– Nie wolno ci słuchać takich rzeczy! – rzucił się wyłączać radio niczym do gaszenia pożaru. Leciał Piotr Bukartyk i jego „Małgocha”, a ja właśnie podśpiewywałam sobie z zapałem i ze wskazaniem: „Niektórzy chyba rodzą się przegrani, bo nigdzie miejsca nie ma dla nich…” – A już wypowiadanie takich słów to zbrodnia na feng shui, kabale, karmie i neopogańskim mistycyzmie!
– To co mam śpiewać? Co mam mówić? – zapytałam, lekko już rozbawiona.
– Temat przewodni z filmu „Rocky” najlepiej, eye of the tiger, cośtam, cośtam. I powtarzać sobie w kółko: „Jestem silna, nikt mi nie podskoczy, dupę każdemu złoję”. Nie wiesz, że jesteś tym, co mówisz? – przewrócił oczami, siląc się na poważną minę.
– Myślałam, że jestem tym, co jem – siliłam się na żart z całą siłą osoby leżącej na szpitalnym łóżku.
– Jesteś i tym, co mówisz, i tym, co jesz, i jeszcze tym, co śnisz. – wtrąciła się Pani Basia zza swojego biurka.
Pani Basia jest od jakichś dwóch tygodni moją muzą, prywatną boginią i jeszcze Ciocią Dobra Rada. Pilnuje niemal co dzień, żeby mnie nie kłuli za głęboko, wie dokładnie, gdzie mam krwiodajne żyły (bo u mnie to w tym temacie jest mało sympatycznie), a przede wszystkim karmi mnie mandarynkami. Mandarynki są podobno dobre na wszystko. Masz „doła”? Zjedz mandarynkę! Wenflon wypadł po raz dwunasty? Zjedz mandarynkę! Kolejny raz musisz budować życie od nowa? No przecież zjedz mandarynkę!
Najmniej spodobało mi się, że mam być tym, co mi się śni, bo ostatnio to mi się nic nie śni, a ja wolałabym być czymś niż niczym. Impuls, by zaprotestować, zszedł jednak na plan dalszy, przed oczami stanęłam bowiem sobie ja sama, z niezliczoną ilością plastrów, z wenflonami i tubkami, wystającymi z odnóży, wcielającą się w postać Rockiego.
Po raz pierwszy od dłuższego czasu roześmiałam się naprawdę serdecznie.
I wtedy w zasadzie wszystko puściło:
– cały żal i złość na Troskliwego Misia, co to zarzekał się, że zawsze pomoże i oburzał się, gdy o pomoc nie prosiłam – ale telefonów w kluczowych momentach nie odbierał i nie miał w zwyczaju odpowiadać na smsy. Obietnice „na gębę” jak widać nic nie kosztują, a wyjście ze związku równa się odejście z życia,
– wszelkie obawy, czy dam radę. Wizja Rockiego z wenflonem zrobiła swoje.
– narzekanie, że świat jest okropny. Bo nie jest! Zawsze gdzieś jest Pani Basia, która się przejmuje i karmi mandarynkami.
I zawsze jest ktoś, kto jednak odbierze telefon.
Do ludzi ogólnie mam szczęście. Jedna wpadka reguły nie czyni.