Go to content

„Cześć piękna…”. Prawda o znajomym z Facebooka

fot. m-gucci/iStock

Masz słaby czas. Jesteś sama. Albo się rozwiodłaś, rozstałaś. Może zostałaś wdową. Czujesz się fatalnie. Jakaś taka nieatrakcyjna. Może z kilkoma kilogramami za dużo lub właśnie za mało. Jesteś zabiegana, żyjesz obowiązkami i choć nie jesteś tego świadoma, to potrzebujesz odskoczni. I ni z tego, ni z owego na fejsbuku do grona znajomych zaprasza Cię on. Przystojny jak się wydaje, dojrzały facet. Chyba Amerykanin lub Brytyjczyk, sądząc po imieniu i nazwisku. Uśmiecha się miło ze zdjęcia i masz wrażenie, że dobrze mu z oczu patrzy. Bez głębszego zastanowienia akceptujesz to zaproszenie. I w okamgnieniu dostajesz wiadomość.

Cześć piękna!

I czujesz, że oblewasz się rumieńcem. Dawno tego nie słyszałaś. Wchodzisz w konwersację. Przecież nic złego nie robisz. Piszesz po polsku, a on używa translatora albo przechodzicie na angielski. Szybko dowiadujesz się, ile ma lat, skąd pochodzi, co lubi robić i jeść. Jest wdowcem lub rozwodnikiem. Ma kilkunastoletnie dziecko, które przeżywa w szkole z internatem. Bardzo za mim tęskni. Sam pracuje w Syrii czy w Somalii, gdzieś na misji pokojowej. Jest lekarzem, pomaga ludziom, ma piękną pracę, ale czuje się cholernie samotny. Szybko prosi, byście przeszli na WhatsApp, bo w pracy krzywym okiem patrzą, gdy siedzi w mediach społecznościowych. Zresztą jest żołnierzem, nie chce być namierzony. Zgadzasz się. Jesteś przecież empatyczna i nie chcesz kończyć znajomości. Piszecie więc na innym komunikatorze. Codziennie, dużo, niemal non stop (poza okresami, gdy on ze względów bezpieczeństwa musi być offline). Wiesz, co robi on. On wie, co dzieje się u Ciebie. Przesyła Ci kilka zdjęć, ale nie z misji. Ma tylko kilka w cywilnym ubraniu sprzed jakiegoś czasu. Ty mu wysyłasz swoje aktualne i świetnie rozumiesz, że on takich wysyłać nie może. Jest miły, kulturalny, troskliwy. Pyta, co zjadłaś i czy ciepło się ubrałaś. Nie prosi o żadne sexy fotki. To nie ten typ. To facet z klasą, który marzy o normalnym życiu i nie może się doczekać powrotu do domu. Szalenie tęskni za swoim dzieckiem i czujesz, że za Tobą także. Stajecie się sobie coraz bliżsi. Dzielicie sekretami, żartujecie, jakby to było, gdybyście byli razem. I pewnego dnia on wyskakuje z propozycją:
Piękna moja, zamieszkajmy razem.

Rozważasz to na lewo i prawo. On ma wszystko zaplanowane. Przyjedziesz do niego. On ma oszczędności, będziecie mieli za co żyć. Warto próbować. Jesteście dojrzali, ale nadal młodzi.
Dajmy sobie szansę!

Prosi on, wysyła zdjęcia swojego domu, a ty w końcu ulegasz. Poznasz jego dziecko w przerwie wakacyjnej. On wróci z misji na stałe. Ty weźmiesz urlop i polecisz do niego. I spróbujecie. Przecież pasujecie do siebie. Przekonał Cię. Zaczynasz przygotowania. Pewnego dnia on pisze:
Kocham Cię Mała!

A Ty unosisz się nad ziemią. Zrobisz wszystko by z nim być. Bukujesz bilet. Nikomu nic nie mówisz. Przecież by powiedzieli, że zwariowałaś. Kilka dni przed wylotem on prosi Cię o pożyczkę. Żołd mu wpływa na konto prywatne, z którego tu na misji nie korzysta, bo to zbyt niebezpieczne. Wysyła Ci numer jakiegoś tajnego konta jednostki. Wystarczy, że w tytule napiszesz kod, jaki jej poda. Kwota niemała, ale tyle potrzeba mu na lot do domu, skoro on z miłości sam rezygnuje z misji. Inaczej musielibyście czekać kilkanaście miesięcy. Jesteś zakochana, odliczasz dni do wyjazdu, więc sięgasz po swoje oszczędności i przelewasz mu te pieniądze. Może trochę się boisz, ale on jest nadal z Tobą w kontakcie. Dziękuje Ci za przelew. Wyznaje miłość, twierdząc, że jesteś kobietą jego życia i że może na Tobie polegać. W dniu Twojego wylotu kontakt się urywa. Podobno coś u niego z Internetem nie tak. Robisz się nerwowa. Czeka Cię lot za ocean, a Twój facet nie odpowiada na wiadomości. Piszesz na WhatsApp, ale nic do niego nie dochodzi. Szukasz go na fejsbuku. Jeszcze wczoraj tam był, bo wrócił do kraju i mógł już swobodnie korzystać z mediów społecznościowych. Dziś zapadł się pod ziemię. Nie ma konta. Waszych wiadomości także u Ciebie nie. Sprawdzasz na WhatsApp. Nic nie dochodzi. Dzwonisz w końcu do niego. Pal licho koszty połączenia. Brak sygnału. Nic, zero. Denerwujesz się, nie wiesz, co robić. Był człowiek. Nie ma człowieka. Nie masz komu się wyżalić, bo nikomu nic nie mówiłaś. Przez myśl przechodzi Ci, że może to był oszust. Ale jak? Przecież pisał, czasem dzwonił. Byliście cały czas na łączach. Szukasz więc informacji w necie. Trafiasz na jakieś forum i robi Ci się gorąco. Jakaś dziewczyna opisuje swoją historię niemal identyczną jak Twoja. Niektóre przelały pieniądze, inne się zorientowały. Wszystkie zostały rozkochane i oszukane przez mężczyznę, który ukradł najprawdopodobniej komuś konto na fejsbuku, by wykorzystać czyjś wizerunek. Historia zawsze jest ta sama. On samotny gdzieś poza domem, z dzieckiem, by wzbudzić litość. Wyszukuje dziewczyny na zakręcie, ufne, które akurat w tym momencie potrzebują atencji. Wysyła setki zaproszeń na fejsbuku, zawsze któraś odpowie. Ileś się zorientuje, że coś jest nie tak, ale co jakiś czas znajdzie się taka, co połknęła haczyk. Człowiek jest nieuchwytny, bo podaje nieprawdziwe dane, wpłacone pieniądze szybko przelewa gdzieś indziej albo wypłaca. Z tego żyje. Media społecznościowe dają mu nieograniczone możliwości. Granicę możesz postawić mu Ty – nie reaguj, nie pisz, a jeśli już jesteś w kontakcie bądź czujna, nie wysyłaj żadnych pieniędzy, nie ufaj. Zobacz co stanie się, gdy odmówisz. Będzie najpierw nachalny, a potem zniknie, by poszukać innej ofiary. Tyle warte były jego „uczucia”.