Czym jest głód emocjonalny? Dlaczego przysłowia z dzieciństwa, nie pozwalają nam schudnąć? I co mówią współczesne badania na temat najbardziej skutecznego odchudzania się? Na te i jeszcze więcej pytań odpowiada Kasia Popławska, psychodietetyczka, organizatorka warsztatów dla kobiet, które nie ogarniają już diet i kalorii „Ogarnij się, Kobieto”. Zapisy jeszcze trwają!
Dla kogo adresowane są warsztaty „Ogarnij się Kobieto”?
Powstały z myślą o paniach, które od wielu lat zmagają się z kilogramami. Nie oszukujmy się, ale to, jak wyglądamy i jak się czujemy we własnym ciele, wpływa na nasze samopoczucie. Niestety często podczas kolejnych prób odchudzania powstaje w nas przekonanie, że coś jest nie tak, bo: „innym przecież udaje się schudnąć, a ja nie dałam rady!” Jeżeli masz takie poczucie, to my chętnie razem z tobą poszukamy takich punktów, które nie pozwalają ci osiągnąć wyznaczonych celów. Może uda nam się razem zmienić twoje nawyki żywieniowe na zdrowsze?
Prowadzisz te warsztaty z Iwoną Guzowską, światowej sławy sportowczynią. Na czym polega jej rola?
Iwona powtarza zawsze, że swój sukces zawdzięcza przede wszystkim głowie. Wcale nie ciału, bo ono jest w stanie nauczyć się wielu rzeczy, ale tak naprawdę to umysł decyduje o sukcesie. Podczas warsztatów pomaga kobietom szukać sposobów na efektywne dogadywanie się z bliskimi. Zajmuje się też relacjami w miejscu pracy, gdzie często zgadzamy się na rzeczy, na które nie mamy ochoty, co bardzo nas emocjonalnie obciąża. Iwona, rozmawiając z dziewczynami, potrafi zauważyć te delikatne miejsca, nad którymi warto popracować. To jest jak magia, bo ona w ciągu kilku minut zauważa to, co najbardziej boli.
Jak się zaprzyjaźniłyście?
– Dzięki przecudownej menadżerce Basi Skowrońskiej, która ma zdolność łączenia ze sobą ludzi. Basia czasem mówi: „Ty to powinnaś pogadać z tym, a ty z tamtym”. Kiedyś zaprosiła mnie na warsztat Iwony „Niepowstrzymana moc” i na jego zakończenie mój mąż powiedział: „Ty i Iwona tak niesamowicie się uzupełniacie! Chyba się znacie od zawsze!”. Powiedziałam, że jeszcze się nie znamy, ale ewidentnie musimy to nadrobić, bo czuję, jakbyśmy się znały co najmniej pół życia.
Dlaczego kobiety mają kłopot z tym, by schudnąć raz a dobrze?
– Wyniki badań pokazują, że gdy przechodzimy na dietę, to jesteśmy w stanie zmusić się na jakiś czas do przestrzegania restrykcji. Jednak w ciągu dwóch lat po zakończeniu odchudzania, 85% osób „odzyskuje” utracone kilogramy i to z nadwyżką. Badania pokazują, że robienie czegokolwiek wbrew sobie, nie ma sensu na dłuższą metę. Bardzo często, jak rozmawiam ze swoimi klientkami, zwracam im uwagę na to, że ich organizm zawsze coś podpowiada. Jeśli słyszysz, że 800 kcal dziennie, nie jest dla ciebie, to trzeba temu zaufać.
Walka o odchudzanie ma sens?
Nie! To, co robimy z przyjemnością, sprawia, że mamy chęć kontynuować. Natomiast walka i zmuszanie się do działania, które ktoś nam zalecił i z którym nie czujemy się dobrze, sprawia, że rośnie nasz poziom stresu. Natomiast stres wprowadza organizm w „stan alarmowy”, który mówi: „Coś się dzieje! Ja muszę siebie chronić!” W takiej sytuacji tylko przybieramy, a nie tracimy na wadze.
