O tym, że jesteś DDA dowiedziałaś się na pierwszym roku studiów. Na zajęciach z pedagogiki, wykładowca pokazywał slajdy, a ty czytałaś w nich siebie i swoja historię. Dobrze, że na sali było ciemno,nikt nie zauważył łez, które płynęły ci wtedy po policzkach. Zresztą, to były dobre zły, łzy ulgi. Wreszcie mogłaś nazwać to, czym byłaś, jak się czułaś przez te wszystkie lata. Wreszcie znalazłaś przyczynę.
W twoim domu nie było pijackich awantur, ani przemocy fizycznej. Twój tata, szanowany profesor ekonomii na warszawskim uniwersytecie, upijał się elegancko. To znaczy, na tyle, na ile eleganckim można nazwać zabrudzony wymiocinami płaszcz, spodnie poplamione moczem i te puste buteleczki po małpkach walające się na podłodze jego gabinetu.
Życie z tatą było jak rollercoaster. Ciągłe czekanie na ten moment, kiedy on zacznie pić. Ciągłe napięcie, kiedy w domu panował spokój. Bo przecież nigdy do końca nie było wiadomo, kiedy on się skończy i kiedy zacznie się ciąg. A potem tydzień, półtora, dwa tygodnie picia. Płacz i błaganie matki, żeby to rzucił. Przeszukiwanie kieszeni płaszcza, szuflad biurka, tapczanu, szafy. Jego pijackie zwidy, że ktoś chce go okraść, oszukać, zabić. I telefony z uczelni, tłumaczenia mamy, że tak, bardzo przeprasza, ale mąż jest chory, nie mógł przyjść. A przecież WSZYSCY wiedzieli. Tylko w twoim domu nie można było nazwać tego po imieniu. W twoim domu nigdy nie padło słowo: alkoholik. Alkoholik to przecież ten menel, który żebrze o pieniądze na ulicy. Alkoholik to Nowakowski z parteru, który urządza pijackie awantury w domu. Ale nie on, ojciec, PROFESOR uniwersytetu.
Nawet kiedy zmarł po którymś z dłuższych epizodów picia, mówiliście wszystkim, że miał wylew. Pamiętasz ten wieniec, który zamawiałaś w kwiaciarni na dole. Wspaniałemu Tatusiowi – córka. I ta myśl, że przecież on w ogóle wspaniały nie był… Wiecznie nieobecny, wiecznie nieuważny, wiecznie niezadowolony z ciebie, bo nie lubiłaś i nie rozumiałaś zadań z matematyki. Kiedy byłaś mała, chciałaś, żeby cię przytulał, żeby się z tobą bawił, ale on nie umiał być spontaniczny. Nie umiał bez alkoholu. Kiedy się napił, stawał się rozmowny, wylewny. Ale wtedy mama chwytała cię za rękę i zamykała drzwi do twojego pokoju. Często wtedy spała razem z tobą w łóżku. Lubiłaś to, miałaś ją dla siebie.
Jako nastolatka po prostu go unikałaś. On też się zmienił. I jego picie. Już nie był wylewny, otwarty. Był jeszcze większym gburem, chłodnym i cynicznym. Potrafił jednym zdaniem zranić do żywego. Uciekałaś.
Nie, nie musisz się tego wstydzić. Nie dlatego, że takich osób jak ty są miliony. Nie musisz się wstydzić, bo z tej twojej olbrzymiej wrażliwości możesz nauczyć się czerpać siłę. Wierzę, że jest to możliwe. Wierzę, że świadomość tego, czego doświadczyłaś pozwoli ci pełniej żyć, uwolnić się od przeszłości. A przede wszystkim, zobaczyć mechanizmy, które rządzą twoimi relacjami z bliskimi osobami. Musisz powiedzieć sobie jasno:
Podświadomie wciąż szukasz w relacji konfliktu
To on cię stymuluje. W relacji z tatą, żyłaś w ciągłym stanie gotowości. Kiedy nie pił, czekałaś, aż zacznie. Wiedziałaś, że to się musi wydarzyć. To było twoje życie: ściśle wpisane w rytm jego picia. Teraz, podświadomie wciąż tego szukasz tego napięcia w swoim związku. Kiedy jest dobrze, jesteś niespokojna, chcesz, by już COŚ się zaczęło. Normą dla ciebie jest właśnie ten wieczny niepokój, to nerwowe czekanie. Kiedy go nie ma, sama wywołujesz konflikt, żeby wejść w dobrze znane ci koło emocji. Góra-dół.
W momencie, w którym to dostrzeżesz, wygrywasz nowe życie.Ta olbrzymia wrażliwość jest twoją siłą, bo dzięki niej potrafisz docenić prawidłowe relacje – z samą sobą i z bliskimi. Wiem, trudno to poczuć tu i teraz, od razu. Ale jesteś na dobrej drodze, bo ZROZUMIAŁAŚ dlaczego reagujesz tak, a nie inaczej. Zrozumiałaś siebie. Czerp z tej wiedzy garściami, ucz się siebie na nowo. A przede wszystkim, daj sobie czas, by wyjść z zaklętego kręgu emocji. Wysiądź z tej kolejki górskiej. Zasługujesz na spokój.