Maria Skłodowska-Curie powiedziała: „Niczego w życiu nie należy się bać, należy to tylko zrozumieć”. To myśl, która powinna towarzyszyć dzisiaj wszystkim, nie tylko dzieciom, które chcemy oswoić z innością i nauczyć tolerancji, powinna przyświecać nam – dorosłym. Dzieci są naszą kalką. Wiernie odtwarzają to, im pokazujemy, niekoniecznie to, co mówimy, dlatego także w aspekcie tolerancji, powinniśmy zacząć przede wszystkim od siebie.
Nie mówmy o sąsiadce, że jest głupia, o koleżance z pracy, że gruba, przez to powolna w swoich obowiązkach, o mężczyźnie na wózku, że kaleka i blokuje kolejkę w sklepie, a ten czarny, czemu właściwie tak na nas patrzy… Zróbmy szczery rachunek sumienia i bądźmy uczciwi wobec samych siebie odpowiadając sobie na pytanie, czy my jesteśmy tolerancyjni?
Mam niewidomego znajomego, stracił wzrok wskutek wypadku już jako dorosły człowiek. Bardzo często spotyka się z sytuacją, gdy na pytanie dziecka: „Mamo, a co jest temu panu”, słyszy: „Ciiii”… Zawsze reaguje. Zaczyna rozmawiać z dzieckiem, mówić mu, że nie widzi, że pies, który z nim idzie, jest jego oczami albo, że biała laska pomaga mu się nie przewrócić. Oswaja, tłumaczy to, co dla dziecka jest po prostu ciekawe. Dzieci nie rodzą się z uprzedzeniami, nie rodzą się w nienawiści. Nietolerancja jest wyuczona. Na szczęście wrażliwości, zrozumienia, empatii i tolerancji także można się nauczyć.
Wszystko zależy od tego, jaki wzór będziemy stanowić dla naszych dzieci. Jeśli spotykamy osobę na wózku, kogoś o innym kolorze skóry niż nasza lub wyróżniającego się ubiorem, nie uciekajmy od pytań naszego dziecka, które jest ciekawe odmienności, które chce zrozumieć, dlaczego ktoś wygląda, czy zachowuje się inaczej niż ono. Nie ma w pytaniach dzieci złych intencji. Nie uciszajmy dziecka, tłumaczmy mu odmienność, pamiętając przede wszystkim o szacunku dla drugiej osoby. Na pytanie o grubą panią w sklepie można odpowiedzieć: „Bo wszyscy cudownie się różnimy, zobacz, każdy z nas jest inny”. Bądźmy otwarci na innych, na różnice. Nie bójmy się powiedzieć, że chłopiec, który się „dziwnie” według naszego dziecka zachowuje, jest chory, ma na przykład zespół Downa.
Tłumaczmy, nie uciekajmy od odpowiedzi, także od tych, które nie są dla nas łatwe. Co jeszcze możemy zrobić? Reagujmy na żarty, które obrażają innych, nawet jeśli opowiada je zaprzyjaźniony wujek. Mówmy: „Nie życzę sobie, byś tak mówił o ludziach”. Dzieci to widzą, rejestrują naszą postawę i uwierzcie – będą nas naśladować. Pomagajmy starszej pani na przejściu dla pieszych, otwórzmy drzwi kobiecie, która wspiera się na kulach, uśmiechnijmy się do tego, kto nas mija i ma zwyczajnie – inny kolor skóry. Pokazujmy, że wszyscy jesteśmy obywatelami świata bez względu na to, jak wyglądamy, skąd pochodzimy, jakie mamy marzenia. Szukajmy wspólnych cech, czegoś w czym się zgadzamy, w czym jesteśmy sobie bliscy. Może chłopiec, którego spotykacie, a który jeździ na wózku, podobnie jak wasz syn podziwia Roberta Lewandowskiego. Może pani w kolejce jest gruba, ale ma kolor włosów jak wasza córka albo babcia. O wiele więcej rzeczy nas łączy, niż różni. A oswajając dzieci z innością zabierajmy je w ciekawe miejsca, wyjeżdżajmy do ludzi, bądźmy otwarci, poznawajmy i próbujmy przede wszystkim rozumieć.