Go to content

Nie ma metody skuteczniejszej, niż prawda. O cienkiej granicy ludzkiego zaufania

Fot. iStock / filadendron

Kto z nas, nie zna tego obrazka, gdy koleżanka kolejny raz prosi o drobną pożyczkę, a kolega, żeby go przenocować? I to najlepiej przez parę dni. Albo kiedy znowu, ktoś puka do drzwi i okazuję się, że to znajoma, z wizytą niespodzianką. I nieważne, że akurat, zaczęłaś sprzątać czy gotować albo właśnie wychodzisz, bo i tak, wypadałoby poczęstować chociaż herbatą.

Lubimy otaczać się ludźmi, mieć z kim iść na kawę czy do kina, do kogo zadzwonić i posłuchać najnowszych ploteczek. Dobrze mieć kolegę, z którym można przedyskutować pół nocy i przyjaciółkę, która zajmie się dziećmi, gdy wypadnie nagły wyjazd. Mamy zaufanie, pozwalamy na wiele i machamy ręką, gdy nas ktoś zawiedzie. A to jest  właśnie pierwszy krok do zniszczenia dobrych i zdrowych relacji. Bo nie ma niczego gorszego, niż przekroczenie bardzo cienkiej granicy. I zanim się zorientujemy, że to się właśnie stało,  po kolejnej przyjaźni, zostanie tylko niesmak. A może istnieją sposoby, żeby tego uniknąć i nic nie stracić, tylko jeszcze zyskać?

Bycie dobrym, nie musi oznaczać zgadzania się na wszystko, przytakiwania i akceptacji, nawet, gdy się z czymś nie zgadzamy i coś, nie do końca nam pasuje. – To nie tak, że przy każdej nowej znajomości, wyskakuję z paktem do podpisania – Natalia, 30-letnia urzędniczka, po stracie kolejnej koleżanki, zaczęła postępować z goła inaczej, niż dotychczas.

– Zauważyłam, że wiele naprawdę ciekawych relacji, rozpadło się lub zakończyło, z niezdrowym hukiem najczęściej, przez pożyczanie pieniędzy.  Ale to nie jedyna przyczyna, późniejszych kłótni i milczenia, które dzieli.  Czasem, coś mi zwyczajnie nie pasowało, inaczej coś widziałam, ale głupio było mi się przyznać. Żeby nie urazić, żeby nie sprawić przykrości, nie wyjść na samoluba. A co jest złego, w powiedzeniu prawdy, zaznaczeniu pewnych reguł? Żeby potem niedomówienia i niemiłe zaskoczenia, nie kończyły znajomości? Nauczyłam się przez lata, że bycie szczerym, przynosi dobre efekty, nawet, jeśli, nic tego nie zapowiada. Zaczęłam od tego, że nie pożyczam nikomu, chyba, że jakieś drobne na śniadanie, bo każdemu się zdarzy, zapomnieć portfela. I zawsze proszę o chociażby SMS-a przed niezapowiedzianą wizytą. To, że jestem w domu i mam wolne, nie oznacza, że nie mam innych planów. Odkąd zaznaczam od początku, że trzymam się pewnych zasad, przestałam się tak rozczarowywać. A nawet odzyskałam jedną dobrą koleżankę, bo przeprosiła i się do czegoś przyznała. Powiedziała, że  przestała mnie szanować w którymś momencie, bo na nic, nie zwracałam uwagi. I na wszystko pozwalałam lub udawałam, że nie widzę czegoś, co mnie boli i z czym się nie zgadzam. Nie mówiłam nic, bo myślałam, że lepiej przemilczeć. Ona doszła do wniosku, że już mi nie zależy, że jest mi obojętne, jak będzie. Dziś pomiędzy nami, po długiej rozmowie, jest lepiej niż kiedykolwiek.

A co, kiedy szczerość nie wystarcza a mimo to, nie chcemy zrywać kontaktu?

Czasami zdarza się tak, że człowiek, który staję nam się bliski, drażni nas swoimi zachowaniami. I nie bardzo reaguje na sugerowane przez nas wskazówki, że czegoś sobie nie życzymy lub nie chcemy, żeby tak postępował. Paweł, bardzo szybko sobie z tym poradził.

