Go to content

„Nie jestem jednak w stanie odpowiadać za SPIE*DOLONY program po „reformie” edukacji”

Fot. iStock / karalon

Wydawałoby się, że skoro rok szkolny rozbujał się na dobre, to każdy się przyzwyczaił, do zmian, do reformy, do tego, co nowe, a jakby trochę jednak stare. Pewnie taką nadzieję ma Ministerstwo Edukacji Narodowej, czekają, aż minie burza, aż dyskusje się skończą i wszystko pójdzie zgodnie z ich wizją i myślą edukacyjną.

Co chwilę jednak wychodzą pewne „kwiatki”. A to w podręcznikach błędy albo dziwiące rodziców przykłady, a to nauczyciele bez pracy, a to przeładowany program dla klas siódmych (i pewnie nie tylko). Reforma się jednak toczy, to nic, że w słabo wyposażonych klasach, to nic, że w szkołach, które do dziś są remontowane, żeby dostosować się do nowo panujących warunków. Nasze dzieci nadal uczą się na pamięć definicji, których za chwilę pamiętać nie będą, ale dla zaliczenia sprawdzianu na blachę wykuć muszą. Eh.

Kilka dni temu na Facebooku ukazał się wpis Kai Malanowskiej – polskiej pisarki, felietonistki, ale też nauczycielki, w którym w odpowiedzi na list jednego z rodziców zaapelowała, by wszelkie skargi i uwagi kierować do MEN, być może listy rozwścieczonych rodziców zmuszą ministerstwo do zastanowienia się nad obecnym programem edukacji… Czemu nie spróbować?

MÓJ OSOBISTY APEL DO RODZICÓW UCZNIÓW:

Parę dni temu dostałam od rodzica jednego z moich uczniów list następującej treści:

„Dzień dobry, po ostatnim sprawdzianie mam pewne niezrozumienie poziomu wiedzy jaką powinno posiadać dziecko. Nie rozumiem podejścia do nauki, która sprowadza się do szczegółów do opanowania np. co powoduje białko w substancji międzykomórkowej kości??? Kolejne hasło, które było dla mnie sporym zaskoczeniem to definicja kwasu mlekowego. Wg mnie nie wpływa to w żaden sposób na rozumienie procesów, a wyłącznie uczenia się na pamięć, co nie rozwija naszych dzieci a sprowadza się wyłącznie do ćwiczenia pamięci bez zrozumienia stosowanych pojęć.”

Pomijam mało przyjemny ton listu. Przyzwyczaiłam się. Rodzice w stosunku do nauczycieli przyjmują zazwyczaj dwie postawy: roszczeniową bądź czołobitną. Nie sadzę, żeby dało się to zmienić. Nie jestem jednak w stanie odpowiadać za SPIER**LONY program po „reformie” edukacji. Szanowni rodzice, jest gorzej niż przewidywałam w czerwcu. Gorzej niż jawiło mi się to w najczarniejszych snach. Dzieci, które przyjęliśmy do 7 klasy przychodzą do nas z gigantyczną dziurą w wiedzy biologicznej. Nigdy nie miały chemii ani fizyki, nie rozumieją podstawowych pojęć przyrodniczych, a wiedza o świecie u większości jest radosną mieszaniną mało sensownych eksperymentów i ciekawostek o zwierzętach i roślinach, jakie wchłonęły na lekcjach biologii w podstawówce. Nie umieją się uczyć, ani samodzielnie notować. Tymczasem obecne 7 klasy mają obowiązek realizować program byłej 2 klasy gimnazjum, czyli fizjologię i anatomię człowieka. Bez godziny lekcyjnej poświęconej na wytłumaczenie czym jest proces spalania, fotosynteza, rozmnażanie ale też dyfuzja, osmoza, cząsteczka, związek chemiczny itp. Jak mają zrozumieć pojęcie komórki i tkanki? Jak mają pojąć czym są aminokwasy, białka i cukry, skoro dopiero zaczynają chemię? W jaki sposób zrozumieć proces oddychania?

Nie twierdzę, że program byłego gimnazjum był dobry. Wręcz przeciwnie. Zawsze uważałam, że jest przeładowany, z bezsensownym wymogiem uczenia na pamięć tysięcy szczegółów, bez możliwości przeprowadzania z dziećmi eksperymentów i obserwacji (bo nie starczało na nie czasu). Ale dostawaliśmy nowych uczniów i zaczynaliśmy z nimi od początku. Mogliśmy ich spokojnie przeprowadzić przez 3 lata stanowiące spójną całość. Korelacja między przedmiotami przyrodniczymi kulała, ale przynajmniej w zarysie istniała. Nie miałam poczucia, że zmuszam uczniów do wkuwania na pamięć wiedzy, która jest dla nich nie do zrozumienia. Dziś staram się wycinać z obecnie obowiązującego programu ile mogę, ale to niewiele pomaga. Podstawa programowa jest z gruntu zła. Nie da się jej dostosować, obawiam się, że nie dokona tego najlepszy nawet belfer.

Na list od rodzica odpisałam, prosząc, żeby swoje skargi i pretensje kierował do Ministerstwa Edukacji Narodowej. Nie, nie było to agresywne odbicie piłeczki tylko całkiem poważna i grzeczna prośba. Wszystkich rodziców na FB proszę o to samo. Piszcie do MENu!!! Może jeżeli zostaną zasypani tysiącami listów od rozwścieczonych rodziców przemyślą nowy program i zaproponują nam coś lepszego niż napisany na kolanie dokument, który nadaje się tylko do kosza.

W efekcie reformy edukacji najbardziej cierpią dzieci. Uwierzcie mi, jestem nauczycielką. Moi uczniowie są przerażeni i zagubieni, a do liceum pójdą niedouczeni.

Z poważaniem
Kaja Malanowska