A jeśli ty, twoja przyjaciółka, siostra, znajoma, sąsiadka staniecie przed wyborem: „moje życie, czy ciąża”, „ciąża będącą traumą gwałtu”, „donosić i świadomie urodzić martwe dziecko, bo płód nie rozwija się prawidłowo”? Tak wiem, żadna z nas nie chce stanąć przed takim wyborem i oby NIGDY nie musiała. Jednak są kobiety, które takiego wyboru muszą dokonywać… codziennie.
Do sejmu wpłynął projekt ustawy, która ma im to prawo wyboru odebrać… Do 31 lipca zbierane są podpisy pod projektem ustawy o prawach kobiet i świadomym rodzicielstwie zainicjowanym przez komitet „Ratujmy Kobiety”. Jak ważna jest to ustawa dla nas – kobiet, rozmawiamy z Ewą Dąbrowską-Szulc, która o prawa kobiet walczy od kilkudziesięciu lat, teraz także aktywnie wspiera „Ratujmy Kobiety”.
Ewa Raczyńska: Pod tekstem o zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej przeczytałam jakiś czas temu komentarz mężczyzny w stylu: „o co tyle hałasu, przecież jak będziecie chciały usunąć ciążę, to i tak usuniecie, nie potrzebujecie do tego prawnego przyzwolenia”.
Ewa Dąbrowska-Szulc: Ten kto się tak wypowiada, jest pełen pogardy dla kobiet. Na jednym ze spotkań w Krakowie usłyszałam podobny do tego komentarza głos: „a co to za problem i tak można w XXI wieku wszystko załatwić”. Powiedział to mężczyzna. Autorzy takich teorii nie widzą, że takie podejście, to spychanie kobiet na margines społeczny. On mówi, co to za problem? A problemem jest choćby to, że całe podziemie aborcyjne będzie zarabiać na tej kobiecie, nawet oszust, który będzie wmawiał, że przyśle pigułki powodujące farmakologiczne poronienie. Co to za problem? No tak, nie widzą problemu ci, którzy w ciążę nie zachodzą.
I nie mówię nawet o braku wrażliwości, ale o braku umiejętność postawienia się na miejscu drugiej osoby. Tu nie chodzi o to, że my kobiety coś sobie załatwimy, tylko o to, żeby prawo stanowiło o tym, że kobieta jest najważniejsza. A tymczasem porównując ustawy z ’56 roku, czy też z ’93 roku można zauważyć, że kobieta coraz bardziej znika. Tak jak w projekcie ustawy, którą złożyli w sejmie „zygotarianie”. Nauczyłam się ostatnio tego określenia, bo dobrze oddaje charakter ich działań. „Zygotarianie” to ci, którzy kochają ponad wszystko zygotę – zarodek. Proszę spojrzeć na zdjęcia, które pokazują. Są tam tylko w odcieniach szarości zdjęcia z USG. Nie ma macicy, nie ma kobiety, jest zarodek bez „opakowania”, jakby ktoś opakowanie, czyli kobietę, wyrzucił na śmietnik.
I mówią, że kobieta sobie poradzi. Czym?
Wieszakiem będzie niszczyć macice, skakać ze stogu, jak to robiły nasze babcie, czy siać rudkę i pić z niej napar? My sobie poradzimy. Tak, bo kobiety sobie radziły przez setki lat. W kulturze odkąd istnieje homo sapiens kobiety pozbywały się niechcianego płodu. Tak było, nie można tego nie widzieć. Wychodząc z inicjatywą „Ratujmy Kobiety” i zbierając podpisy poparcia pod projektem ustawy o prawach kobiet i świadomym rodzicielstwie chcemy uniknąć sytuacji bez wyjścia, w którą kobieta będzie wpędzana bez prawa do wyboru.
Tylko jak poprzeć ustawę, kiedy słyszy się zewsząd: „Jeśli podpiszesz poparcie dla ustawy o nie zaostrzaniu aborcji, to znaczy, że sama być sobie zrobiła skrobankę. Co z ciebie za kobieta!?!”.
Tak, to przesłanie jest dla mnie kompletnie niezrozumiałe, bo przecież nikt siłą kobiety na ginekologiczny fotel nie zaciągnie.
