Ileż to razy widziałam w telewizji reklamy cudownych dezodorantów czy innych antyperspirantów, które to miały powodować, że skóra pod pachami jest gładka, delikatna, nawilżona i cudownie pachnie? Ileż to razy pomyślałam sobie, że kurde, stosowałam preparat X i Y, Z też, a ogień piekielny wciąż czuję pod pachami, a skóra czerwona od potylicy aż po biodro?
Dobra, najpierw stwierdziłam, że depiluję skórę pod pachami w nieodpowiedni sposób. Zaczęłam więc golić się maszynką po odkażeniu zarówno skóry, jak i maszynki. Potem przez dobę nie stosowałam żadnego kosmetyku. Czy po tym mogłam z uśmiechem na twarzy złapać się za górną rurkę w autobusie i puścić oko do przystojniaka obok, jak w jednej z reklam? NIE.
I wtedy pomyślałam sobie, że może chodzi o kosmetyki, których używam. Dzwonię więc do jednej z koleżanek (zapewne każda z was zna jakąś eko-wariatkę, która nie dość, że wszystko czyści octem, to jeszcze sama robi kostki do kibla – SERIO) z prośbą o pomoc. „Aśka, pamiętasz jak na ostatnim grillu, po dwóch butelkach wina próbowałaś mnie namówić na antyperspirant domowej roboty? No to mów, notuję. Raz kozie śmierć” – rzekłam.
I sprawa, moje drogie, wygląda następująco. Trzeba przygotować: sodę oczyszczoną i wodę utlenioną. Tak, to koniec listy zakupów.
Uwaga, teraz dyktuję sposób aplikacji: wysypujemy odrobinę sody na rękę, skraplamy wodą utlenioną i wcieramy pod pachami.
Kiedy powiedziała mi to, gdy byłam trzeźwa, myślałam, że oszalała. Albo ja postradałam zmysły, żeby tę procedurę wykonać.
Jeśli znasz to uczucie zażenowania, gdy robisz coś dziwnego, co wyczytałaś w internecie lub opowiedziała ci w sekrecie koleżanka – wiesz, o czym mówię.
I cholera, działa!