Nie liczę czasu, który minął odkąd Cię nie ma. Nie chcę tego robić. Mierzę naszą więz wspólnymi wspomnieniami – śmiechem, radością, czułością, którą mi dałaś. Tym, jak uczyłaś mnie tego, co jest naprawdę ważne. Tym nawet, jak odchodziłaś, cicho gasnąc, oddalając się krok po kroku, coraz mniej obecna. Nie, nie mam wrażenia, że nie zdążyłam Ci czegoś powiedzieć, że czegoś w naszej relacji zabrakło. Jestem Ci wdzięczna za każdą myśl, którą do Ciebie wracam. Bo to są same dobre myśli, mój bagaż na dobre życie.
Twoje własne życie składało się z miłości. A było ich wiele, nie tylko tej do Roberta Redforda, w którym kochałaś się skrycie, od samego początku, bo był blondynem o niebieskich oczach (zupełnie jak dziadek!). Kochałaś też życie, po prostu. Doświadczenie wojny, pobyt w obozie koncentracyjnym, wczesna utrata rodziców nie złamały w tobie miłości do banalnych przyjemności: do spotkań z przyjaciółmi, spaceru w słońcu, książki przeczytanej na ławce w parku, śniadania podanego do łóżka…
Kochałaś podróże. Nawet te palcem po mapie, kiedy byłam mała i przyjeżdżałam do Ciebie na wakacje. Rozkładałaś na podłodze atlasy i godzinami błądziłyśmy wzdłuż Nilu. Albo śladami bohaterów powieści w Pustyni i w Puszczy. Albo dokładnie tam, gdzie Tony Halik i Elżbieta Dzikowska w niedzielnym odcinku programu Pieprz i Wanilia. Ale czasem podróżowałaś naprawdę – pociągiem, samolotem. Kochałaś samoloty!
Pamiętam, że każdą nową nazwę regionu lub miasta, wyszukiwałaś w atlasie. Musiałaś wiedzieć, gdzie dokładnie się znajduje, co oznacza, jak można się tam dostać. Ja też tak robię, wiesz? Mam to po Tobie…
Kochałaś swojego męża, który tylko pozornie był twoim przeciwieństwem. Jasne, był spokojniejszy, mówił mniej od Ciebie, ale przecież tę miłość do życia, do podróży, do dobrego jedzenia dzieliliście razem. Pamiętam, jak farbował Ci włosy. Albo jak podawał Ci śniadanie do łóżka, choć sam lubił jeść inaczej, przy stole i to dużo wcześniej. Jak uciszał nas, kiedy odpoczywałaś. Nauczyliście się tych swoich różnic i choć często się spieraliście, nigdy nie okazaliście sobie braku szacunku.
Kochałaś swoją córkę, choć nie zawsze miałyście łatwe relacje. Jej spokój kolidował z twoją żywiołową naturą. Ale przecież, w tych najważniejszych sprawach rozumiałyście się bez słów…
Kochałaś nas – twoje wnuki. I byłaś najlepszą babcią jaką można sobie wyobrazić. Nieco szaloną, absolutnie nie taką, jak w książkach dla dzieci. Siwe włosy, zgarbione plecy – to nie ty. Ty miałaś zawsze starannie ułożone, zafarbowane na kasztanowo pukle i szeroki uśmiech na twarzy. W lecie modne okulary przeciwsłoneczne, w zimie ciekawy kapelusz.
Kochałaś ludzi, spotkania z nimi, wspólne wyjścia do kina, spacery. Gdybyś mogła, całe dnie spędzałabyś poza domem… Tak bardzo cierpiałaś, gdy nie mogłaś już samodzielnie wyjść z domu, pokonać dwóch pięter, wsiąść do tramwaju…
Czuję Cię blisko, obok. Pamiętam dokładnie dźwięk Twojego głosu, zapach Twoich ukochanych perfum. I to, jak mówiłaś mi, że mogę osiągnąć wszystko. Dziękuję.