Marzena Fijak jest pasjonatką tańca współczesnego i życia. Bycia w tu i teraz. Słowa, które ją opisują, to spokój, ugruntowanie, ucieleśnienie, przepływ. Każde doświadczenie życiowe transformuje w ruch i w ruchu wyraża. Łączy bujanie w obłokach ze stąpaniem po ziemi. Uwielbia marzyć i spełniać te marzenia. Żyje w zgodzie z własnym sercem i z przestrzenią otwartego serca. Przyjmuje z wdzięcznością dar istnienia. Zawodowo jest pedagogiem i psychoterapeutką. 20 lat pracowała z osobami w kryzysach życiowych w Ośrodku Interwencji Kryzysowej w Bielsku-Białej. Równolegle w stworzonej przez siebie Przestrzeni Duchowo- Ruchowej, pracuje z kobietami używając technik tańca terapeutycznego w takich obszarach jak poczucie własnej Mocy, Kobiecości i Prawdy. Obecnie dla Inkubatora Twojego Sukcesu prowadzi kursy o kobiecości i powrotu kobiet do swojej mocy. Dzisiaj będziemy rozmawiać o stawianiu granic w komunikacji z najbliższymi, ale też i w pracy.
Marzena, mówi się, żeby „stawiać granice”. Co to właściwie znaczy ? I chyba nie chodzi o drut kolczasty na granicy z Białorusią 😊?
No ubawiłam się bardzo myśląc o tym i widząc ten drut kolczasty na granicy z Białorusią. Bo on jest z jednej strony symbolem takiego ostrego stawiania granic, mówiącego „nie wpuszczę cię na swoje terytorium, bo jeśli tu wejdziesz to grozi ci nawet śmierć”. Nie, bo nie. To taki bardzo restrykcyjny i ostry sposób stawiania granic i myślę, że możemy korzystać z tego w sytuacjach zagrożenia życia. Co prawda nie rezygnowałabym z takiego sposobu, bo jest on w repertuarze naszym stawiania granic od czasów człowieka prehistorycznego, kiedy ten musiał stawiać granice, aby go coś nie zjadło, czy nie pożarło, czy też jakieś inne nieszczęście, które mogłoby go spotkać. Jest to radykalny sposób stawiania granic. W życiu codziennym bardziej chodzi o takie granice, które są wewnątrz nas. I one się bardziej odnoszą do granic naszego ciała. Kiedy my wiemy gdzie się kończymy. Czyli w naszym poczuciu granic cielesnych. Wówczas to próby naruszenia tych granic, wymuszenia ich, są bezpośrednio odbierane i odczuwane. To są granice fizyczne.
Bardziej skomplikowana jest sprawa kiedy naruszane są granice nasze emocjonalne. Czyli jeśli ktoś powie nam coś bardzo nieprzyjemnego i to czujemy czy na poziomie ciała, czy emocji. To jest przekroczenie naszych granic. Osoba, która przekroczy te granice nie poczuje tego, ale osoba która tego doświadczy będzie się źle czuła. Może to boleśnie odczuwać i jego granice mogą poczuć się zagrożone poprzez odczuwanie złości, żalu, lęku, smutku czy innym sposobem poradzenia sobie z sytuacją.
Pracując z tematem granic, czasami można odwołać się metafor zewnętrznych, pomyśleć o nich jako o granicy, murze, płocie. Jakiejś fortyfikacji, która nas oddziela. Wtedy sugeruje nam oddzielenie. Mechanizmy obronne, które mają nas obronić, ochronić. Ja bym się bardziej odniosła do granic subtelnych i bardziej się odnosi do tego jacy jesteśmy, na ile siebie znamy i na ile znając siebie możemy rozpoznawać poczucie własnego dyskomfortu i odnosić się do niego. Na ile możemy rozpoznawać i komunikować. I nie chodzi o to aby być agresywnym, a bardziej używać swojej asertywności, mówiąc w komunikacji „JA” – „ja czuję się bardzo niekomfortowo kiedy ty zwracasz się do mnie w ten sposób.” I to jest opcja, która pozwala na zachowanie własnej autonomii i nie obarczania tym co ktoś inny robi w naszą stronę. Ktoś może przekraczać nasze granice i to jest nagminne, natomiast ważne jest jak my się z tym czujemy.