Poza tym wiele różnych zaleceń i restrykcji dietetycznych, które próbujemy stosować na siłę, sprawia, że rodzi się w nas opór, który powoduje, że jeszcze bardziej mamy ochotę na zakazane produkty. Dlatego podczas naszych warsztatów pokazujemy, że można jeść i odchudzać się z przyjemnością i w zgodzie ze sobą.
Dasz jakiś przykład?
Dzisiaj dostałam maila od jednej z moich klientek o tym, że kupiła swoje ulubione ciastko. Na marginesie, pracując ze mną, nie ma czegoś takiego, że „nie wolno jeść słodyczy”. Wszystkie doświadczenia są ważne i my staramy się je obserwować. Klientka napisała:
„Wzięłam to ciastko i tak się przyglądam, czy ono zawsze było oblane taką ilością lukru? Wcześniej nawet bym tego nie zauważyła. Ugryzłam i pomyślałam, że ono jest obłędnie słodkie! Czy zawsze takie było? Zjadłam tylko trzy gryzy, bo okazało się, że moja pamięć tego smaku była zupełnie inna. Teraz, jak jadłam wolniej, to smakowałam faktycznie i okazało się za słodkie”.
Dlaczego nie powinniśmy jeść w pośpiechu?
Jeżeli jemy na szybko, na ulicy, w samochodzie, w biegu, przy komputerze, to nie delektujemy się smakiem. Dlatego zawsze staram się „zwalniać” proces jedzenia, żeby posmakować i poprzyglądać się, jaka jest konsystencja. „Zastanów się, co czujesz? Jaki smak jest w twojej buzi?”, doradzam. Kiedy jemy szybko, to nie jesteśmy w stanie tego zauważyć. Takie drobne zmiany pozwalają wyciągnąć wnioski. Ta kobieta napisała na końcu maila: „Spakowałam dla męża. Zobaczymy, co on poczuje”.
Czy to ważne, by wciągać rodzinę do takich eksperymentów?
Często proszę, żeby zapraszać rodzinę do procesu zdrowego żywienia. Kiedy przechodzimy na dietę, to kobieta musi prowadzić „dwie kuchnie”: dla siebie i dla reszty rodziny. To powoduje frustracje, bo jeszcze bardziej jej brakuje czasu. Dlatego powoli modyfikujemy to, w jaki sposób klientki gotują, żeby można było zmienić żywienie całej rodziny. Bo skoro dawna kuchnia jej szkodziła, to zazwyczaj rodzinie też, tylko czasami jeszcze nie widać konsekwencji.
Dlaczego trzeba zmieniać niektóre nawyki?
Chodzi o to, żeby znaleźć te miejsca w sobie, które nam szkodzą. Warto szukać prawdziwych powodów objadania się. Bo przecież nie robimy tego, żeby sobie podokuczać. Raczej mamy jakieś wewnętrzne powody albo przekonania, których często nie widzimy, a które zostały nam wpojone.
Jakie to mogą być przekonania?
Na przykład: „Jak wstanę rano, to muszę od razu zjeść śniadanie”. Naprawdę muszę? Słuchanie swojego ciała jest dużo bardziej sensowne. Kolejnym takim przekonaniem wyniesionym z dzieciństwa jest: „Musisz zjeść do końca, bo jedzenia nie wolno marnować”. Często kobiety dojadają po dzieciach, bo nie chcą wyrzucać. Wtedy nie zwracają uwagi, że ich brzuch już dawno krzyczał: „Już mi wystarczy!”
Co oprócz przekonań jeszcze nam szkodzi?
Nauczyłyśmy się też, że to, co mówią nam eksperci i autorytety jest ważniejsze od tego, co czujemy. A przecież my mamy różne organizmy i inne rzeczy nam szkodzą. Do mnie na przykład przychodzi klientka, która niedawno odkryła sama, że szkodzi jej bardzo zdrowe i zalecane przez dietetyków – awokado. Zrobiła to tylko dzięki temu, że zaczęła obserwować swój organizm i mogła znaleźć te produkty, które powodują: wysypki, uczulenia, wzdęcia. Mam taki apel: pozwólmy swojemu organizmowi dojść do takiego stanu, że on sam zacznie wyraźnie mówić, co mu szkodzi.
