Czy można być szczęśliwym z partnerem, który cię zdominował? Z ukochanym, który zawsze musi mieć ostatnie zdanie, który musi decydować – zbyt często – za was dwoje? Który, choć kocha, uważa, że sam wie najlepiej, a zapyta cię o to, co myślisz, jedynie po to, by sprawić ci przyjemność. Czy to się może udać, czy da się z tego wybrnąć z godnością i zachowaniem (dla siebie samego i dla drugiej połówki) szacunku?
Znasz ich od dawna. Od dawna obserwujesz „tę sytuację”. Ona – cicha myszka, pogodna i potulna przy nim (bo kiedy jesteście same, jest wulkanem energii i kopalnią niespodzianek). Jakby „uczepiona” jego ramienia. Wpatrzona w swojego partnera jak w wyrocznię. To, co on powie, jest święte. Zawsze pyta go o zdanie, nie podejmuje bez niego decyzji. Dzwoni do niego nawet w sprawie zakupu nowej bluzki. Wolałby, żeby kupiła zieloną czy czarną? On wie, w której wygląda lepiej. A ona wie dzięki niemu. Zawsze woli zapytać. Po prostu.
On – zaradny, zdecydowany, typ bezwzględnego biznesmena, choć z zawodu PR-owiec. W stosunku do niej pobłażliwy, trochę. Czuły, widać, że ją kocha (czy to miłość zaborcza, pragnąca by nie widziała poza nim świata – dosłownie?). Apodyktyczny – wiele razy słyszałaś jak mówił do niej TYM tonem. „Kotku, może już powinniśmy się zbierać?”. Ty wiesz, że można to powiedzieć inaczej. Na wiele sposobów. On mówi to tak, że twoja przyjaciółka natychmiast zrywa się z krzesła i zaczyna ze wszystkimi żegnać. Jakby potajemnie nacisną jakiś guzik, uruchomił jakąś maszynerię. Ty być zaraz trzasnęła go talerzem w głowę. Nie będzie do ciebie tak mówił i już, co on sobie wyobraża.
Zdominował ją – stawiasz diagnozę. Rozmawiasz o tym inną przyjaciółką. Zgadzacie się, że ona przy nim nie jest sobą, dopiero kiedy go nie ma, odreagowuje. Co też musi się dziać w ich domu – wyobrażacie sobie. Chcecie pomóc, wyrwać ją z tego dramatu (tak, na pewno jest tam dramat i przemoc), próbujecie namówić do zwierzeń. Ale ona uparcie mówi, że nie wie o co wam chodzi. Bo JEST szczęśliwa, wszystko jest w porządku. Dobrze jest. W życiu nie chciałaby być z nikim innym. To jej wymarzony facet, jej wymarzony związek. Początkowo nie wierzysz, myślisz, że to syndrom ofiary, szukasz nawet siniaków. Tymczasem lata mijają, a nic niepokojącego się nie dzieje. Ona nie blednie i nie chudnie w oczach, przeciwnie wygląda na szczęśliwą. I mimo, że trudno ci to zaakceptować (bo nic tu ci się „wewnętrznie nie zgadza”), wiesz, że to nie pozory. No jak ona może z nim, w tym wszystkim wytrzymać? Jak ona to znosi?
Ale prawda jest taka, że to ty nie mogłabyś żyć w „takim” związku. To tobie nie odpowiadałby ani taki mężczyzna, ani rola „słabej, niezdecydowanej”. To ty wybrałabyś inaczej (i mam nadzieję, wybrałaś). Jej najwyraźniej jest z tym dobrze, choć ty tego nie rozumiesz. Nie zrozumiesz, bo jesteś inna, bo czego innego w relacji z mężczyzną potrzebujesz, oczekujesz. I dobrze. Tylko pozwól innym żyć ich bajką.
Oczywiście, wiele z nas dorastało obserwując jak bardzo nasze matki zostały zdominowane przez swoich partnerów. Albo odwrotnie – jak postacią dominującą były w naszym domu właśnie kobiety, a mężczyzna – cichy, milczący „pantoflarz” jedynie potulnie spełniał ich oczekiwania. Jednak i jemu było z tym dobrze. Kiedyś mówiło się o takich parach: „dobrali się”, pasują do siebie. A oni byli szczęśliwi na przekór wszystkim.
To nie jest proste. Żeby żyć z dominującym partnerem i być naprawdę szczęśliwym, trzeba po prostu tego chcieć. Trzeba mieć taką osobowość, która potrzebuje się wesprzeć na ramieniu kogoś silniejszego. Trzeba widzieć miłość właśnie w taki sposób. By to się udało, potrzebne nie tylko wielkie uczucie i zapatrzenie w partnera, ale i mądrość obu stron i miłość do samego siebie. Kochaj samą siebie, a będziesz potrafiła wyznaczyć nieprzekraczalne granice. Jedną z nich jest szacunek. Tu gdzie go nie ma, zaczyna się przemoc i cierpienie, a kończy się związek.
Związek z dominującym partnerem nie zawsze oznacza, że jesteśmy mniej ważni, skrzywdzeni, słabi albo wygodni. Nie oceniajmy innych, póki nie mamy pewności, że komuś dzieje się krzywda. Nie uczmy innych jak i kogo mają kochać.