W trochę uśpionym miasteczku lokalny fryzjer opowiada historię trzech kobiet, kobiet, które łączy … były mąż. Takie historie zdarzają się w życiu, ale zdarzają się też w książkach. Ta najnowsza Grażyny Jeromin – Gałuszka „Zmowa byłych żon” opowiada historię kobiet, których drogi skrzyżowały się po rozstaniu z tym samym mężczyzną.
Ewa Raczyńska: Zna Pani kobiety, które źle życzyły swoim byłym mężom?
Grażyna Jeromin-Gałuszka: Nie wiem, czy znam. Choć z pewnością w swoim życiu takie kobiety spotkałam, zresztą jak każda z nas. Zwłaszcza w tych czasach, kiedy związki małżeńskie są coraz częściej dość nietrwałe…
W Pani książce widać, że jednak nie próba odegrania się na byłym mężu ma znaczenie.
Nie chciałam się rozprawiać z tematem, który niestety teraz jest niezwykle powszechny. Ludzie się rozwodzą, kłócą, nie potrafią na nowo ułożyć sobie życia tkwiąc w zawiści. Ja jednak nie chciałam tego uczynić myślą przewodnią powieści. Ta książka to był impuls. A to co mnie zazwyczaj inspiruje do pisania, to miejsca, które odwiedzam, gdzie wyjeżdżam.
To, z czym w powieści się stykamy, to między innymi kobieca solidarność.
O kobiecej solidarności zawsze warto mówić i ją podkreślać. Trzy byłe żony, choć wydawało się to niemożliwe, znalazły wspólny język, stały się dla siebie wsparciem. To bardzo ważne, by kobiety zawsze mogły pamiętać, że mogą na siebie liczyć w naprawdę różnych, także trudnych dla nich samych sytuacjach. Potrafią być ponad wszelkie podziały, jeśli tylko potrzebują nawzajem swojej pomocy.
Doświadcza Pani na co dzień takiego kobiecego wsparcia?
Cóż, ja chociaż mieszkam w centralnej Polsce, to jednak w małej wsi, na sporym odludziu na końcu świata. Czasami zazdroszczę kobietom, które mają po sąsiedzku koleżankę czy przyjaciółkę i jak się zachce jednej lub drugiej pogadać, to mogą zadzwonić i wpaść do siebie na kawę. Tak po prostu. Ja mam wszędzie daleko. Na szczęście, może nie w nie w dużym natężeniu, ale w moim życiu są kobiety dla mnie niezwykle ważne. Z nimi staram się mieć stały kontakt, dbać o te relacje, zwłaszcza jeśli chodzi o kobiety, które zawsze mnie wesprą, pomogą.
Pani powieść zmusza do jeszcze jednej refleksji – by cieszyć się tym, co tu i teraz, nie tkwić w przeszłości…
Zgadza się. Oczywiście, że są sprawy, z którymi należy się rozprawić, jednak ważne, by przeszłość nie trzymała nas w miejscu, byśmy dawali sobie przyzwolenie na pójście dalej tak jak ma to miejsce w przypadku bohaterek „Zmowy byłych żon”. Każda z nich została naznaczona związkiem ze byłym mężem. Każda w tym związku zmagała się z czymś innym, w imię miłości porzuciły swoje marzenia i pragnienia. Ale to już za nimi. Teraz trzeba spojrzeć na to, co dzieje się wokół, by nie przegapić tego, co podsuwa nam los, by chociażby zauważyć mężczyzn, którzy się przy nas pojawiają i… dać im też szansę nie mierząc każdego miarą byłego męża, który okazał się draniem.
Dużo jest Pani samej w tej książce?
Ktoś kto nie zna mnie zbyt dobrze, pewnie nigdy nie stwierdziłby, że mogłabym się utożsamiać z postaciami. W końcu ja tak sobie siedzę tutaj na tej wsi… nic nie mam z tego szaleństwa. Ale przecież w środku, we mnie, jest wiele z tych opowiadanych historii.
Sama Pani mówi, że mieszka na końcu świata.
Tak, to mała wieś. Tutaj się urodziłam, nigdy nie mieszkałam gdzie indziej. Nie wyobrażam sobie życia w mieście. Wystarczy, że mój mąż pochodzi z miasta. Ale odkąd zamieszkał ze mną po ślubie, powtarza od wielu lat, że nigdy w życiu do miasta by już nie wrócił. A ja mam tu swój mały kącik. Trochę gospodarki, którą sobie dla przyjemności uprawiam. Myślę już o pomidorkach, choć jeszcze mroźno.
Kiedy znalazła Pani w sobie chęć do pisania.
Pisać lubiłam już jako dziecko. Ale jakoś czasu zabrakło, a chyba przede wszystkim wiary, że potrafię to robić dobrze. Mąż, dzieci, dom – proza życia sprawiła, że prozę literacką odsunęłam od siebie na bardzo długie lata. Ale jak się nosi w sobie jakąś pasję i chęć, to ona musi w końcu gdzieś wypłynąć.
