Moja przyjaciółka, lat 36, samodzielna, mądra, szalona M.. Wraca ze spotkania z facetem i opowiada, że usłyszała, że ma kilka lat, by się ogarnąć, zacząć uprawiać sport (to akurat wspieram), przestać palić, pić, zacząć jeść zdrowo (wszystko w porządku), bo… będzie starą laską. Starą laską lub starą lampucerą, jak określał mój znajomy kobiety dojrzałe, ale bez umiaru w makijażu i zabiegach medycyny estetycznej. – Nie musisz się jeszcze strzykać- mawiał – powiem ci kiedy. Nie powiedział, bo już go nie ma. Ale wyraźnie sugerował, że jeszcze kilka lat spokoju mam.
Taka randka moja kiedyś. Facet, starszy sporo, biznesmen wysokiego szczebla. – Jeśli niewiele zgromadziłaś do 40-tki – zaczyna – to już nie masz szans na jakąś serio karierę. Zazwyczaj ludzie mają w tym wieku apogeum wzrostu swojej efektywności.
Biegamy z przyjaciółką i ona mi opowiada o pewnym facecie, który ją męczy, niby kocha, normalka. I on jej tłumaczy: – Wiesz kochana, ty musisz się wyrobić z życiem do 40-tki, bo potem będzie ci trudno (taka nuteczka troski w głosie się pojawia). Tobie się tylko wydaje, że czas jest z gumy. Wy, kobiety macie znacznie bardziej na bakier z mijającym czasem. To niemal cytat. Plus interpretacja, iż chodzi o to, że się starzejemy, że „rynek” pęka w szwach od kobiet młodszych i szukających, że potem nie jest łatwo się z kimś związać, a co dopiero (dla chętnych) mieć dziecko. To już pies pogrzebany. Cyk cyk cyk. Ten biologiczny zegar jak cykanie koników polnych.
A więc drodzy Panowie (i Panie), zanim z waszych ust wypłyną kolejne złote myśli, uporządkujmy:
- Nic nam się kobietom nie kończy po 40-tce, mamy nawet menstruację nadal. Wiele natomiast pojawia się nowego. Możemy: balangować, podróżować, wspinać po szczeblach (niech już będzie) kariery, pić wino wieczorem, oglądać zachody słońca (można zarwać nockę, bo dzieci śpią smacznie nawet do 9-tej). Można wyjść sobie do kina bez zamawiania niani (dzieci zostają same w domu). Można nie mieć dzieci i się tym za bardzo nie przejmować (jest jeszcze czas!). Można też nie chcieć mieć dzieci. Można jechać na wakacje samemu albo w bardzo długą podróż. Można przez chwilę nie pracować i nie myśleć, że ktoś coś nam sprzed nosa sprząta. Można już nie asystować komuś (prezesowi, mężowi, matce), być autonomicznym w związku, mieć samodzielne stanowisko, umieć powiedzieć matce i teściowej „nie”. Ma się czas na nowe pasje, np. warsztaty zielarstwa, choćby z tego powodu, że zapach ziół nas uspokaja. A tak w ogóle można być dużo bardziej spokojnym, bo czas, choć już wiemy że nie jest z gumy, nie musi tak zapier….
- Możemy nadal mieć dzieci (tak, tak wiemy, że ryzyko jest większe, ale ryzyko nie oznacza niemożliwości!). Możemy mieć nie tylko jedno, ale nawet kilkoro. Możemy zacząć nowy związek i z miłości do swojego mężczyzny i z miłości do życia chcieć mieć wspólne dziecko. Mamy siłę je wychować i wyposażyć na życie. Mamy dla niego CZAS (ten sam, co nie jest z gumy) i UWAGĘ. I mniej nam się spieszy, bo rozumiemy już, że nie ma nic trwalszego, nic lepszego, nic piękniejszego niż malutki człowiek.
- Możemy chodzić na randki jak gówniary, być na Tinderze albo innym czymś, możemy flirtować, zakładać kolorowe sukienki, trampki, śmiać się głośno i bawić. A jak ktoś nie lubi kobiet dojrzałych, po prostu nie musi się umawiać. Jego sprawa, a już na pewno nie nasza. A że mniej chętnych (wcale tego nie czuję!), to w sumie lepiej. Stawiamy na jakość.
- Możemy w ogóle nie chcieć mieć związku na całe życie, dlatego czas tu nie gra roli. Rozumiemy, że miłość nie musi być na zawsze. Doceniamy momenty, spotkania, rozmowy. A starzenie się nie straszy. Jest daleko na horyzoncie jak zachodzące słońce, i wiemy, że nas czeka podobnie jak każdego człowieka, ale rozumiemy też że to przywilej, bo życie jest nieprzewidywalne, umierają wokół nas młodzi ludzie, nie rozumiemy dlaczego, ale tak jest.
- Możemy wreszcie żyć jak chcemy. Nawet nie wiecie jaka to ulga mieć (lub prawie) mieć 40 lat! To jest ta świadomość cudowna, że jesteś dla siebie najważniejsza i że nic nie musisz (w uproszczeniu). Jak to napisała mi wczoraj moja cudowna przyjaciółka (blisko 40-tki) „muszę wreszcie oddać sobie to, co mi zabrano w życiu”. To jest czas dla nas, dla asertywności, dla pychy i bezczelności nawet. Tego, że mam odwagę powiedzieć ściemniaczowi „Stary, nie marnuj mojego czasu” i nie dlatego, jak sugerujecie, że mi się gdzieś spieszy, ale po prostu moje życie jest cenne.
- Moja obecność w życiu jest cenna. Tu stawiam kropkę.
A teraz sorry muszę lecieć zjeść prawdziwe belgijskie frytki, aby mi dupa urosła i nie musicie mnie uświadamiać, że około 40-tki metabolizm się znacznie spowalnia, wiem to! 🙂