Mówi się, że gdybyśmy sami umieli stawiać granice i szanować innych, to nie pozwolilibyśmy innym łamać swoich. Niestety nikt nas tego nie uczy. Nie uczą nas rodzice ani nauczyciele w szkole. Przecież pierwszymi osobami, które łamią nasze granice są rodzice i potem z tym brakiem asertywności idziemy w życie, pozwalając na to samo naszemu otoczeniu i partnerom.
Oczywiście że tak. Do momentu jeśli nie poczujemy takiego bólu i cierpienia, to nie wiemy że cokolwiek zostało złamane w nas. Dopiero idąc potem na terapię to zaczynamy czuć te emocje i ból, rozpoznawać je. Uczymy się tego jak szanować siebie i jak dbać o siebie. Też nie ma co się czepiać naszych rodziców, bo oni też nie byli uczeni. Rodzice naszych rodziców, to byli raczej dzieci pokolenia wojennego gdzie tam nawet nikt nie miał głowy do uczenia się tego co to są granice, bo wówczas raczej dbało się o granice w sensie terytorialnym. Wszystko wówczas sprowadzało się do przetrwania. Tamte pokolenia dbały o życie.
Małe dziecko najlepiej wie też czego potrzebuje, np. je ile chce, a my często nakłaniamy i zmuszamy je, wpychamy na siłę. Bo my niby wiemy lepiej. Dziecku jest za gorąco i nie chce wyjść w czapce na zewnątrz, ale my mu wciskamy, bo uważamy że wiemy lepiej niż ono. Więc na tym etapie, kiedy dziecko próbuje się separować we wczesnym wieku, a w wieku dwóch lat poznaje siebie i próbuje używać takich mechanizmów, które jemu pasują. Budują granice, które pasują jego zdrowiu i ciału. A z wiekiem się wędruje przez świat i obserwuje zachowania innych ludzi, także wobec nas.
Zastanawiamy się czy może przykładowa ciocia wie lepiej niż my, a my nie przyjmując jej racji odpychamy, a z czasem się zastanawiamy czy może nie uraziliśmy cioci, bo nie przyjęliśmy tego co ona chciała. Zastanawiamy się czy możemy wytrzymać taki dyskomfort powiedzenia komuś „NIE” narażając się na ostracyzm. Czy też lepiej stosować się do czegoś co nam nie służy, a mieć święty spokój z otoczeniem. A może zdać się na banicję bo jesteśmy dla kogoś niegrzeczne. Bo dziecko jak walczy o siebie i stawia granice, to słyszy że jest niegrzeczne i nie w porządku do innych.
Jak je umiejętnie stawiać aby uzyskać pożądany efekt? Dlaczego tych granic nie uczą nas rodzice? Kto je łamie ?
Myślę sobie tak, że coraz więcej jest świadomych ludzi. Rodzice coraz częściej uczą dzieci jak szanować granice i jak szanować siebie, jak być w zgodzie ze sobą. I też jest wiele dzieci które wiedzą czego chcą lub nie i wiedzą jak to komunikować. Kto łamie nasze granice? Każdy komu na to pozwolimy. Kto ma takie zapędy i nagle już znajduje się na czyimś terytorium. Wtedy albo się orientujemy, że ktoś jest na naszym terytorium, wtedy używamy komunikacji „JA” czyli „ ja proszę, ja chciałabym” czyli wyrażanie własnych potrzeb i taka komunikacja jest nieagresywna. Ale są też takie sytuacje jak w przypadku osobowości zaburzonych, psychopatycznych, narcystycznych, które wiedzą jak wejść na nasze terytorium. Nagle już tam jest. I kobiety się wówczas zastanawiają jak on to zrobił, że przekroczył wszystkie ich granice.
Podobno te granice umiemy sami stawiać jako małe dzieci, tylko potem system jak przedszkola, szkoła je tępi. Jak odzyskać tę werwę stawiania na swoim?