Czasami wspomina się jeden z takich bardziej okrutnych wypadków, który zdarzył się jeszcze w ubiegłym stuleciu, kiedy młoda kobieta będąc w ciąży zmarła, bo lekarz nie podjął leczenia, gdyż wiązało się to z podaniem leków, które spowodowałyby poronienie. Ordynator wybrał w tym wypadku swoją posadę, bo tu nawet nie chodziło o jego sumienie, tylko o utrzymanie stołka. A to, że jedna kobieta więcej umrze, jakie to ma znaczenie…
A przecież tak jak mężczyźni ginęli na polach bitwy, o których dzieci muszą się w szkole uczyć, jako ważnych wydarzeniach historycznych, tak kobiety umierały w połogu. Ciążą, poród i połóg to były zjawiska niebezpieczne dla ich zdrowia. Kobiety umierały masowo, ale o tym nie chce się wiedzieć, nie chce się pamiętać. Moim zdaniem nazwanie ciąży stanem błogosławionym jest zwyczajnym łgarstwem.
Jak można nie chcieć poprzeć ustawy, w której kobieta i jej zdrowie są najważniejsze. Przecież jeśli w wyniku ciąży umrze kobieta, to ona na pewno już dziecka nie urodzi. Natomiast jeśli będzie miała możliwość zadecydowania o przerwaniu ciąży, jest szansa, że za kilka lat zostanie matką i to może nie jeden raz. Traktowanie kobiety i jej decyzji z szacunkiem to jest to, czego pozbawieni są prawodawcy zasiadający w naszym parlamencie.
Zwiększyła się świadomość kobiety dotycząca ich własnych praw?
Trudno tu generalizować, bo nie ma czegoś takiego jak przeciętna Polka. Ja miałam szczęście przeżyć swoją młodość i tak zwany wiek rozrodczy w minionym wieku. Przez te lata obserwuję, jak człowiek jest coraz bardziej skoncentrowany na tu i teraz. Nie oglądamy się wstecz, nie pamiętamy o emancypantkach, o sufrażystkach, w ogóle feminizm to słowo nadal takie jakieś niebezpieczne, bo właściwie nie wiadomo, czy to czasem nie obelga.
Jestem w jednej z grup zbierających podpisy w centrum Warszawy, na tak zwanej „patelni” (Plac Defilad – przypis red.), więc mam bezpośredni kontakt z ludźmi. Charakterystyczne jest, że w ośmiu na dziesięć przypadków poparcie dla naszego projektu ustawy otrzymujemy od ludzi mojego pokolenia – pokolenia Skaldów i Beatlesów, bo wiemy, że ustawa z ’56 roku dawała nam szansę na to, żeby decydować o swojej rozrodczości, czyli przerwać ciążę, albo w niej być i urodzić. I tych ludzi nie trzeba przekonywać.
Młodzi, przed 20 rokiem życia, są biegunowo rozrzuceni, Są tacy, którzy kategorycznie mówią, że pod zabijaniem się nie podpiszą. A z drugiej strony zdarzało mi się, że karty do zbierania podpisów brały 17-latki, które same podpisać się nie mogą, ale chcą pomóc, bo uważają, że tak: kobieta ma prawo decydować, czy ciążę można przerwać i że to kobieta jest ważna.
Takim pozytywnym doświadczeniem było też obserwowanie w Krakowie kobiet – od nastolatek, do pań w moim wieku zaangażowanych w poparcie dla naszego projektu. Myślę, że powinno to być sygnałem do prawodawców, że istnieje silny i bystry nurt, który mówi – nie pozwalamy na ograniczanie praw kobiet, nie pozwalamy na otumanianie.
Rzadko się mówi, że projekt ustawy o prawach kobiet i świadomym rodzicielstwie nie traktuje jedynie o aborcji.
Projekt tej ustawy jak nazwa wskazuje jest właśnie o prawach kobiet i świadomym rodzicielstwie. Na samym początku jest w nim mowa o edukacji seksualnej dostosowanej do grup wiekowych. Już 6-latkom można tłumaczyć, że istnieje coś takiego jak zły dotyk, że nie wszyscy dorośli są godni zaufania, a najczęściej dorośli wykonujący tak zwane zawody społecznego zaufania, ale to może być ktoś z bliskiej rodziny. Trzeba uczyć, że ty i twoja nietykalność są najważniejsze i jeśli coś złego cię spotyka masz prawo zwrócić się o pomoc do dorosłego, któremu ufasz.
