W mojej głowie takie wspomnienie: mam kilkanaście lat, przygotowujemy się do wyjścia na rodzinne spotkanie. Tym razem będzie nas sporo, bo jeszcze wujek z Ameryki, którego nigdy nie poznałam, ze swoją nową żoną, której nie zna moja babcia, ale już jej nie lubi i obiecała ją „znosić” tylko przez wzgląd na syna, bo dla niego, wiadomo – wszystko. Mama gorączkowo przypomina ojcu: „Z nim nie można o polityce, pamiętaj. A z ciocią Kazią o jej wnuczkach. Nie pytaj o nic, bo tam jest konflikt z synową, zrobi jej się przykro. I nie komentuj głośno bieżących wydarzeń (rzecz działa się przed wyborami).”
– Dajcie spokój – myślę głośno – to już nie można być ze sobą szczerym w rodzinie? I wtedy z małego pokoju odzywa się babcia. – Dorośniesz, to zobaczysz. Jest wiele rzeczy, o których nie możesz powiedzieć rodzinie. No bo co? Rodzina to tacy sami ludzie, jak inni. Nie można im tak do końca zaufać.
Dorosłam i zobaczyłam. Skończyłam studia, znalazłam pracę, zmieniłam pracę, kupiłam mieszkanie. Zakochałam się na zabój, poznałam JEGO rodziców, odkochałam się i zakochałam znowu, ale w kimś innym. Wyszłam za mąż, mam dwójkę dzieci i nagle stałam się częścią bardzo licznej rodziny. I już trochę rozumiem, że nie wszystko mogę im powiedzieć. Że pewne rzeczy trzeba zachować dla siebie.
Takie na przykład pieniądze. Moja przyjaciółka raz, dodajmy, że pod sporą presją, wydała się rodzicom, ile zarabia. Kwota imponująca, ale zasłużona, bo i praca odpowiedzialna i w stresie. Mama przyjaciółki powiedziała co prawda „tylko” swojej siostrze, ale jakimś cudem rozeszło się po rodzinie… I to tej najdalszej. Tydzień później, telefon. Od kuzyna, takiego, z którym kontaktu nie było 10 lat. Co u ciebie, jak żyjesz. Pożycz mi proszę, parę złotych. Parę tysięcy, mówiąc dokładniej, złotych Jak to nie pomożesz? Rodzinie?!
O kłopotach finansowych nie mówimy o nich rodzicom z dwóch powodów. Po pierwsze wstydzimy się, że nie potrafiliśmy sobie poradzić. Po drugie nie chcemy słyszeć „a nie mówiłem” i„gdybyś mnie posłuchał, nie wpakowałbyś się w taką kabałę”… No jasne, wiadomo – oni są mądrzejsi, rozważni i doświadczeni.
O, albo tajemnice zawodowe. Brat koleżanki jest policjantem. Prowadzi śledztwa, tropi przestępców. Każde duże spotkanie rodzinne to dla niego olbrzymi stres, bo ci „dalsi bliscy” wypytują go o jego pracę, proszą o zdradzenie szczegółów, których on zdradzić nie może, bo obowiązuje go tajemnica… „No jak to, stary? Wujkowi nie opowiesz nad czym teraz pracujesz? Przecież ja nikomu nie powtórzę”. Niektórzy naprawdę, nigdy się nie zmienią.
A polityka? Zwłaszcza teraz, gdy nastroje społeczne nie sprzyjają szczerym rozmowom o tym, kto na kogo i dlaczego, głosował? Znam rodziny, w których od ostatnich wyborów jest taki podział, że nie rozmawiają ze sobą bracia z siostrami, ojciec z synem, a ciotka z imienin wychodzi wcześniej, żeby się nie spotkać ze bratankiem, z którym się kiedyś tak posprzeczała na temat premiera i prezydenta, że trzeba było jej nalewać kropli na uspokojenie. Wigilia w takiej atmosferze to prawdziwe wyzwanie. Albo raczej – koszmar.
A choroba? Przecież to dość oczywiste, że kiedy jesteśmy chorzy, potrzebujemy wsparcia najbliższych osób. Wszystko zależy jednak od tego, jak oni wyobrażają sobie to wsparcie. Bo jeśli masz anginę i dzwoni do ciebie babcia dając dobre rady („przepłucz szałwią, zrób sobie ciepłe mleko z miodem i masłem”) jest uroczo. Ale jeśli twoje dolegliwości są nieco bardziej poważne, i traktuje się je jako rodzinną sensację, sprawa jest bardziej męcząca niż przyjemna. Zwłaszcza, jeśli za każdym razem musisz słuchać opowieści o operacjach (nie zawsze udanych) krewnych i znajomych, których na oczy nie widziałeś. I na nic wtedy powtarzane w duchu: „oni tak z życzliwości”…
Miłość? Jeśli jest świeża, „nowa” i szalona, zachowaj ją dla siebie. Nie chcesz przecież po trzeciej randce odbierać telefonów z gratulacjami od dziadka i nie chcesz, by twój ukochany wpadł w objęcia babci wołającej: „witaj w rodzinie, synku”. Świeże uczucie wymaga cieplarnianych warunków. I intymności. A jeśli coś pójdzie nie tak, nie będziesz zmuszona odpowiadać na miliony pytań i nikt cię nie będzie nieudolnie pocieszał („taka jesteś młoda, jeszcze znajdziesz męża”).
Kłopoty w małżeństwie to już sprawa złożona. Bo jeśli dzieje ci się krzywda, to oczywiste, że nie powinnaś przed bliskimi zatajać, że w twoim związku „coś jest nie tak”. Oni są po to, by ci pomóc, wesprzeć cię. Ale drobne, normalne sprzeczki to zdecydowanie rzecz, która powinna zostać między partnerami. Nawet nasi rodzice potrafią (często nieświadomie) wykorzystać taką wiedzę na szkodzę naszej relacji…
Zasada jest jedna i ta sama, co w przypadku każdej innej relacji: musisz wiedzieć, co komu możesz powiedzieć. A tak w ogóle, to, co osobiste, zachowaj po prostu dla siebie. Tak będzie lepiej. Dla twojego dobra i dla niczym niezmąconego, rodzinnego szczęścia również.