Wiecie, co jest najgorsze, że kiedy wybija północ i wchodzimy w nowy rok, jesteśmy pełni euforii, chęci do zmian, pewni swoich postanowień i tego, że tym razem na pewno im sprostamy.Mija jednak tydzień, dwa tygodnie stycznia, a my stajemy się jak balonik, z którego upuszczono powietrze. Brak nam sił, chęci do działania. Uwaga, dopadł nas styczniowy blues. Według terapeutki Rosemary Sword to forma depresji, którą odczuwa wiele osób po zakończeniu wakacji.
Sword wyróżniła sześć głównych powodów styczniowego bluesa, niektóre z nich świadomie, a inne nieświadomie wpływają na nasz nastrój.
1. Skończył się okres świąteczny, co oznacza, że wiele osób wróciło do pracy, zniknęły świąteczne dekoracje i wszystko wróciło do tak zwanej normy.
2. Bliskie nam osoby, które spotykamy przy okazji Świąt, wyjechały, a na kolejne spotkanie znowu trzeba poczekać.
3. Być może nie udało się nam zrobić wszystkiego, co zaplanowaliśmy w przerwie świątecznej.
4. Picie i jedzenie w nadmiarze w okresie Świąt sprawiają, że czujemy się ospali i grubi.
5. Jest zimno, dni są krótkie… I chociaż coraz bliżej do wiosny, to jednak jeszcze musimy na nią poczekać.
6. Może się okazać, ze niezwykle trudno jest nam wytrwać w noworocznych postanowieniach.
Styczniowy blues to zupełnie coś innego niż sezonowe zaburzenie afektywne wywołane brakiem słońca. Styczniowe obniżenie nastroju trwa zazwyczaj kilka tygodni, nie dłużej, przy czym mamy świadomość, że ten stan minie i nie wymaga pomocy specjalisty, co nie znaczy, że musimy się mu teraz całkowicie poddać.
Może zamiast cierpieć na styczniowy blues w zaciszu domowym, lepiej wybrać się na spacer, umówić z przyjaciółmi, zjeść coś dobrego i zdrowego i… zaplanować najbliższe wakacje.
źródło: businessinsider.com