Dlatego tu jest taka praca aby odzyskać werwę tego dziecka, które umiało korzystać z instynktów, czucia tego co dobre dla niego. Dziecko instynktowne unika sytuacji, które są dyskomfortowe i czuje je bo wynikają z ciała. Dlatego ważne jest aby umieć mieć kontakt ze swoim wewnętrznym dzieckiem. Dziecka, które nie zostało jeszcze spacyfikowane i jest pełne werwy, spontaniczności, radości, kreatywności. Odnaleźć połączenie w życiu dorosłym z dzieckiem wewnętrznym. Mówi się o tym, że to jest podobne z odczuwaniem swojej przestrzeni serca. Wówczas bardziej prawdopodobne jest, że odzyskamy ten entuzjazm, czucie siebie i swoich granic. Instynkt nam pomaga. Instynkt, który jest połączony z naszym sercem, cielesnością tak, aby mógł pracować dla nas. Żeby ten instynkt współbrzmiał, współistniał z nami.
Kontakt z naszym ciałem i emocjami pomaga nam zrozumieć, kiedy nasze granice zostają przekroczone, ponieważ odczuwamy to poprzez złe samopoczucie w danym otoczeniu. Zaczynamy mieć bóle gardła, alergię, bóle brzucha. Czujemy, że coś zostało zrobione wbrew nas i to uwiera. To są bardzo ważne sygnały, że coś w nas ma jakiś dyskomfort. Co pokazuje nam, że nasze granice zostały przekroczone lub pojawiają się nam jakieś sytuacje z dzieciństwa, które wówczas zostały zbagatelizowane, bo nie mieliśmy siły, nie wiedząc co z tym zrobić, a tak naprawdę bolą nas do dzisiaj i pojawiają się w naszym dorosłym życiu. Więc to jest fajna praca w tym obszarze aby na nowo ustawić sobie wewnętrzne instancje, które będą nas chronić.
Czy stawianie granic i mówienie czego się chce, to jest męska energia? Czy to można też nazwać egoizmem?
To jest fajne pytanie.
Mówi się, że kobieta powinna być tą uległą, przyjmującą i nie sprzeciwiającą się.
W energii żeńskiej jest bycie w harmonii, w równowadze, a wówczas gdy przekraczane są nasze granice można użyć męskiej energii, jednocześnie pozostając w żeńskiej energii. To jest moje rozumienie tego tematu. Samo stawianie granic jest w męskiej energii, tak jak zarabianie pieniędzy czy zarządzanie interesem. Tak jak bycie w czuciu jest kobiece. Tak jak w jing i jang gdzie przenika się męskość z żeńskością, po to aby być w równowadze.
Skąd płynie w nas energia i poczcie, że gdzieś nasze granice zostały przekroczone ? Czy to odczuwamy na poziomie ciała, czakr?
Słowo „czujemy” jest kluczem. Bo my zazwyczaj nie czujemy. To co się dzieje na przestrzeni życia czasami przestajemy tak dobrze czuć jak w tedy gdy byliśmy dziećmi. Czyli to, że boli mnie głowa w sobotę, to może mieć związek z tym co się zadziało w środę kiedy ktoś przekroczył moją granicę. Zrobił mi coś wbrew. W środę, załóżmy, nie mogłam tego zidentyfikować, a w sobotę moja głowa zaczyna o tym mówić. To może być też, że boli nas żołądek, lub spłycamy oddech i nie możemy o tym mówić. Lub reagujemy alergią. Kobiety w toksycznych związkach tak reagują. Ciało tak odreagowuje i mówi nam że coś się dzieje nie tak. To mogą być choroby, nowotwory. We wszystkim co do nas przychodzi warto zobaczyć czy coś się z nami nie dzieje pod kątem komunikacji w naszym otoczeniu.
To jak zakomunikować rodzinie, bliskim, partnerowi, że łamią nasze granice?
Jeżeli odnosimy się do konkretnej sytuacji to mówimy: „kiedy powiedziałeś do mnie te konkretne słowa, to poczułam się z tym bardzo źle. I jeśli mogłabym cię prosić, to chciałabym, abyś w przyszłości inaczej się do mnie zwracał”. Lub gdy ktoś przyjeżdża do nas bez zapowiedzi, to mówimy „taka niezapowiedziana wizyta powoduje u mnie spory dyskomfort, dlatego prosiłabym abyś w przyszłości wykonała telefon uprzedzający, abym mogła się przygotować i mieć czas dla ciebie”, bo akurat mamie zachciało się przyjechać wcześniej, bez zapowiedzi😊.
