Dwa lata temu zostałam zwolniona z pracy. Nie zgodziłam się z tą decyzją, poszłam do sądu, wygrałam. Dziś rozwijam się zawodowo ogromnie ciesząc, że sprawiedliwość zwyciężyła.
Chciała udawać, że nic nie widzi, niczego nie słyszy, że to się nie dzieje. Że to zwykły splot przypadków. Bo komu nie zdarza się palnąć jakiejś głupoty w pracy? – Szef mówi o tobie źle, oczernia cię przed kolegami – słyszała. O niej? Jak to o niej, czym zasłużyła sobie na kąśliwe uwagi? Konflikt w pracy zaczął się niespodziewanie. Nagle stała się obiektem drwin przełożonego. Była zaskoczona. Tak ją przecież chwalił, mówił z dumą, że najlepsza, zdolna, ambitna. Że on ją zatrudnia nie z polecenia, ale w oparciu o referencje, wiedział, że ona może pochwalić się niemałymi zawodowymi sukcesami.
Cieszyła się. Która dziewczyna w jej miejscowości ma szansę na tak świetnie płatną posadę? Studia? Przecież każda teraz miała. Ona studiowała za granicą, czasem musiała jeszcze wyjechać do Paryża, dopełnić formalności, dopiąć, dopieścić, dopracować. Urlop? Nie było problemu. Miała konkurencyjne oferty, szef sumiennie dawał podwyżki, by u nich została. Z dumą przedstawiał ją – Pani Natalia, nasza specjalistka.
Rok później była już głupią gęsią. Strasznie się wstydziła, pomyliła się tylko jeden raz, było jej tak bardzo głupio, że zawiodła. Przeprosiła. Wiedziała, że teraz skoncentruje się już wyłącznie na pracy, miała już za sobą skończony doktorat. Tymczasem spotkała ją kontra – jej współpraca z zewnętrznymi firmami została zawieszona. – Dlaczego pan nie jedzie z nami – usłyszała za plecami. Chodziło o ważną konferencję. Bez jej wiedzy i zgody szef zakomunikował, że ona rezygnuje z wyjazdów, a publikacji swoich prac zwyczajnie odmawia. – Zazdrości ci – dotarła do niej smutna prawda. Struchlała.
Kolejne miesiące były podobne. Była pusta, leniwa, tępa. – Nie wyrabiasz się, masz pecha, nie będę ci płacił za godziny nadliczbowe. – Skup się tępa wieśniaczko. – Pani Natalia znów się pomyliła. Za długo jadła, za dużo piła, za często wychodziła do toalety. Źle dysponowała czasem, źle wpinała nawet kartki do segregatora. Po każdej rozmowie z szefem czuła się jak po przesłuchaniu. Była w pułapce.
Poniedziałek? Na samą myśl o początku tygodnia mimowolnie płakała. Przestała spokojnie spać, o jedzeniu nie było mowy. Zaczęły się zawroty głowy, duszności, wizyta u lekarza. Ten z przychodni powiedział – anemia. Drugi w prywatnym gabinecie, że nerwica. – To o czym pani mówi, to mobbing. Zebrała się sobie, poszła na rozmowę. Grzecznie powiedziała szefowi, że on ją obraża, że nie życzy sobie być w ten sposób traktowana. – Spie****aj usłyszała w odwecie. Całość zgłosiła do działu kadr. – To bzdura – skwitowano. W najbliższy piątek została zwolniona.
Usłyszała, że redukcja etatów, w co nie uwierzyła. Miała przecież umowę na czas nieokreślony, chroniły ją jakieś przepisy, jakieś prawo. Była sumienna, miała dobre efekty, dlaczego miała rezygnować? – Zadzwoń, powinien pomóc – koleżanka podsunęła jej numer prawnika. Później był sąd, w pozwie domagała się przywrócenia do pracy. Rozpoczęła się prawdziwa batalia – sąd na świadków powołał współpracowników. – Zrozum, nie możemy zeznawać – przekonywali. Rozumiała, każdemu zależy przecież na pracy. – Nie chcemy się narażać. Mimo oporów wskazała ich bez wyraźnej zgody.
Mieli do niej żal, pod rygorem prawa musieli zeznawać na jej korzyść, ale przeciwko szefowi. Bali się, to zrozumiałe. Czy ich obwiniała? Nie. Próbowała jednak tłumaczyć, że podobna sprawa może dotyczyć przecież każdego. W wyniku zeznań świadków sprawę wygrała. Sędzia uznał, że zwolniono ją bez podania wystarczających powodów. Tym samym firma musiała pokryć koszty procesu i wypłacić odszkodowanie. Po uprawomocnieniu się wyroku miała się stawić się w pracy na nowo.
– Dusza na ramieniu – tak wspomina ówczesny powrót. Zemsta? Nie, nie była podła, nie chciała by szef wyleciał z pracy. Żądała zmiany pionu, możliwości rozwoju pod innymi skrzydłami. Dopięła swego. – Gdyby tylko nie ta atmosfera – wzdycha. W pracy była mijana jak powietrze, nikt jej nie zauważał. Czuła się jakby była trędowata, a ona tak bardzo chciała zakopać wojenny topór. –To nie służyło nikomu – wspomina.
– Przecież mogłaś pójść gdziekolwiek – ostatnio usłyszała. Tylko czy warto zawsze chować uszy po sobie i zwyczajnie się poddawać? Kiedy ją zwolniono była na utrzymaniu męża. Jedna pensja, kredyt, brak sił i motywacji do szukania pracy, zaczepienia się gdzieś na stałe. – Pogwałcono moje prawa, miałam uzasadnienie swojego roszczenia. Cały przebieg postępowania wskazywał na słuszność pozwu, dzięki czemu zostałam przywrócona. Miałam silne poczucie niesprawiedliwości, nie mogłam przemilczeć tego, że mnie tak źle potraktowano.
Na prośbę zarządu podpisała ugodę, nie wystąpiła z dodatkowym pozwem o mobbing. Nie zależy jej na zemście, tylko na rozwoju zawodowym, na tym, żeby sytuacja się unormowała.
– Mobbing to bezpodstawne, ciągłe i długotrwałe dręczenie, zastraszanie, prześladowanie, szykanowanie człowieka w pracy nie tylko przez przełożonego, ale czasem także przez współpracowników, powodujące poczucie bezsilności, upokorzenia i krzywdy, prowadzące w konsekwencji do ogólnego złego samopoczucia i pogorszenia stanu zdrowia ofiary – cytuje. Ja apeluję, żeby zawsze walczyć o swoje i nigdy się nie poddawać. Dziś na nowo rozwijam się zawodowo, wracam do sił, do zdrowia. Wierzę w sprawiedliwość, cieszę się, że zwyciężyła.
Czy jest silną kobietą? – Być może – uśmiecha się nieśmiało. Zawsze dążyła do marzeń. Snuła plany, że skończy liceum w sąsiedniej gminie, wyjedzie na studia, obroni się na piątkę, ba, to jeszcze nie wszystko, bo ona zrobi doktorat. Gdzie ty się pchasz dziecko? – słyszała często od rodziców w domu. Zaryzykowała.– Byli dumni, kiedy rzucałam w górę czapką na absolutorium. Po decyzji sądu przyjechali do mnie już nazajutrz. Duma rozpierała ich po raz kolejny. Nigdy nie widzieli mnie tak zdeterminowanej.