Każdemu przytrafiają się większe i mniejsze kłamstewka. Co więcej, praktykujemy je już od czasu wczesnego dzieciństwa, gdy zauważamy, kiedy opłaca się mówić prawdę, a kiedy nie. Nie jest to coś niezwykłego, a w pewnych sytuacjach lekkie nagięcie prawdy ratuje kiepską sytuację. Bo szef łatwiej przełknie informację o spóźnieniu ze względu na korki, niż fakt, że pracownik wcale do pracy się nie spieszył.
O ile drobne kłamstwa można przyjąć jako rzecz, na którą zazwyczaj przymyka się oczy, tak kłamstwa, które czynią krzywdę lub wpędzają kogoś w kłopoty, nie są tak lekko rozgrzeszane. Okazuje się również, że nagminne pomijanie prawdy przyczynia się do pogorszenia zdrowia oraz relacji z otoczeniem.
Kłamstwa wpływają na wiele rzeczy
Niechętnie przyznajemy się ot tak, że skłamaliśmy i co więcej, wyjątkowo gorliwie staramy się je usprawiedliwić w oczach własnych i otoczenia. Kłamstwo jest dla nas ważnym narzędziem i wychodzi na to, że nie ma osoby, która choć raz by nie skłamała. W badaniu Dr. Anity Kelly i Lijuan Wang, Ph.D. (University of Notre Dame), okazało się, że Amerykanie średnio kłamią 11 razy w tygodniu. W badaniu 110 osób w ciągu 10 tygodni, u połowy uczestników posługujących się prawdą, stan zdrowia znacznie się poprawił — rzadziej odczuwali bóle głowy i gardła, a także lęki i napięcia nerwowe.
Kłamstwo jest dużym obciążeniem psychicznym, a świadomość konsekwencji mówienia nieprawdy wzmacnia poziom pobudzenia emocjonalnego u kłamcy. Odczuwanie negatywnych emocji, dla których trudno jest znaleźć ujście, źle wpływa na kontakty z otoczeniem. Tajemnice nie tylko zakłamują rzeczywistość, ale także w pewien sposób izolują. Budowanie relacji opartej na kłamstwie podobne jest do stawiania domu na piasku — nie wróży sukcesu.
źródło: www.mindbodygreen.com, kobieta.wp.pl