W jakim wieku zaczęła Pani pisać?
Moją pierwszą powieść napisałam, jak byłam już po 40-tce. To pokazuje, że każdy czas jest dobry, by sięgać po to, co nam w duszy gra. Nie było to łatwe, bo skąd mogłam wiedzieć, że to, co piszę się spodoba, że jest dobre i że w końcu ktoś obcy będzie chciał to przeczytać. Ale spróbowałam. Jedyne, czego mogę żałować, że tak późno na to pisanie się zdecydowałam, bo przecież pierwszą powieścią „Złote nietoperze” wygrałam ogólnopolski konkurs literacki „Kolory życia”. To mi pozwoliło uwierzyć, że to, co robię, nie jest złe. A co też ważne – że mogę się z tego utrzymać.
Okazuje się, że te magiczne przekroczenie 40-tu lat pozwala kobietom zdobyć się na odwagę, by robić to, o czym marzą.
Oczywiście, trzeba mieć odwagę, ale też okazję, by spróbować. W moim przypadku był to konkurs literacki, w którym postanowiłam wziąć udział tak naprawdę nie licząc na wiele. Żadnej kariery nie zrobiłam…
… ale kilka powieści Pani napisała, przecież to sukces.
No tak, i nawet kilka osób mnie czyta, co mnie niezwykle cieszy i za co jestem bardzo wdzięczna. Chciałoby się zawsze, żeby było lepiej i dlatego z każdą książką staram się rozwijać. Nawet jeśli opowiada proste historie, chcę, by nie były one puste, niosły coś w sobie.
Kiedy pisze Pani swoje książki?
Zimą oczywiście. Żyję takim cyklem pór roku, bo takim rządzi się życie na wsi. Latem trochę w polu popracuję, żeby siły zregenerować, żeby psychika odreagowała, żeby w głowie się wszystko poukładało i wróciło na swoje miejsce. Bo jak teraz piszę zimą, to potrzeba później wrócić na tory rzeczywistości. Kończę kolejną książkę i już czekam z utęsknieniem aż ziemia zacznie trochę roztajać, żeby iść na dwór, popracować fizycznie i się zrelaksować, by zebrać siły do kolejnej książki.
„Zmowa byłych żon” to najnowsza powieść Grażyny Jeromin-Gałuszka. W uśpiony miasteczku, gdzie przy głównej ulicy mieści się fryzjer, salon sukni ślubnych, księgarnia, piekarnia i knajpka, toczy się życie. Jego mieszkańcy popołudniami spotykają się na tarasie kawiarni przy kieliszku wódki słuchając opowieści fryzjera o trzech kobietach – Monice, Izabeli i Weronice. Wszystkie były jego klientkami i wszystkie kochały tego samego mężczyznę. Dla niego zrezygnowały ze swoich marzeń, planów i pragnień. Były mąż nie doceniając jednak ich poświęcenia porzucił po kolei każdą z nich, wiążąc się z następną. I kiedy trzecia z żon – Monika – zapłakana rozpacza po zakończeniu związku z byłym mężem dwóch pozostałych kobiet, nic nie wróży temu, że te trzy kobiety mające te same doświadczenia się zaprzyjaźnią. Każda jednak wiedziała, co czuje druga. Jakie emocje nimi targają. Z drugiej strony – nic tak nie jednoczy, jak wspólny wróg – w tym przypadku były mąż i knucie przeciwko niemu.
Jak rodzi się kobieca solidarność? Jak kobiety potrafią przejść ponadto, co je spotkało i wspólnie zjednoczyć siły – wcale nie przeciwko byłemu mężowi, ale budując własne szczęście?
„Zmowa byłych żon” to fantastyczny pokaz kobiecej siły i tego, że nikt nie jest w stanie zrozumieć kobiety tak jak druga kobieta, nawet jeśli ta życzyłaby jej kiedyś wszystkiego, co złe. Powieść Grażyny Jeromin-Gałuszka to także przestroga przed tym, by nie tkwić w przeszłości, nie analizować bez końca tego, co się wydarzyło. Życie toczy się dalej – jak banalnie by to nie zabrzmiało, to tak naprawdę jest. Nie możemy o tym zapominać, żeby móc czerpać z tego co tu i teraz podsuwa nam los. Tkwienie w przeszłości sprawia, że nie dostrzegamy tego, co dobrego może nas spotkać dzisiaj, tuż za rogiem.
W końcu trzy bohaterki odnajdują swoje szczęście, przeszłość jednak daje o sobie jeszcze raz znać. Czy to ona zaważy na ich życiu?
Przeczytajcie koniecznie. Napisana lekkim językiem, z zaskakującymi zwrotami akcji powieść idealna na wieczór albo weekendowy wyjazd. Tylko uwaga – możecie nie położyć się spać dopóki jej nie skończycie. Polecam.