Jej Siła Marzeń jest niezwykła i … nie, nie przenosi gór, tylko sprawia, że ona je zdobywa. Ma szansę być najmłodszą Polką, która zdobędzie koronę ziemi. Jeśli jeszcze jej nie znacie, albo jeśli znacie i wspieracie jej dokonania, koniecznie przeczytajcie naszą rozmowę z Miłką Raulin.
Anna Frydrychewicz: Kiedy wyjeżdżasz?
Miłka Raulin: Jadę w kwietniu 2018 roku. To będzie magiczny rok, bo przed nami 100-tna rocznica odzyskania przez Polskę niepodległości, więc stanę na Mont Evereście z polską flagą. No i jest jeszcze jedna, bardzo ważna rocznica, 40 -lecie pierwszego kobiecego wejścia na Mont Everest, którego dokonała Wanda Rutkiewicz. Wiesz, że była nie tylko pierwszą Polką, ale też pierwszym Polakiem, pierwszą Europejką i trzecią kobietą na świecie, która tego dokonała? Utarła nosa kolegom.
Wanda Rutkiewicz to legenda.
Tak, to w ogóle wspaniała postać do rozmowy. To kobieta, która oddała się górom „totalnie”.poświęcając niestety wszystko, łącznie ze swoim życiem. „Robiła” pierwsze przejścia albo dublowała drogi, które ktoś przeszedł pierwszy raz. Biła rekord za rekordem Niewątpliwie była pionierką polskiego himalaizmu. W moim przypadku wyprawy w góry to raczej odskocznia i miłoś, nie styl życia. Mam dziecko i pracę na etacie jako inżynier kolejarz a z górami romansuję.
No i co ci to daje taki romans?
Resetuje mi się tam głowa, ciało się męczy i jest szczęśliwie. Ale balans życiowy jest potrzebny, żeby wiedzieć, kiedy się wycofać.
A czego byś górom nie oddała?
Zdrowia i życia, to na pewno. Przyjaźni też. To w pierwszej kolejności przyszło mi do głowy jako najważniejsze.
Masz syna, jak on reaguje na twoje wyjazdy?
Bardzo mnie wspiera. Wiesz, jest taka rzecz, w którą wierzę. On mi zostawia swoje rysunki, na których jestem na szczycie a one się „sprawdzają”. W 2013 roku, podarował mi rysunek, który przedstawiał mnie w połowie drogi, na szczyt. Ku mojemu zdziwieniu na kartce nie było słońca. Pytam go: „Jeremi, dlaczego nie jestem na szczycie i dlaczego nie ma na tym rysunku cudownej pogody?”. Dorysował słońce i mnie na kolejnej kartce tym razem na szczycie. Potem było dokładnie tak, jak na rysunkach Jeremiego. Za pierwszym razem nie udało mi się zdobyć szczytu. Zeszłam na dół, do bazy. Kilka dni późniejatakowałam szczyt ponownie i go zdobyłam. Jest w nich jakaś magiczna moc dlatego zawsze mam je przy sercu w trakcie ataku szczytowego.
Te rysunki to niespodzianki?
Tak, Jeremi chowa je w moich ekspedycyjnych rzeczach, w kieszeni kurtki, w łapawicy, w pokrowcu na raki. W ubiegłym roku dokładnie w Boże Narodzenie, tuż przd atakiem szczytowym na najwyższy szczyt Antarktydy znalazłam kartkę z jego zdjęciem i podpisem „Mama, zdobędziesz szczyt, kocham Cię”. Poryczałam się ze szczęścia. Jeremi rozumie moja pasję, sam chodzi ze mną po górach.
Ma przed górami respekt?
Ma świadomość, że góry mogą być niebezpieczne. Nie lekceważy ich, uczę go tego. Tego, że trzeba brać pod uwagę pogodę, swój stan psychiczny i bardzo siebie słuchać. Zresztą, nie tylko w górach. W życiu też tak jest – wstajesz rano i rozumiesz, że czegoś nie powinnaś robić, bo nie czujesz się na siłach.
Kiedyś ta twoja wspinaczkowa miłość się zaczęła…
Pamiętam, jak miałam 11 lat i pojechałam na kolonie do Karpacza. Wyruszyliśmy na Śnieżkę, szliśmy cały dzień a pytałam przewodnika, pastora – dokąd idziemy? Tam – pokazał. Ja spojrzałam na pierwszą górę na planie, przed sobą, a on pokazywał coś malutkiego, strasznie daleko. Po kilku godzinach marszu byłam zmęczona, zła. Jak tylko weszłam na szczyt, zaczęłam narzekać. Pamiętam, jak ktoś powiedział – Miłka, zobacz, odwróć się. Odwróciłam się ☺. I zrozumiałam, że ten wspaniały widok to nagroda, uwieńczenie całej drogi. Bardzo długo wchodząc na szczyty, płakałam, nie potrafiłam opanować radości, euforii, szczęścia. Teraz trzymam na wodzy emocje. Ale mam większą świadomość, że to przyjemność, zaszczyt i dopiero połowa pracy, bo trzeba jeszcze zejść.
Ile czasu trwają twoje wyjazdy?
Mam tylko 26 dni urlopu. Muszę się w tym mieścić. Do Ameryki Południowej jeżdżę w grudniu, kosztem świąt. Kolekcjonuję dni wolne.
