Codziennie wchodzimy do wirtualnego świata. Czytamy posty, oglądamy zdjęcia i filmiki, i czujemy się tu bardzo swobodnie. Może nawet jeszcze swobodniej niż w rzeczywistości. W Internecie nie mamy hamulców, często jesteśmy anonimowi, pod pseudonimem wypluwamy z siebie jad. Czasami pod pełnym imieniem i nazwiskiem żywo komentujemy to, co czytamy i nie byłoby w tym nic złego, gdybyśmy byli kulturalni, empatyczni lub mieli wiedzę na jakimś temat. Tymczasem gdy czytuję komentarze niektórych internautów to krew mnie zalewa. Jakim prawem kogoś obrażamy lub wyrażamy swoją, pożal się Boże, opinię nie mając o czymś pojęcia?!
Ten portal pisze życie. Mnóstwo tekstów powstało w oparciu o historie z życia wzięte naszych Czytelników i Czytelniczek. Niektóre napisały one same. Powodów jest dużo. Potrzebują wsparcia, rady, są przerażone i nie wiedzą co robić. Chcą się podzielić doświadczeniem, wyrzucić z siebie emocje. Być może napisanie do nas to forma terapii.
Życie pisze różne scenariusze. Historie ludzkie są tak niesamowite, że czasem trudno w nie uwierzyć. Ale się zdarzają. Co więcej, człowiek jest omylny i podejmuje także błędne decyzje, nader często. Odnoszę jednak wrażenie, że niektórzy internauci uważają się za speców wszelkiej maści którzy wiedzą wszystko, wszystko przeżyli i jedyne na co ich stać to
pełen arogancji komentarz zaczynający się od słów: „Ja bym…” Do cholery jasnej, gdyby człowiek wiedział, że się przewróci, to by usiadł!!! Jakim prawem gdybamy, skoro czegoś nie doświadczyliśmy? Jesteśmy ekspertami od zdrad, romansów, ciąż, macierzyństwa, kariery, zdrowia, odchudzania, związku.
I najwięcej mamy do powiedzenia szczególnie, gdy dana sytuacja nas oczywiście nie dotyczy. O tak, wtedy sypiemy mądrościami w lewo i prawo:
Na Twoim miejscu…
Ja bym…
Gdybym, to bym…
W życiu bym nie…
W jej/jego sytuacji bym (nie)…
Ludzie drodzy! A gdzie opinie tych co danej rzeczy doświadczyli? Powiem Wam, oni nie komentują lub piszą komuś wiadomość prywatną bo wiedzą, że zaraz by się zaczęła nagonka.
Weźmy pod lupę ostatnią historię: kobiet, które zachodzą w ciążę, by ratować małżeństwo jest sporo. I być może większości się nie udało, ale… życie to życie i istnieją takie też związki gdzie to zadziałało. Może facet dojrzał, może docenił, może ona też się zmieniła? Nie wiadomo. Ale żyją razem i to wcale nie najgorzej. Dzieci mają rodziców, którzy po kryzysie nauczyli się, że o związek trzeba bardzo dbać. Może oni po prostu wyciągnęli naukę z tej szalenie trudnej sytuacji? Ale nie, nie może tak być! Przeciętny Kowalski lub Kowalska tego nie zniesie. Morze jadu się wylewa, kobiety są wyśmiewane, faceci oskarżani, buta i arogancja naokoło. I wszyscy wiedzą lepiej! Serio? Gdyby każdy był taki „mondry”, ludzie nie popełnialiby błędów. Ale je popełniają, w kółko to samo, od wieków zawsze mamy te same problemy i… będziemy je mieli. I na nic gdybanie skoro rzecz się wydarzyła.
Kolejny tekst – kobieta, którą partner miażdżył oczekiwaniami i żądał by schudła. Na litość boską, gdyby go nie kochała to by z nim nie była. Ale go kochała i dlatego ta sytuacja była trudna. Oczywiście należy tu wziąć pod uwagę jeszcze inne aspekty, ale mierzi mnie fakt, że od razu całe rzesze czytelniczek tudzież czytelników przemądrzale wie lepiej, że od takich facetów się odchodzi. No jasne, że tak, ale to nie takie proste wyjść z toksycznej relacji.
Aż chce się zacytować słynne słowa : ” Niech rzuci kamieniem ten…”. A ile to kobiet w związkach spotyka się z taką przemocą słowną? Ile to dla faceta cierpiało i myślało, że dobrze robi? Mnóstwo. Ja to wiem i Wy to wiecie. Pisanie takich tekstów jest zatem potrzebne, by pomóc komuś spojrzeć na dany problem z innej strony, ale nie po to, by miażdżyć nienawiścią
i wyśmiewać.
Najbardziej jednak jak płachta na byka działają teksty o nauczycielach. I nieważne czego dotyczą. Komentarze zawsze są takie same: belfrzy to leniuchy, darmozjady, ludzie złośliwi, zakompleksieni, bez powołania i nad wyraz roszczeniowi. Niektórzy internauci nawet postu nie przeczytają. Swoje komentarze piszą w oparciu jedynie o wybrany fragment często celowo wyrwany z kontekstu, by wzbudzać ciekawość. I tu się zaczyna koncert zażaleń i życzeń. I wszyscy wiedzą lepiej jak uczyć nasze dzieci, ale jakoś w progi szkolne im się nie spieszy, jednak do powiedzenia mają najwięcej.
No cóż, najłatwiej jak widać wypowiadamy się na tematy, o których nie mamy pojęcia. Oczywiście nie mogę tu pominąć komentarzy merytorycznych, rozsądnych, mądrych od osób które radzą, krytykują konstruktywnie, mają wiedzę i doświadczenie. I to się ceni! Jednak lwią część stanowią opinie od tych, którzy o czymś bladego pojęcia nie mają, ale chętnie się wypowiadają. Cholera wie dlaczego. Może z powodu kompleksów, chęci zabłyśnięcia, przykucia uwagi? I ok, mają prawo tylko jednak miło by było gdyby nie uderzać takim komentarzem w drugiego człowieka.
Wszędzie trąbimy o netykiecie, jednak mamy z nią problem. A może jest tak, że nasze problemy nas przerastają i wolimy skupić się na czyich, by się podbudować? Miło się wyżyć na kimś, nie? Szczególnie że to nie jest kontakt bezpośredni?
Jestem ciekawa, ilu śmiałków miałoby odwagę powiedzieć takie rzeczy komuś w oczy. A ilu zachowałoby się w kryzysowej sytuacji tak, jak przypuszczało? I szczerze mówiąc, sądzę że mało.
Mówią, że krowa która dużo ryczy mało mleka daje i że znany siebie na tyle, na ile nas sprawdzono. Warto może zatem o tym pamiętać zanim użyjemy słów: „ja bym”?