Drogi K.,
jesteś moim przyjacielem, kumplem, najbliższą osobą, jaka kiedykolwiek pojawiła się w moim świecie. Pewnie w to nigdy nie uwierzysz, ale jesteś mężczyzną mojego życia. Kocham Cię. Wierzę, że o tym wiesz. Mimo wszystko, mimo, że robię wiele, byś tego nie odkrył, nie sposób tego nie poczuć. Ale masz swoją żonę, świata poza nią nie widzisz. I zostaniesz z nią, choć ta miłość więcej ci przynosi cierpienia niż szczęścia. Pytasz, skąd mogę to wiedzieć? Od ciebie. Przecież mówisz mi to codziennie, gdy między zdaniami, przemycasz gdzieś kilka słów o was. Widzę to w twoich oczach, kiedy próbujesz mi wytłumaczyć jej zachowanie. Jakbym chciała, żebyś wyzwolił się z tego uczucia. Bo cię kocham, bo wiem o tobie wszystko, bo pragnę byś był szczęśliwy.
Wcale nie ze mną. Z kimś zupełnie innym, z kimś, kto przyniesie ci wszystko to, na co zasługujesz. Choć marzę o życiu z tobą, pewnie nigdy nie będziemy razem. Zawsze przegram moją walkę z nią, z A.. Nie wytrzymam tej konkurencji. Nie wiem, jak to się dzieje, że ona jest ode mnie silniejsza.
Chciałabym ci powiedzieć tylko kilka rzeczy i mam nadzieję, że one cię uratują, że w porę wycofasz się z tego związku, że odejdziesz. Że zrozumiesz jaka powinna być kobieta, którą jeszcze kiedyś pokochasz.
Po pierwsze, pamiętaj, że masz prawo być zmęczony, kiedy codziennie wracasz do domu po pracy. Masz odpowiedzialne stanowisko, często zostajesz w biurze po godzinach, a codziennie wracasz do miejsca, w którym panuje chaos i bałagan. Kiedy ona ma te „swoje dni” , znajdujesz wszędzie kubki po herbacie i jej notatki porozrzucane w nieładzie na podłodze i na biurku. Znów nic nie napisała. Będzie leżała bez słowa zawinięta w koc, gapiąc się w okno albo zrobi ci awanturę, tak, że rano sąsiad w windzie będzie znów patrzył na ciebie ze współczuciem. Ale ciebie to nie obchodzi, tak bardzo ją kochasz. Ty to wszystko zniesiesz, przetrwasz. Obiad, którego w domu wtedy nie dostaniesz, zamówisz w restauracji na rogu, jej ulubionej. I będziesz karmił ją małymi widelcami jagodowego ciasta, kiedy usiądzie ci na kolanach taka smutna, zrezygnowana.
Masz prawo wymagać od swojej partnerki, by poszła do pracy. Nie musisz „fundować” jej życia u twojego boku. To, że sobie nie radzi, nie oznacza, że może żyć jak pasożyt, korzystając jedynie z twoich pieniędzy. Małżeństwo to wspólne dbanie o wasze bezpieczeństwo, a nie tylko twoje dbanie o to, by jej wszystko zapewnić. Postaw jej jakieś warunki, jakieś ultimatum. Niech wie, że musi coś ze sobą zrobić, bo inaczej odejdziesz. Ona potrzebuje takiej motywacji, by cokolwiek zmienić. Może powinieneś wyrzucić ją z domu? Wiem… Nie zrobisz tego. Za bardzo ją kochasz.
Masz prawo pragnąć bliskości w związku z kobietą, z którą zdecydowałeś się dzielić swoje życie. Ale ty cierpliwie znosisz każde „nie teraz”, wszystkie „nie dzisiaj”. Okrywasz ją szczelnie ciepłą kołdrą, chowasz przed całym światem, żeby choć na chwilę miała przy tobie schronienie. Naprawdę długo tak jeszcze wytrzymasz? Przyjmiesz jedynie to, co zdecyduje ci się dać?
I choć znów narzeka, że wygląda okropnie i że powinna się zabić, mówisz jej, że dla ciebie nie ma na świecie piękniejszej kobiety. Nie tylko mówisz, tak właśnie myślisz. Odgarniasz z rozgrzanych policzków mokre od łez włosy i całujesz piegowaty nos. Bo wierzysz, że twoja miłość jej pomoże. Że przetrwacie.
Drogi K., mój jedyny, wspaniały mężu. Trwasz przy mnie w mojej chorobie od siedmiu lat. Widzisz jak jest nas dwie. To moja choroba sprawia, że z najlepszej przyjaciółki staję się kimś, kto cię odrzuca, odtrąca i krzywdzi. Masz prawo oczekiwać od tej, którą nazywasz swoją miłością, by okazywała ci czułość i ciepło, kiedy masz gorsze dni. Pewnie nie pisałbyś wtedy do mnie listów o tym, jak ci ciężko czasem kochać. O tym, że modlisz się o dzień, w którym wyzdrowieję. Dzień, w którym znów będziemy szczęśliwi. Czasem, gdy znów jestem twoją przyjaciółką, bardzo wierzę w to, że kiedyś dam ci szczęście.