Jestem mieszkańcem nadmorskiego turystycznego miasta. Z uśmiechem przeczytałem artykuł Baby na wku*wie o koszmarze nadmorskich kurortów, bo w sposób dosadny ze sporą dawką ironii zostało opisane to, co faktycznie dzieje się na naszych polskich plażach.
I tak, jak ja się uśmiechnąłem do tekstu, tak zdumiała mnie fala krytyki i oburzenia. A przecież tak właśnie jest, tylko nam jak widać zdecydowanie brakuje dystansu do samych siebie. Bo co to za wstyd przyznać się – tak jestem turystą z napompowanym krokodylem, który nie umie złożyć namiotu. Nic nie było w tym złego.
Jako mieszkaniec nadmorskiego miasta doświadczam z innymi jego mieszkańcami wielu innych tych naprawdę mało przyjemnych rzeczy ze strony turystów. I oczywiście, że nie mierzę wszystkich jedna miarą, bo są też ci mili, którzy rok w rok przyjeżdżają i pozostawiają miłe wspomnienia, szkoda, że są w mniejszości.
Dlatego drogi oburzony turysto, który wybierasz się nad Bałtyckie Morze, aby żyło się nam wspólnie lepiej, mam do ciebie kilka próśb:
– pamiętaj proszę, że choć w Polsce, a nie za granicą, to jednak bywasz gościem w miejscu, w którym chcesz spędzić urlop, dlatego warto uszanować mieszkańców i osoby pracujące na miejscu, a nie traktować ich z wyższością mając na czole niemal napisane: „ja tu przyjechałem, płacę, a ty koło mnie skacz, bo dzięki mnie zarabiasz”. Strasznie to słabe, a niestety często spotykane. Tak, żyjemy z turystyki, co nie znaczy, że właśnie ty musisz wydać u nas pieniądze, nie musisz, naprawdę.
– pamiętaj też, że oprócz turystów w mieście, w którym jesteś żyją normalni ludzie, uszanuj to, zwłaszcza, gdy wracasz o trzeciej nad ranem do swojego apartamentu śpiewając w głos lub gdy mieszkasz na osiedlu ze zwykłymi mieszkańcami, a postanawiasz bawić się do białego rana na swoim balkonie czy tarasie. To, że jesteś turystą, nie znaczy, że nie obowiązuje cię cisza nocna. My naprawdę jesteśmy tolerancyjni, ale wszystko ma swoje granice, cierpliwość też. I nie, nie działają na mnie argumenty w stylu: to się wyprowadź. To moje rodzinne miasto, co byś zrobił, gdyby ktoś kazał ci się wyprowadzić ze swojego?
– pamiętaj, że nie jesteś świętą krową, której nie potrąci auto lub którą każdy na ulicy przepuści zwłaszcza, gdy nic dla ciebie nie znaczą pasy i przejścia dla pieszych. Naprawdę musisz stać na środku przejścia z tym dmuchanym krokodylem i wołać swoje dzieci, które zatrzymały się pięć metrów przed pasami podziwiając jakieś owady na ziemi? Ja stoję i czekam, aż zejdziesz z drogi i uwierz, bardzo nerwowo w pewnym momencie zaczynam stukać w kierownicę.
– szanuj miejsce, w które przyjechałeś, bo możesz go nie zastać za kilka lat takim, jakim jest teraz. Skoro jest zakaz wchodzenia na wydmy, to po coś on jest, a nie tylko dla samej zasady. Dlaczego pozwalasz dzieciom skakać po wydmach, które dla nas – mieszkańców, stanowią granicę bezpieczeństwa? Wiesz, jak wyglądają wydmy, parki, lasy przy plażach? Zasikane, zasrane, bo żal wydać 2 złotych na toalety? Czy w swoim mieście też załatwiasz się w parku? Pod drzewem lub za krzaczkiem?
– pamiętaj proszę, że my tu mieszkamy i żyjemy zwykłą codziennością, dlatego jak już robisz zakupy w markecie, zrób je zwyczajnie jak człowiek, a nie jak turysta drący się stojąc już w kolejce: „Zdzichu, jeszcze tę karkówkę na grilla weź”. My też w tej kolejce stoimy kupując rzeczy na obiad czy kolację i naprawdę czasami trudno nam znieść brak zdecydowania lub robienie zakupów ogromną grupą, z której każdy jeszcze coś donosi do rachunku. Później niektórzy się dziwią: „To wy nie chodzicie na promenadę? Miejscowi?”. No nie, bo jak stajemy z dziećmi po lody, a przed nami stoi turystyczna rodzinka, to wiemy co nas czeka – dlaczego wy zazwyczaj wybieracie lody, kiedy pani pyta: „Co dla państwa?”, Czy te 10 minut wystane nie mogą zamienić się w podjęcie jednoznacznej decyzji? Czy gofry, czy lody, jakie smaki i z jaką polewą? Przecież z pewnością nie kupujecie lodów po raz pierwszy.
– dbajcie o wasze bezpieczeństwo – nie wchodźcie do wody, kiedy jest zakaz. Jak ratownik schodzi z plaży, to nie znaczy, że ze zdjęciem czerwonej flagi już można się kąpać. Pilnujcie dzieci, mężów, żon. Bo później przez trzy godziny – jak w zeszłym roku, WOPR szuka pana w żółtych spodenkach, którego zaginięcie na plaży zgłosiła żona, a tymczasem pan te trzy godziny przesiedział w knajpie na piwku.
My jesteśmy dla was, ale wy też bądźcie dla nas. Jak już wsiadacie na rowery, to uważajcie na pieszych, jak jeździcie gokartami, to w miejscach do tego wyznaczonych, a nie wyjeżdżając na ulicę. Ja wszystko rozumiem – że luz, że zabawa, pomyślcie tylko, jakie wrażenie po sobie zostawiacie. I czy na pewno chcielibyście zostać tak właśnie zapamiętani. A że my pod koniec sierpnia mamy was bardzo często zwyczajnie dość? Naprawdę, gdybyście spojrzeli naszymi oczami na was, to nie ma czemu się dziwić.
P.S. Pozdrawiam wszystkich cudownych turystów, którzy wiedzą, jak wypoczywać bez szkody dla innych.