Mam 17 lat i chciałem ci powiedzieć, że się ciebie boję i nie chcę, żebyś po mnie przychodziła. Ja wiem, że jesteś tą nieuniknioną, która pojawia się prędzej czy później, ale ty ze mną jesteś od zawsze. Od pierwszego dnia, gdy pojawiłem się po tej stronie świata, nieustannie trzymasz mnie za rękę i nie pozwalasz o sobie zapomnieć.
Byłaś, gdy miałem miesiąc i ledwo było mnie widać spod setek kabli i rurek podłączających mnie do aparatur. Przyszłaś z księdzem i zapytałaś moją mamę, jakim imieniem mają mnie ochrzcić w razie, gdybyś chciała mnie zabrać już wtedy. I potem, gdy na swoje piąte urodziny moja siostra życzyła sobie najbardziej, żebyś dała mi spokój. I kiedy kończyłem 9 lat, przypomniałaś mi, że ciągle jesteś obok, zabierając mojego o dwa lata starszego przyjaciela. I każdej nocy, kiedy swoją zimną dłonią zatykałaś moje usta i nie pozwalałaś oddychać. A wczoraj siedziałaś naprzeciwko mnie, miałaś zmartwione oczy lekarza, który tłumaczył mi, że moje życie się kończy. A ja się zastanawiałem, po co ludzie życzą sobie stu lat, jak ty i tak zapukasz, kiedy zechcesz. I nie można przed tobą zamknąć drzwi.
Nie będę się z tobą targował, bo wiem kim jesteś od dnia, gdy usiadłem z koleżanką na schodach kliniki. To ona milcząc wskazała mi dłonią ciemny budynek i powiedziała, że tam nas zawiozą, kiedy serce nie zechce już bić. A po tygodniu widziałem, jak znika za tymi drzwiami ubrana w czarny worek z metalowym zamkiem. I zrozumiałem, że przegoniłaś moje życie i zajęłaś jego miejsce, a jedyne, co możesz mi dać to trochę czasu. Tę chwilę, gdy pozwalałaś o sobie zapomnieć i mogłem wychodzić o własnych chwilach, zakochać się i zaprzyjaźnić, chodzić do szkoły i już nocą czekać na kolejny świt. Myślałem wtedy, że odpuściłaś, że zrozumiałaś, że tak nie można. Nękać i męczyć, straszyć i odbierać nadzieję. Śmiać się z moich marzeń i patrzeć chłodno, gdy na pytanie kim będę, kiedy dorosnę, odpowiadałem, że nikim, bo do tej pory umrę. Myślałem, że postanowiłaś mi odpuścić, żebym mógł poznać kogoś, kogo przez tyle lat prawie nie spotykam – życie. Ale gorzko się rozczarowałem, gdy wróciłaś ze zdwojoną siłą szarpiąc moje ciało długą reanimacją, kiedy pstryknięciem palców zatrzymałaś moje serce. A potem patrzyłaś, jak moja matka krzyczy i upada w drzwiach widząc długą, ciągłą linię na ekranie monitora. I postanowiłaś sobie zakpić, pozwolić mi wrócić, ale tylko po to, żeby mi pokazać, kto tu rządzi i decyduje, ile jeszcze będzie mi dane.
Piszę do ciebie, choć wiem, że to już pewnie na nic, już postawiłaś znaczek przy jednej z dat i włączyłaś odliczanie. Ale może pozwoliłabyś mi jeszcze choć raz pojechać nad morze i zobaczyć, jak wiatr gania falę. I jak gorący sierpień sprawia, że z utęsknieniem czeka się na zmierzch. I jeszcze też siostrze chciałbym powiedzieć, ile dla mnie znaczy i jak wiele jej zawdzięczam. I mamie, żeby już nie płakała, żeby się nie bała, tylko przy mnie była, zanim spuszczę głowę i za tobą pójdę. I z przyjaciółmi chciałbym wyjechać i cieszyć tym, co jeszcze mi zostawiłaś, czego nie zdążyłaś do końca odebrać. I choć raz w życiu przespać spokojnie noc i nie czuć, że siedzisz obok mnie. I na kocu latem chciałem poleżeć gdzieś nad rzeką i na gwiazdy popatrzeć. I koleżance z klasy powiedzieć, żeby się częściej uśmiechała, bo nie widziałem piękniejszego zjawiska. I zobaczyć, jak rodzi się synek mojego wujka i na weselu u cioci zatańczyć. Ale najbardziej, chciałem cię prosić, o moje 18-te urodziny. Pójdę wtedy na łąkę i puszczę lampion prosto do nieba, taki z życzeniem. Napiszę na kartce to najważniejsze : „Bardzo chciałbym, żebyś oddała mi życie”. A potem usiądę i będę czekał. Czekał, że przeczytasz i po mnie nie przyjdziesz.