Zaczęło się szaleństwo. Kanały informacyjne prześcigają się w podawaniu informacji na temat liczby chorych, liczby zajętych łóżek w szpitalach, liczby respiratorów. „Kolejny rekord zakażeń”, „Tak źle jeszcze nie było”, „Dramat w szpitalu” – krzyczą na czerwono paski u dołu ekranu i tytuły artykułów największych portali internetowych. Żyjemy w samonapędzającej się spirali strachu. Wydaje się, że jedyne co nam zostało, to poddać się jej, na bieżąco śledzić informacje i magazynować papier toaletowy czy makaron. Jednak nie. Możemy i powinniśmy żyć teraz inaczej.
Po pierwsze, nie śledźmy codziennie danych z Ministerstwa Zdrowia, nie włączajmy telewizora tylko po to, by słuchać ile osób umarło z powodu COVID -19, albo że szpitale są w dramatycznej sytuacji, a Stadion Narodowy w Warszawie zapełnią łóżka dla chorych. Te informacje po prostu nie są nam aż tak potrzebne, a nie wpływają pozytywnie na nasze samopoczucie. Wprowadzają jeszcze większy niepokój, lęk. Niektórzy z nas z czasem zupełnie na nie zobojętnieją, inni popadną w paranoję. Media nie sprzyjają zachowaniu przez nas równowagi psychicznej serwując nam coraz więcej dramatu, a coraz mniej zdrowego rozsądku w postaci opinii ekspertów.
Po drugie, nośmy maseczki i zachowujmy dystans społeczny. Zdarzyło się nam żyć w czasach pandemii, nie mamy na to wpływu. Mamy za to wpływ na własne decyzje, na życie naszych dzieci. Czy naprawdę musimy spędzać sobotę w galerii handlowej? Czy musimy spotykać się ze znajomymi, którzy dawno już nie pamiętają jak ma na imię nasz mąż albo partner?…Wykorzystajmy ten czas na to, by być bliżej tych, z którymi żyjemy na co dzień. I choć pewnie niektórym z nas wydaje się, że już bliżej być się nie da, to nie o bliskość fizyczną tu chodzi… Po za tym – zajmijmy się w końcu sobą… Joga, medytacja, choćby codzienne ćwiczenia fizyczne albo od dawna obiecywany sobie kurs językowy online. Jest tyle rzeczy, które pomogą nam zrobić porządek w głowie, przywrócić równowagę emocjonalną, wrócić do ważnych dla nas wartości i spraw.
Po trzecie, słuchajmy lekarzy i wirusologów, naukowców, a nie jasnowidzów i tych, którzy popadają ze skrajności skrajność. Nie przyswajajmy pustych sloganów tylko dlatego, że są głośne. Zaprzeczanie istnieniu wirusa to bez wątpienia objaw nie tylko ignorancji, ale przede wszystkim bezradności, zmęczenia psychicznego i chęci powrotu do życia sprzed pandemii. Cóż, któż z nas by nie chciał, by okazała się ona jedynie złym snem lub choćby oszustwem na wielką skalę?… Zaufajmy jednak tym, którzy z wirusem obcują na codzień, którzy go badają i próbują zwalczyć.
Po czwarte, bądźmy dla siebie dobrzy i bardziej wyrozumiali. Żyjemy w ciągłej niepewności, nie wiemy przez ile czasu będziemy zmuszani pracować zdalnie, nie wiemy kiedy nasze życie wróci do normalności, kiedy będziemy mogli podróżować bez strachu. Ale w tej samej sytuacji są nasi bliscy, nasze dzieci, przyjaciele, sąsiedzi i osoby, które spotykamy przypadkowo. Wszyscy są zmęczeni tą sytuacją, wszyscy mają jej dosyć. Wszyscy potrzebują wsparcia i wyrozumiałości. Wszyscy potrzebują usłyszeć, że za kilka miesięcy będziemy mogli pójść do restauracji z większą grupą znajomych, wyjechać na wymarzone wakacje lub po prostu żyć spokojnie, bez tego psychicznego obciążenia jakim jest pandemia.
Koronawirus w końcu stanie się historią, nie nakręcajmy spirali strachu, ale też nie lekceważmy sytuacji. To nie jest moment na bunt i egoistyczne zachowania. Jeszcze chwilę musimy poczekać zanim nasz świat wróci do normy, nawet jeśli okaże się, że nic juz nie będzie takie jak dawniej, że musimy nauczyć się żyć na nowo, z nowymi nawykami, z większą uwagą i ostrożnością. Przecież wszystko, co złe kiedyś się kończy.