„Kto ty jesteś?
Polak mały.
Jaki znak twój?
Orzeł biały.”
W moim przypadku brzmiałoby to inaczej. Miałabym zresztą problem, by tak jednoznacznie samą siebie zdefiniować. Kiedyś kobieta, potem żona, potem mama. Teraz wszystko po trochu, w proporcjach zmiennych. Mój znak? Kiedyś nieśmiałość, potem radosny uśmiech, spontaniczność, zawsze książka w dłoni. Z biegiem lat więcej troski i zmęczenia wypisanych na twarzy, dążenie do porządku, listy zakupów/rzeczy do załatwienia/ zrobienia, pełna organizacja. Z książkami słabiej, bo rzadko jest czas.
Kim jestem? Myślę, że jedną z wielu 35-latek, które nawet za bardzo nie mają czasu się zastanowić nad tym, kim tak naprawdę są. Życie z dnia na dzień, praca, dzieci (w moim wypadku 6-letni synek i 2-letnia córcia), plany raczej krótkoterminowe. I tak gonimy dzień za dniem, od jednego punktu do drugiego.
Czy narzekam? Nie. To znaczy na co dzień tak. Jak to Polak – tyle rzeczy do zrobienia, oj, sterta prania rośnie, tak długo oszczędzam, a nie mogę tej kuchni skończyć, znów nie mam co założyć, miałam poczytać książkę, ale padam… Itd. itp. Jednak to takie zwykłe, nazwijmy to małe narzekania. Lubię za to takie momenty, gdy siadam do komputera, przeglądam sobie jakieś fora, portale, czasem jakiś tytuł artykułu przyciągnie mój wzrok.
Gdy przeczytam post o chorobie dziecka, gdy trafię na artykuł o pielęgnacji ciała czy lepiej ducha, często potem nachodzi mnie ta refleksja, ta, którą właśnie tak lubię – mam fajne życie. I co, że mieszkam od dwóch lat w kompletnie niewykończonym domu, że w łazience na ścianach mam tynk. Za to dzieci mają wannę, ogród do zabaw. I co z tego, że zanim urządzę samą kuchnię minie pewnie jeszcze i kolejny rok, a wszystko stoi w zebranych po rodzinie starych szafkach. Przynajmniej mam przestrzeń! Błoto przed domem zamiast kostki. Ale ile to frajdy dla dzieci! Kolejna zmarszczka na czole? A co ja poradzę? To czas leci, na niego wpływu nie mam, nie mam się więc co tym martwić , bo i tak tego nie zmienię.
Nieuprasowane, nieodkurzone? Trudno, zrobię to kiedy indziej, za to ugotuję wyimaginowaną herbatkę i zjem ciasto na niby z córcią z różowego spodeczka. Wieczorem, gdy kładę dzieci spać, myślę o tym, ile zaraz zrobię – przejrzę internet, poczytam książkę, obejrzę serial z mężem. Gdy jednak woła mnie synek, bo chce porozmawiać o przedszkolnych przeżyciach, już tak po ciemku, na spokojnie, zwierzyć się, gdy jestem tylko ja i on, wszelki moje plany idą w dal. Liczy się on.
I to jest chyba recepta na szczęśliwe (choć oczywiście niepozbawione chwilowych złości, nerwów, smutków) życie. Mnie motywują dzieci. Nie jestem jednak Matką Polką w tym pejoratywnym znaczeniu. Mam w sobie też egoizm, potrafię zostawić dzieci po opieką dziadków i wyjść z mężem do pubu czy na imprezę. Nie są do mnie uwiązane, bo moja własna przestrzeń jest mi niezbędna do normalnego życia. Fakt, że ta przestrzeń się zmniejszyła do minimalnych wymiarów, ale mi wystarczy.
Kto ty jesteś? Spełniona kobieta – choć już nie pierwszej urody, to jednak pewna siebie, żona, kochająca mama, wielbicielka letnich dni spędzanych na tarasie i grzebania w zieleni, na które jakoś tak brak czasu.