Jesteśmy samotne. Przytłoczone obowiązkami, bo nie umiemy umiemy dzielić się nimi z innymi. Jesteśmy samotne w związkach, które „kiedyś były świetne”, ale minęło trochę czasu i okazało się, że nie tego od miłości pragnęłyśmy. Albo, że on się zmienił. Samotne w relacjach z rodzicami, którym nie mówimy wszystkiego, żeby ich nie martwić. Bo nie zrozumieją.
Coraz bardziej samotne w rozmowach z córkami, którym chciałybyśmy powiedzieć „bądź inna – odważna, bezkompromisowa w walce o swoje szczęście”, a w rezultacie bezsilnie patrzymy, jak i one powielają nasz schemat. Schemat samotnych, zmęczonych życiem kobiet, w których w pewnym momencie budzi się w końcu chęć zmian. I świadomość, że jeśli nie teraz, to już nigdy. Skąd się ta samotność bierze, skoro wokół tak wiele osób i zdarzeń?
Basia ma męża, dwoje dzieci i kota. A może powinna raczej powiedzieć „mam kota, dwoje dzieci i męża”? Kot to chyba jej najwierniejszy towarzysz. Dzieci są już nastolatkami i relacje z nimi bardzo się rozluźniły. A mąż, wiecznie nieobecny duchem oddala się coraz bardziej również fizycznie, bo ma swój rower, swoich znajomych, swoje podróże. Prawie nie rozmawiają, a jeśli rozmawiają okazuje się, że chyba nigdy nie myśleli o niczym w podobny sposób. On ma swój świat, a ona ma przecież dom i dzieci, choć coraz mniej. To im poświęciła całe swoje życie, zaniedbując to, co kiedyś kochała, w czym była dobra. W piątki wieczorem Basia jest sama. Ale wcale nie wtedy najbardziej odczuwa samotność. Samotność doskwiera jej, gdy on jest tuż obok, ale jej nie rozumie, nie stara się. Nie pyta, nie chce wiedzieć. Milczy. I tak sobie trwają 17 lat. Basia podejrzewa, że on kogoś ma. Ale boi się zapytać. Boi się, że straci to, co jest.
Ewa ma chłopaka „z doskoku”. Niby ma, a jednak nie ma. Sa razem raz, dwa razy w miesiącu, bo on mieszka 1680 km stąd. Więc przez większość czasu ona jest sama z domem, pracą, rachunkami i dziećmi z pierwszego, nieudanego związku. A on jest wolny. Między spotkaniami z Ewą, życiem zawodowym i towarzyskim ma jeszcze sporo czasu dla siebie – na kilka godzin z ukochaną książką, na samotną podróż w góry. Czy ten związek jest udany? Trudno powiedzieć, choć oboje są szczęśliwi. Może raczej – Ewa bywa szczęśliwa, gdy są razem. Ale są momenty, że Ewie jest bardzo źle. Kiedy codzienna samotność i niemożliwość podzielenia z nim zwykłego „surowego” życia doskwiera bardziej niż zwykle. Tak, można napisać SMS-a „mały ma gorączkę, męczy się, płacze, ale muszę dokończyć to zlecenie, rozpadam się, nie mam już siły”. On odpowie za jakiś czas, coś w rodzaju „jesteś niesamowita, silna, dasz radę”. I pójdzie na kolację do restauracji. A ona zostanie ze swoimi problemami w swoim kraju. Ewa jest samotna, choć uważa, że ma dobry związek. Nie można narzekać. Nie można chcieć „za dużo”. Trzeba zadowolić się tym, co się ma.
Wiele z nas nauczono w dzieciństwie, że o tym, że w domy dzieje się źle się nie mówi. Więc pragnąc za wszelką cenę być silne – nie mówimy. Lata tkwimy w złych związkach, z mężami i partnerami, którzy nas nie szanują lub którzy nie dają nam miłości. A może to my nie umiemy jej sobie wziąć tyle, ile nam trzeba? Czekamy tylko, by zostać zauważone, pokochane. Wybrane.
Wiele z nas pozostało więźniarkami swoich własnych wyobrażeń o mężczyznach, których kochamy. Jakże często wchodzimy w relacje z kimś, kto w codziennym życiu, czasem po kilku miesiącach, ale częściej po kilku latach okazuje się inny, niż go sobie wymyśliłyśmy. Nagle nie ma o czym rozmawiać, zacierają się wspólne plany… Zaraz, zaraz – nagle? A może tak było zawsze, tylko my starałyśmy się tak bardzo mieć idealny związek, że wydawało nam się, że to on, nasz partner mówi, a nie, że wszystko się dzieje w naszej głowie?
Zaciskamy zęby i godzimy się na samotność. Wychowujemy po cichu, w milczeniu dzieci z mężczyzną, który sam nie jest do końca przekonany, czy tego właśnie chce. Czy w ogóle chciał tego domu i dzieci i czy właśnie z tobą. Na Facebooka wrzucamy zdjęcia, na których on obejmuje nas czule. Świetny ojciec, świetny tata – rzucamy w wirtualną przestrzeń. A prawda jest przecież zupełnie inna…
Mamy oczekiwania, ale obawiamy się o nich mówić. Godzimy się na „trochę” mając nadzieję, że z czasem pojawi się „więcej”. Ale ono się nie pojawi. Bo błąd popełniamy już na samym początku.
Jesteśmy samotne z wyboru, choć nie wybieramy świadomie poczucia osamotnienia. Nasza samotność jest konsekwencją decyzji, tego z kim się wiążemy, z czego rezygnujemy, jaki mamy stosunek do siebie samych. Kiedy uświadomimy sobie, że tak naprawdę jesteśmy jedynymi osobami, które odpowiadają za tę samotność, zdecydujemy, czy nadal chcemy w niej tkwić. Odetchniemy głębiej, zobaczymy więcej – własnych możliwości, dobra. Rozwiązań.