Jest cały zbiór narzędzi do komunikacji swoich uczuć i potrzeb. Jest też taka forma komunikacji „JA” która opiera się na tym, że „Ty jesteś ok i ja jestem ok”. Gdzie nie mówi się, że „hej bo ty zawsze, bo mnie wtedy trafia, wkurza mnie” i jest koniec komunikacji między dwojgiem ludzi. A nawiązujemy wtedy, kiedy: „kiedy ty mówisz to, to ja czuję to, więc proszę cię abyś…”. To jest taki prosty schemat, matematyczny wzór. Można też stawiać granice w swój własny, autentyczny sposób, np.: proszę przestań to robić! Nie jest to asertywne ale jest nasze, bo nie jesteśmy szablonem.
Obrażanie się to też stawianie granic, chociaż taka forma do niczego nie prowadzi. Zachęcam aby komunikować, jak my się czujemy gdy ktoś nam coś mówi, traktuje, zaprasza, a następnie powiedzieć jak byśmy chcieli być traktowani. Można powiedzieć mężowi, że kiedy następny raz zwróci się do nas w ten sposób, to nie zgodzimy się, aby potem pójść razem na kolację, bo w takim nastroju już nie będzie przyjemnie.
Wiele osób uważa, że jeśli będziemy siedzieć cicho i się nie wychylać, to więcej osiągniemy w pracy, w związku. Jesteśmy uczone „pokorne ciele dwie matki ssie”. Jak to widzisz?
W ogóle tego nie widzę. To jest jak strategia przetrwania w ciężkiej sytuacji. To jak w chwili zagrożenia walczyć o siebie, kiedy boi się, lub jest w stresowej sytuacji. Nie wie, że są inne sposoby poradzenia sobie z taką sytuacją. Myślę, że jeśli „dwie matki się ssię”, to może przynosi to jakieś korzyści, ale nie prowadzi do rozwoju. W rozwoju człowiek chciałby wiedzieć: co ssie? Od kogo? I po co? I czy w ogóle ma to jakiś sens? Co mu to daje? Pokora może być tutaj trochę myląca, bo sama pokora jest ważna w rozwoju osobistym i nie rezygnuje się z tego. Ale zastanowić się czym się chce karmić i czym kierować w życiu.
Często jesteśmy wykorzystywani tylko dlatego, że mamy dobre serce, że nie chcemy komuś robić krzywdy, a podobno szczęście sprzyja tym którzy umieją brać i dawać, umieją się upominać o swoje? Stanie w swojej prawdzie.
Pojęcie prawdy jest bardzo ważne. I prawda do której ja się odnoszę, która wydaje mi się bardzo ważna to „stawiaj siebie zawsze na pierwszym miejscu, ale nie krzywdź innych”. Czasem trzeba poszukać takiego złotego środka. Czasem gdy czegoś potrzebuję zastanawiam się co czuję. Ale także czy będąc bardzo empatyczną, czy nie odpuszczam czegoś ważnego dla siebie? Tutaj jest kwestia złożona i trzeba by się bardziej wszechstronnie zastanowić i kiedy? Bycie orędownikiem własnej prawdy jest bardzo potrzebne i na pewno nas to zaprowadzi daleko w naszej ścieżce życiowej, ale prawda ta nie może być mieczem dla kogoś lub przeciwko komuś. Musi się obchodzić z prawdą jak z sacrum, czymś świętym w nas. I wcale nie musimy całemu światu ogłaszać tego, że teraz to ja chcę to i tamto. Nasza prawda może być bardzo cicha i pokorna i wtedy tym bardziej może pracować na rzecz pilnowania i stawiania naszych granic. Robi się przejrzysta przestrzeń na to co w nas. Widzę to metaforycznie.
Nasza prawda służy naszej świadomości. Jeśli widzimy i mamy świadomość, że coś jest nie tak, to już jesteśmy na wygranej. Czy my w ogóle musimy interweniować, czy po prostu możemy lepiej zadbać o siebie niż tworzyć konflikty, co może nam nie służyć. Ważne mieć na oku swoje granice, prawdę i swoją ścieżkę i mieć zaufanie do tego, co się czuje. Nie lekceważyć tego cichego głosu w sobie, który widzi że coś jest robione wobec nas nie tak.