Jak do tego doprowadzić?
Kiedy nie dostarczamy sobie odżywczych składników, a faszerujmy się pizzą i bułeczkami, to wtedy włącza się „stan alarmowy”. Organizm szaleje i mówi: „Jedz, jedz, szybko jedz, bo ja potrzebuję składników, żeby codziennie budować tu nowe komórki”. My mamy dodatkowo takie dziwne przekonanie, że nasze dzieci musimy zdrowo odżywiać, ponieważ one rosną. Natomiast dorosłych, którzy dawno przestali rosnąć, już to nie dotyczy. Serio? To nie jest prawda!
Każdego dnia w naszym organizmie umiera mnóstwo komórek i rodzą się na ich miejsce nowe. Ciało musi je z czegoś budować i to przecież nie z tych słodkości, które wcinamy, tylko ze składników odżywczych. Jeśli ich sobie nie dostarczamy, to organizm zaczyna walczyć o przetrwanie. Podczas diety najczęściej liczymy kalorie i jeśli zjemy batonik, to potem rezygnujemy z dwóch sałatek i owocu. Skutkiem czego włączony zostaje „tryb ochrony naszego życia” i jemy coraz więcej.
Wtedy tyjemy!
Z tego powodu jesteśmy w stanie jeść dużo, dużo więcej niż potrzebujemy. Rozpychamy żołądek i jemy coraz większe porcje.
Czy uczycie też monitorować emocje, pod których wpływem jemy kompulsywnie?
Tak i już tłumaczę dlaczego. Przez wieki nauczyliśmy się reagować na różne rzeczy (nie tylko emocje) jedzeniem. Dlatego proszę moje klientki, żeby podczas jedzenia przyglądały się, jaki głód próbują zaspokoić. Jednym z tych głodów może być… głód emocjonalny.
Jak go odróżnić od normalnego głodu?
W przypadku głodu fizycznego organizm mówi: „Potrzebuję składników odżywczych, potrzebuję energii”. W odpowiedzi na jego zaspokojenie dostajemy informację: „Już wystarczy”. Natomiast gdy zaspokajamy inne rodzaje głodu jedzeniem, nie odstajemy tego sygnału „stop”. Stąd bierze się kompulsywne objadanie się.
Co nam daje ta wiedza?
Jeśli orientujesz się, że jesz pod wpływem stresu czy z nudów, to już wiesz, że organizm nie wyśle ci tego naturalnego „stop”. W takich sytuacjach musisz sama o siebie zdybać i powiedzieć sobie „stop”. I tu pojawia się pytanie: „Skoro widzisz, że jedzenie tylko na chwilę daje ci to uspokojenie, czyli tak naprawdę nie rozwiązuje problemu, to może warto popracować nad tym, co jest prawdziwym powodem tego stresu?”.
A co może być?
– Nasza praca podczas warsztatów często przypomina układanie puzzli. Większość moich klientek mówi: „Ja już nie chcę tych diet, ja chcę odzyskać energię, bo ja czuję, że nie mam siły”. I to jest pierwsza rzecz, na którą pracujemy, żeby one miały czas i przestrzeń, by tę energię faktycznie odzyskać. Co pomoże? Nie tylko dieta i ruch. Weźmy odpoczynek i sen. Jeżeli w nocy nie zregenerujemy się, to rano nie mamy energii na nowy dzień.
Żeby przestać jeść w odpowiedzi na problemy, warto przyjrzeć się też relacjom rodzinnym i zawodowym. Odkrywamy więc razem, co zrobić, żeby nasz organizm miał więcej energii i żeby pracował na najwyższych obrotach. Bo wtedy jesteśmy w stanie wykonać pracę szybciej, lepiej i z większą satysfakcją. Ze swojego doświadczenia wiem, że kiedy kobieta otrzyma właściwe wskazówki, to nagle możne zacząć wszystko sobie sama układać i naprawiać rzeczy, które do tej pory u niej nie działały.