Jak nie ma cię na święta, to dla Ciebie duży koszt emocjonalny?
Wynagradzamy to sobie z synem, później. Kiedy mnie nie ma, jest u taty. Ale mamy stałą łączność. Jak coś robię, to zawsze się na tym skupiam, jestem konsekwentna w tym. Tęsknię za Jeremim. Cztery tygodnie do najdłuższy okres, kiedy się nie widzieliśmy. Dużym wyzwaniem będzie Everest, bo nie będziemy się widzieć dwa miesiące. Przeraża mnie to, ale Jeremi mówi: „Mama, nie martw się, będziemy się łączyć telepatycznie”. Dobrze, mamy łączność satelitarną, możemy i telepatycznie.
W tym tkwi twoja Siła Marzeń?
Bardzo wierzę w to, że ważne jest to, co myślimy, jak myślimy, o czym myślimy… Myśli mogą ściągać do nas dobre rzeczy albo złe rzeczy. Dużo rzeczy w moim życiu zdarzyło się „niby przypadkiem”, a trochę dlatego, że o tym myślałam. Mam swoją ścianę marzeń. Na tej ścianie hasłami piszę o tym, co chciałabym, żeby się w moim życiu stało. Wiesz jak to się zaczęło? Napisałam kiedyś na kartce, że wejdę na największą górę w Ameryce Północnej. To jest bardzo trudna góra i bardzo kosztowna ekspedycja. Ponad moje możliwości finansowe. Napisałam na tej kartce, że mam już sponsora. Znalazłam ją po trzech latach, dwa dni przed wylotem na wyprawę. Popłakałam się. Wszystko, co sobie zapisałam, działo się naprawdę.
Brzmi magicznie ☺
Kiedy ostatnio jeden z moich sponsorów powiedział mi, że nie może mnie wspierać, napisałam na kartce „Firma X się jeszcze rozmyśli i wesprze Siłę Marzeń”. I tak się stało, dwa dni przed wylotem prezes tej firmy zadzwonił do mnie i mówi: Miłka, wchodzimy w to, czuję to”. To nie może być przypadek. To się dzieje, wszechświat mi sprzyja, jeśli moje myśli są właściwie ukierunkowane i dobre.
Wiesz, że wszystkie modne trendy psychologiczne się na tym opierają?
Widzisz, a ja to robię intuicyjnie. Każdy z nas ma w sobie taką intuicję,ale jesteśmy tak zapętleni w codzienności, że nie zwracamy uwagi na to jak myślimy o innych, o sobie.
Opowiesz jeszcze o Sile Marzeń?
Siła Marzeń jest gigantyczna ☺. Kiedy w 2011 roku wpadłam na pomysł, że chce zdobyć Koronę Ziemi, każdy pukał się w głowę. „Miłka, ty? Taka mała? To sport dla facetów, w górach trzeba być silnym”.
Ale to Siła Marzeń doprowadziła mnie do miejsca, w którym mogę być najmłodszą Polką, która zdobędzie koronę Ziemi. Jeśli nasze marzenia, ich siłę, połączymy z siłą działania i planowania to wyjdzie nam wielka, kulka energetyczna, która pozwoli nam marzenia spełniać. Sposób myślenia jest kluczowy. Energia, którą wysyłasz światu, wróci do ciebie.
Zawsze tak myślałaś?
Dość wcześnie sobie uświadomiłam, że tak jest. Dziś wiem na pewno, że gdyby nie to w jakich warunkach się wychowywałam, nie byłabym taka jaka jestem. Mam świadomość swojej wartości. Z kompleksów biorą się różne niefajne rzeczy, ja wierzę, że trzeba się cenić, być dla siebie dobrym.
Co jest twoim Everestem w życiu codziennym?
Daj mi pomyśleć. Czasami Everestem jest dla mnie umiejętność rozmawiania z ludźmi, którzy nie nadają na tych samych falach co ja. Ale zdarza się, że muszę z nimi rozmawiać i dzięki temu uczę się pokory. Everestem jest również połączenie tych trzech funkcji pracy na etacie, udziału w gigantycznym projekcie jakim jest Siła Marzeń, bycie mamą. Ale warto bo Siła marzeń jest gigantyczna.
Miłka Raulin – Mama dziesięcioletniego Jeremiego. Z wykształcenia i zawodu magister trakcji elektrycznej. Z zamiłowania podróżniczka, miłośniczka wspinaczki wysokogórskiej, szybownictwa, motocrossu. W 2011 mając już na koncie zdobyty Mt Blanc pomyślała, że fajnie byłoby zdobyć wszystkie najwyższe wierzchołki kontynentów. Tak urodził się projekt „Siła Marzeń – Korona Ziemi”. Do tej pory udało jej się zdobyć 8 z 9 szczytów korony ziemi *w wersji Reinholda Messnera. Do ukończenia projektu pozostał jeszcze: Mt Everest (Azja). Ma spore szanse by być dziewiątą i najmłodszą Polką, która tego dokona [także mocno trzymajcie kciuki :)]. Na swoim koncie ma również sześciotysięczne szczyty w Himalajach Indii i Nepalu oraz wyprawy w Andy. Wierzy w niepodważalną umiejętność rozdawania pozytywnej energii i Siłę Marzeń .