze spaceru, z małego sukcesu zawodowego. Radość z kawy. Z rozmowy. Brakuje mi ulgi. Tak, piłam, żeby czuć ulgę. Podkręcić się. Piłam, bo…
Każdy powód jest dobry. Mam problem, gdy w domu jest alkohol. Proszę męża, żeby na razie nie kupował piwa, bo noce przed lodówką zbyt mnie męczą. Tak, demony przychodzą tylko nocą. Już nie na tyle, żeby wziąć kluczyki i pojechać na stację, ale wciąż na tyle, żeby otworzyć piwo w lodówce. Boję się siebie, nie ufam sobie. Mąż obiecuje, że piwa nie będzie.
Szukaj pomocy
Dzień dziewięćdziesiąty
Śnią mi się wakacje, siedzę na plaży, popijam zmrożone prosecco, budzę się z silnym głodem. Zaczynam płakać. Zwariuję. Nie chcę tej cholernej normalności. Chcę poczuć smak prosecco. Dzwonię do terapeutki, mówi, że to normalne, nawet po siedmiu latach niepicia ma kryzysy.
Ostatnio była na bankiecie i kelner nosił kieliszki szampana, odruchowo sięgnęła. „Dasz radę” jej głos jest mocny i ciepły. Dam, ale już nie sama, nie w terapii indywidualnej, jestem w końcu gotowa, żeby zapisać się na grupę. Już nie czuję wstydu, nie próbuję niczego ukryć, nie muszę. Jestem częścią tego, co było. Ale muszę ochronić swoją przyszłość. Dzwonię i umawiam się na za tydzień. Kryzys mija.
Buduję codzienność od nowa, zauważyłam, że mąż się oddalił. Pytam dlaczego siedzi na messengerze albo czyta artykuły w telefonie. Mówi, że tak się przyzwyczaił, bo mnie nie było. Boli, ale doceniam szczerość. Uczymy się siebie od nowa, ja, jak być z kimś bez alkoholu, on, jak być naprawdę ze mną. To nie jest łatwe, bywam gorsza w seksie. Nie jestem już tak zabawna, nie mam tysiąca pomysłów na minutę. Tak, gdy piłam bywałam czarująca. Uwodziłam ludzi. Oczywiście do czasu. Dziś jestem sobą, jestem zwyczajna.
Rok niepicia
Nie jestem nawet w stanie opisać, jak lepsze jest moje życie. Najbardziej na świecie dziękuję mojemu mężowi.
Tak, wiem, że to wciąż początek drogi…