Występują:
Kobieta zajmująca się domem,
dobrze sytuowany Mąż bijący Kobietę,
Wszyscywokół.
AKT 1.
Na ukradkowe spojrzenia Wszystkichwokół Kobieta z kolejnym limem niepytana opowiada, że uderzyła się tym razem w szafkę. Wszyscywokół kiwają głowami, a za plecami Kobiety szepczą do siebie „Strasznie ją tym razem poturbował, ciekawe, kiedy to zejdzie, zaraz święta, Mąż ma ciężką rękę, Kobieta biedna z nim, ale komu dzisiaj lekko, takie życie, tak źle z nim znowu nie ma, pracować nie musi…”
AKT 2.
Kobieta łapie wzrokiem ukradkowe spojrzenia Wszystkichwokół i płaczliwie mówi „Znowu mnie pobił”. Wszyscywokół tulą ją, radzą „Zostaw Męża, odejdź od niego, nie pozwalaj się tak traktować” – a kiedy jednego dnia Kobieta staje z walizką u kolejnych drzwi Wszystkichwokół – żadne się nie otwierają. Wszyscywokół szepczą do siebie „To ich sprawa, ja nie chcę się mieszać”. Kobieta nie ma mieszkania, pieniędzy ani pracy. Wraca do domu i uczy się opowiadać o uderzeniu w szafkę. Wszyscywokół oddychają z ulgą.
AKT 3.
Kobieta nie czekając na spojrzenia mówi „Znowu mnie pobił. Złożyłam doniesienie do prokuratury”. Wszyscywokół z niedowierzaniem wołają „Jak mogłaś, to jest Mąż!” Kobieta beznamiętnym tonem opowiada „Weszłam do domu, a on złapał mnie za gardło, uderzył moją głową o drzwi, aż pociemniało mi w oczach. Kopnęłam go dyndającymi w powietrzu nogami, a wtedy on zaklął, rzucił mnie na podłogę i z całej siły kopnął w brzuch. Złapał mnie za włosy, dwa razy uderzył na odlew w twarz i zaciągnął do pokoju. Wolną ręką rozpiął rozporek i wsadził mi fiuta w zakrwawione usta. Dusiłam się własną krwią i szlochem, a on wpychał mi go aż do gardła, prawie wyrywając mi włosy z głowy…”
Wsyscywokół krzywią się z obrzydzeniem. Nie mówią jednak „Zabiłbym tego skurwysyna!!!”. Nie. Oni mówią „Jak ona może opowiadać takie świństwa!” Powinna delikatniej, bo ich to razi i zawstydza. Wszyscywokół od tej pory plują na widok Kobiety, a Mężowi zaczynają współczuć, że naraziła go na taki wstyd.
Koniec.
Kto z was pisze się na sztukę w trzech aktach…? Większość wychodzi po pierwszym, nieliczni po drugim. Ludzie boją się nazwania prawdy po imieniu. Bo to zmusza do zrozumienia i wyciągnięcia wniosków. Do poniesienia ich konsekwencji. Łatwiej móc udawać, że się nie zrozumiało i nie wie.