Chyba w każdym związku przychodzi taki moment, kiedy zaczynamy rozmawiać o swoich byłych partnerach i partnerkach. Trudno dokładnie powiedzieć, co nami kieruje, kiedy staramy się dowiedzieć „jaka ona była”i czy na pewno nie lepsza od nas Najczęściej wiemy przecież same, że była beznadziejna… Więc po co, albo raczej – dlaczego? Psychologia mówi, że ci, którzy mają liczne kompleksy, ci, którym brak pewności siebie, próbują jej sobie dodać, porównując się do innych i poniżając ich. Któż, jak była partnerka obecnego ukochanego, obiekt trochę abstrakcyjny, trochę z innej bajki, nadaje się do tego lepiej?…
Znam kilka kobiet, które uwielbiają katować się pytaniami o byłe dziewczyny, żony i partnerki. Zaczyna się niewinnie. „A, powiedz mi, dlaczego właściwie się rozstaliście?”. I wtedy facet, naiwnie albo w sposób przemyślany, zaczyna opowieść o tym, jaka to była małpa, jak wykorzystała, porzuciła, jak się czepiała. Lub taktownie milczy, odpowiadając półsłówkami i delikatnie dając do zrozumienia, że to temat nie tyle nieważny, co skończony. Jeśli związek się rozwinie, ona i tak znajdzie sposób, żeby się o „tamtą” dopytać. A potem poszuka zdjęć na Facebooku, a teściową podpyta o interesujące fakty z przeszłości. Niby z babskiej ciekawości, niby przypadkiem, ale tak naprawdę dlatego, żeby poczuć się w związku pewniej. Żeby powiedzieć sobie samej, że jest „tą jedyną, najlepszą”. Taką, z jaką on nigdy wcześniej nie był. Cóż…
Jeśli się posprzeczają, w kłótni użyje koronnego argumentu: „To sobie wróć, do tej „swojej”, na pewno była lepsza ode mnie”. Ryzykowna to gra, bo w emocjach, chcąc jedynie zrobić jej na złość, on może podjąć wyzwanie i powiedzieć, że owszem, że tak, z chęcią, że „była” nie robiła scen o byle co. I nieszczęście gotowe, bo przecież nie taka była spodziewana reakcja.
Mój bardzo mądry przyjaciel, którego „wieczna narzeczona” zwykła kończyć dyskusję, która nie toczyła się po jej myśli, słowami: „W ogóle nie wiem, dlaczego ty się rozstałeś z Aśką, z nią się świetnie rozumiałeś, nie to, co ze mną”, miał na to zawsze jedną odpowiedź. Mówił jej: „Gdyby była taka wspaniała, to byłbym teraz z nią, a nie z tobą”. I właściwie tu następował koniec kłótni, pojednanie, pocałunki i powrót sielanki. Narzeczona po raz kolejny dostała sygnał, że to ona jest „tą wyjątkową”, więc zakopywała wojenny topór i szła robić herbatę z cytryną, w dwóch, identycznie zielonych kubkach.
Są i takie dziewczyny, które pytania o poprzednie związki zadają już na pierwszej randce, przybierając minę życzliwej obojętności, a jednocześnie koncentrując całą swoją uwagę na jego twarzy i obserwując jego reakcję. Niby nic w tym dziwnego, bo przecież to, jak mężczyzna mówi o swoich byłych partnerkach świadczy o tym, jaki jest naprawdę w stosunku do kobiet. A jednak, jeśli taka rozmowa nie wyniknie „naturalnie”, ale na skutek przypierania rozmówcy do muru pytaniem: „Jak właściwie się rozstaliście”, gdy właściwie dopiero się poznaliście, to, delikatnie mówiąc, robi się niezręcznie.
Jest jeszcze druga strona medalu, czyli sytuacja, w której to nasz partner jest przez nas porównywany do naszych byłych. Pół biedy, jeśli robimy to jeszcze w myślach albo w rozmowie z najbliższą przyjaciółką. Ale jeśli ukochany słyszy od nas na własne uszy: „Ale z ciebie nudziarz, kiedy byłam z Krzyśkiem, to nigdy się nie nudziliśmy. I on zawsze umiał mnie rozbawić”, to nic dziwnego, że ma ochotę uciekać. Nikt nie lubi być traktowany w tak okrutny sposób.
Szczytem nietaktu, ale i emocjonalnego samobójstwa jest dopytywanie się jaki on, albo jaka ona „była w łóżku”. Oczywiście, że oczekujemy od partnera odpowiedzi, że beznadziejna i że w żaden sposób nie może się z nami równać. Tylko, tak z ręką na sercu – po co nam to?… Naprawdę musimy komuś „dołożyć”, żeby być szczęśliwym z drugą osobą?
Oczywiście, zdarzają się też i niezwykle taktowni przyszli teściowie, wspominający w naszej obecności byłe partnerki naszego ukochanego i rzucający od niechcenia „No, my to chcieliśmy, żebyś się ożenił z tą Anią” lub „Czekaj, czekaj, z kim ty wtedy byłeś”? Znałam też jedną panią, która, gdy syn odwiedzał ją z narzeczoną, ostentacyjnie wystawiała na kredens zdjęcia przedstawiające go w czułym uścisku z poprzednią dziewczyną. Relacji z późniejszą żoną syna jej to zdecydowanie nie ułatwiło…
Nie warto rozmawiać o „byłych”. Fakt jest taki, że jeżeli jesteście razem, przeszłość nie powinna już nigdy między wami stawać kością niezgody, ani jako argument w kłótni. Sprawa zakończona, koniec. „Inna kobieta w jego życiu” to nie jest temat do wieczornej rozmowy z ukochanym. Lepiej i zdrowiej (dla związku i twoich nerwów) jest skoncentrować się na tym, by wam było dobrze. Poznawać wspólne oczekiwania, budować wspólną codzienność i nie pozwolić, by to, co kiedyś czuliście do kogoś innego, wdarło się zazdrośnie między was, psując atmosferę związku.