Moje niepoukładane życie bez Ciebie trwa już rok. Tak, minął rok o naszego ostatecznego rozstania, i choć pewnie trudno Ci w to uwierzyć, nagle okazało się, że jednak można żyć bez tej drugiej osoby, którą się tak bardzo kochało. Że to, co wydawało się niewyobrażalne, nagle staje się codziennością. Że nie potrzebujesz już tego, kto przez kilka lat znajdował się centrum twojego wszechświata. Że można przyzwyczaić się do nieobecności miłości w twoim życiu. Że można mieć nadzieję, że znajdzie się nową miłość. A nawet, co chyba najważniejsze, że życie w pojedynkę nie jest w niczym gorsze od życia z kimś. Że, choć zawsze mówiłeś mi: „ty to beze mnie nigdy nie dasz sobie rady, nic nie ogarniesz”, ja „ogarniam” wszystko: przedszkole, szkołę, rachunki, dom, pracę. Życie. Krótko mówiąc, przekonałam się na własne oczy, że nieudany związek jest ciężarem, który jednak trzeba zrzucić, by zobaczyć więcej i zrozumieć, że tak naprawdę jest lepiej.
Nasz dom nie był spokojnym, bezpiecznym miejscem. Był przepełniony chaosem, niepewnością co do tego, co wydarzy się za chwilę. Żył w nim lęk, podniesiony głos, moje wewnętrzne rozedrganie i twoja niechęć do zmian. Zawieszenie w próżni. Nie było ci dobrze w tym domu, a jednocześnie nie potrafiłeś się przemóc, by to zmienić. To świat miał się przystosować do ciebie. Dzieci, ja – mieliśmy żyć pod twoje dyktando. Co w zamian? Nic. Nigdy nie mogłam wiedzieć na 100%, że plany, które razem robiliśmy, rzeczywiście zrealizujemy. Wakacje, wspólne wyjścia, spotkania, zakupy, szkoła. Wystarczyło jedno twoje słowo, by przekreślić wszystko. Życie z tobą, było wiecznym balansowaniem na krawędzi. Było szaleństwem.
Ale mój dom bez Ciebie jest spokojem. Jest też porządkiem i pewnością, choć nie mam kuchni wysprzątanej na błysk i choć nie odkurzam co wieczór, jak ty to miałeś w zwyczaju (pewnie nadal tak robisz, nawyków trudno się pozbyć).
Mimo tego nieodkurzonego dywanu, ze wszystkim zdążam, wiesz? Nagle łatwiej mi zorganizować czas, bo nie czekam już na ciebie, na to co powiesz, co zdecydujesz, na co się zgodzisz bądź nie. Przestałeś mnie we wszystkim blokować, przestałeś ograniczać. Przestałam układać „plany awaryjne”, na wypadek gdybyś się rozmyślił. Przestałam na ciebie liczyć i brać cię pod uwagę. To zmieniło wszystko.
Przedtem nasze dzieci żyły w strachu. Nie rozumiały tego, co się działo, ale odczuwały każdą komórką ciała, że to je niszczy. Że to niszczy nas. Że nie chcą tak żyć. Oczywiście, płakały, gdy poznały decyzję o rozwodzie. Ale po tych dwunastu miesiącach bardzo się zmieniły. Uśmiechają się, dużo. Nie boją się pokazać emocji. Mówią o tym, co czują. Chcą się starać, chcą być szczęśliwe. Dbają o mnie. Nie chcą powrotu do tamtego domu.
Byłam zależna od ciebie i uwierzyłam, że tylko z tobą uda mi się zbudować rodzinę. Okazało się, że jest zupełnie odwrotnie. Mówiłam ci, że chcę iść do nowej pracy, śmiałeś się: „za takie pieniądze? Nie bądź egoistką”. Nie rozumiałeś, że od czegoś trzeba zacząć, gdy wraca się do zawodowego życia po długim urlopie wychowawczym. Że mój zawód jest inny niż twój.
Dziś, jakoś tak się wszystko poukładało, że mam te obie rzeczy, których z tobą bym nie znalazła, bo Tobie ciągle było za mało. Mam pracę, którą lubię i pensję, która pozwala mi samej utrzymać dom. Jestem niezależna.
Miotasz się, męczysz, wciąż próbujesz udowodnić sobie, że zrobiłeś słusznie odchodząc. Przestań, nie musisz tego robić. Teraz to wszystko nieważne. Nie wiem, co to rozstania z klasą i godnością, nasze z pewnością takie nie było. Nie wiem, co to brak żalu, rozczarowanie, rozpacz, łzy, wściekłość i ból. Kochałam Go, nie mogło być inaczej. Ale to minęło.
Dziś wiem tylko, że zrobiliśmy dobrze. Że to, że związek się kończy, naprawdę może być dobrą decyzją. Że nie ma sensu przedłużać czegoś, co powoduje jedynie cierpienie, co pozbawia nas i nasze dzieci możliwości odczuwania spokoju i bezpieczeństwa. Tak, można zbudować dom w pojedynkę. Można dać dzieciom poczucie bezpieczeństwa w pojedynkę. Z pewnością burzy to cały twój światopogląd i teorię o tym, że nic nie zastąpi obecności obojga rodziców w codziennym życiu ich dzieci. Ale widzisz, razem nie byliśmy dobrymi rodzicami, nie byliśmy dobrym małżeństwem.
Życzę ci, byś zrozumiał.