Poza tym w projekcie ustawy znajdują się zapisy o zapewnieniu kobietom dostępu do badań prenatalnych, do nowoczesnej antykoncepcji, do in vitro i prawa do przerywania ciąży do 12 tygodnia i w przypadkach, w których dziś jest dopuszczalna. Czy w skrócie: jeśli ciąża jest wynikiem gwałtu, zagraża zdrowiu u życiu kobiety lub gdy płód nie rozwija się prawidłowo.
Projekt ustawy organizacji pro-life o zaostrzeniu prawa do aborcji, który już wpłynął do sejmu, z góry traktuje wszystkie kobiety mieszkające w naszym kraju jako potencjale morderczynie, które trzeba pilnować, by to co jest zawartością ich macicy zostało poczęte, bo jest święte, natomiast narodzone absolutnie wzgardzone.
Działa Pani w środowisku walczącym o prawa aborcyjne od wielu lat…
Dawno temu zostałam nazwana Prawą Ręką Wandy Nowickiej Naczelnej Aborcerki Rzeczypospolitej. I jest to pewnym paradoksem, że ja będąc w błogosławionym stanie menopauzalnym walczę dzisiaj nadal o prawa aborcyjne kobiet. Ja i moje koleżanki jesteśmy bezpieczne, ale zdrowie i życie innych kobiet jest zagrożone.
Jak często przez te wszystkie lata pytano Panią o to, czy przerwała Pani ciążę?
Pewnie nie zliczę. Uprawiam ten ekshibicjonizm aborcyjny wiedząc, że przerywając ciążę postąpiłam w sposób odpowiedzialny, świadomy i skorzystałam z tego, co dawało mi ówczesne prawo. Ja i moje koleżanki zachodziłyśmy w ciążę w czasach, kiedy techniki antykoncepcyjne były prymitywne poczynając od stosunku przerywanego, przez kalendarzyk małżeński nie bez przyczyny nazywany ruletką watykańską, nie mówiąc o dostępnych wówczas kondomach, które wyglądały zupełnie inaczej niż dziś i chodziły pogłoski o nabożnych kioskarkach, które szpilką przebijały prezerwatywy.
Na szczęście to się zmieniało. Sama kupowałam w pewexie wkładki domaciczne – tylko tam były dostępne.
Skąd zatem dzisiaj tak wielka niechęć, czy nawet agresja wobec obrony praw kobiet do samodecydowania?
Uważam, że to efekt ćwierć wieku obrabiania mózgu tak zwanym „niemym krzykiem”. Odkąd została bezprawnie wprowadzona religia do szkół, coraz więcej mają do powiedzenia urzędnicy i służki kościoła rzymsko-katolickiego, to oni chcą kształtować światopogląd uderzając w emocje, tłumacząc młodym ludziom, że trzeba ratować coś, co jeszcze nie jest człowiekiem, jest jedynie zarodkiem.
Kobieta przerywająca ciąże jest nazwana morderczynią. Natomiast mężczyźni walczący w innych krajach i księża, których ich tam wspierają, dostają medale za to, że są mordercami. Taka jest cywilizacja, kultura patriarchalna, w której jesteśmy wychowywane i jest to jakiś rodzaj psychozy społecznej, w której nienawiść i pogardę kieruje się do kobiet, które mają odwagę nie być w ciąży i o tym mówić. Proszę mi uwierzyć, tu nie chodzi o żadne ratowanie życia poczętego, tu chodzi o to, żeby kobietom ograniczyć wolną wolę i utrzymać je w poddaństwie.
Podpisy pod projektem ustawy o prawach kobiet i świadomym rodzicielstwie (tu można przeczytać całość) są zbierane do 31 lipca. By projekt wpłynął do sejmu potrzebne jest 100 000 podpisów. Brakuje niewiele, ale czas ucieka. Jeśli nie chcesz patrzeć, jak kobieta i jej prawa spychane są na margines podpisz się. Najlepiej wydrukowac formularz ze strony „Ratujmy Kobiety” (KLIK) złożyć podpis i odeslać na adres na formularzu. Każdy podpis się liczy. Formularz może zostać odesłany nawet z jednym podpisem, ale oczywiście można też zebrać wśród rodziny i znajomych.