– Daniel, to mój kolega jeszcze z gimnazjum. Potem wspólne technikum i studia w tym samym mieście. Zgrzyt się zaczął, gdy jego wizyty się przeciągały, bo wpadał na dwa dni a z trudem, wyganiałem go po tygodniu. Delikatne zwracanie uwagi nie przynosiło efektów, w zamian za to doszło coś, czego nigdy nie lubiłem. To wpadanie bez zapowiedzi i dzwonienie do mnie już dwa metry od domu, kiedy stoisz pod ścianą i nie masz  jak odmówić. Gdy  nie wytrzymywałem i dość nerwowo prosiłem, żeby tego nie robił, to się obrażał. Tylko po to, żeby po kilku dniach przeprosić i… znowu, robić to samo. Dlatego przestałem otwierać drzwi albo podnosiłem słuchawkę domofonu i mówiłem, wprost, że nie mam ochoty na żadne wizyty. Nie odpisywałem też na wiadomości, gdzie zalewał mnie milionem pytań i pretensji w stylu, że bardzo się zmieniłem. Zniknął na chwilę i się nie odzywał, a na ulicy udawał, że mnie nie dostrzega. Milczałem, choć było mi zwyczajnie przykro, w końcu nic złego nie zrobiłem. A zdobyłem się w końcu na  prawdę, żeby nie stracić dobrego kumpla. Zrozumiał po miesiącu. Przy piwie powiedział mi, że przemyślał wszystko i doszedł do wniosku, że też by nie chciał, żeby ktoś do niego wpadał bez pytania. I dziękował, że byłem mądrzejszy i nie pozwoliłem, żeby nasza kilkunastoletnia znajomość, rozpadła się przez taką bzdurę.

– Najgorsze było, dawanie rad, o które nie prosiłam. I to w każdej kwestii, nie tylko pracy, czy mojego małżeństwa. Drażniły mnie szczególnie te dotyczące wychowania dzieci, wygłaszane przez osoby, które nigdy nie były rodzicami. – Monika źle wspomina czas, kiedy uważała, że dobra przyjaźń to przymykanie oka, machanie na coś ręką: „bo lepiej, nie zaczynać i się nie kłócić”, milczenie i absolutna zgoda, na wszystko. Nawet na niesprawiedliwą i niepotrzebną krytykę przy jej rodzicach czy małżonku.

– To chyba właśnie Rafał, zwrócił mi na to uwagę i dziwił się, że tak spokojnie to przyjmuje. Zarzucał mi, że potrafię być pyskata, ale nie wtedy, gdy tego trzeba. A mi nigdy nie pasowało, że jedna i druga koleżanka, wiedzą lepiej ode mnie. I śmieją się pobłażliwie, gdy powtarzam, że rady są po to, żeby ich wysłuchać i wcale,  nie trzeba z nich korzystać. Dałam się im zagadać i przekonać, niepytana o własne zdanie. Już na samą myśl o wizycie którejkolwiek z nich, chodziłam zła i struta. Aż któregoś dnia nie wytrzymałam i wykrzyczałam to, co we mnie siedziało od dawna. Plus kilka, zupełnie niepotrzebnych zdań, powiedzianych bezmyślnie, bo w nerwach. Jedna z nich, nie odzywa się do mnie do dziś, druga bardzo rzadko. Teraz wiem, że gdybym wtedy posłuchała Rafała, gdybym z nimi otwarcie pogadała, pewnie nie musiałoby dojść do tak drastycznej sytuacji. Dziś jestem ostrożniejsza i zawsze wprost mówię, czego oczekuje, a z czym nie mam zamiaru, się zgadzać. Dzięki takiej postawie nie zdarzają i się już zgrzyty, a moje znajome wiedzą, na co nie powinny sobie pozwalać i co zachować dla siebie. Bo choć zdania miewamy różne, nie oznacza to, że nie będziemy umiały się dogadać. Trzeba tylko jasno określić, na ile możemy pozwolić, a czego nigdy nie będziemy tolerować.

Wygląda na to, że nie ma metody skuteczniejszej, niż prawda zaraz na początku znajomości, jeśli czujemy, że nam na niej zależy. Tylko wtedy mamy gwarancję na  dożywotniego przyjaciela czy dobrą koleżankę, bez zgrzytów i zamartwiania się czy zrozumie naszą postawę.

A jeśli poczuję się urażony, bo powiedzieliśmy głośno i wprost, że coś nam się nie podoba, niech idzie. Czasem warto poczekać i sprawdzić, czy w ogóle było się kim przejmować. Bo poprawne relacje międzyludzkie opierać się mogą wyłącznie na szczerości i szanowaniu zdania drugiej strony.