Go to content

Botoks, kwas, powiększenie ust? Jak mądrze korzystać z medycyny estetycznej

Fot. iStock/ASIFE

– Dla mnie prawdziwa medycyna estetyczna to po pierwsze nie tworzenie klonów, po drugie nie uleganie modom, po trzecie zabiegi jak najbardziej regenerujące, a nie mające jedynie coś kamuflować. Z dr. Markiem Wasilukiem rozmawiamy o tym, czym się charakteryzuje współczesna medycyna estetyczna i jak powinno wyglądać właściwe podejście do zabiegów z jej zakresu.

Panie doktorze odnoszę wrażenie, że pomimo wielu informacji pojawiających się na temat medycyny estetycznej, my nie do końca rozumiemy, czym ona jest i czym faktycznie się zajmuje. 

Zgadzam się, ale żeby to wytłumaczyć, musimy cofnąć się o kilka dekad. Na początku mieliśmy chirurgię plastyczną, gdzieś po drodze powstała kosmetologia, a później medycyna estetyczna.

Pierwsze preparaty jak botoks pojawiły się już 25, a nawet 30 lat temu. Pamiętam, że w latach 90-tych, istniały punkty, które były nawet na Dworcu Centralnym, gdzie oferowano wstrzyknięcie botoksu. Jednak okazało się, że firma, która to rozpowszechniała, używała bardzo mocno rozcieńczonego botoksu, co nie przynosiło oczekiwanych efektów, ale wówczas rynek dostrzegł potencjał w tych zabiegach i na szczęście zaczęły powstawać bardziej profesjonalne miejsca.

Na przełomie XXI wieku oprócz botoksu dostępne były różnego rodzaju peelingi, których działanie  polegało na zdzieraniu skóry, czym wówczas zajmowali się chirurdzy plastyczni, a także implanty na bazie akrylu i silikonu. W ciągu kilku kolejnych lat w ofercie zaczęły pojawiać się zabiegi mezoterapii, czyli ostrzykiwanie najpierw kolagenem, a później kwasem hialuronowym. Do tego doszły preparaty z witaminami, pojawiły się pierwsze lasery, ale na początku używane jedynie do depilacji, która było bardzo droga. Pamiętam, że cykl zabiegów depilacji nóg kosztował około sześciu tysięcy złotych.

Problem polegał na tym, że chcieliśmy szybko osiągnąć efekt odmłodzenia, ale nie rozumieliśmy, jak starzeje się skóra i twarz.

Kiedy w 2009 roku zacząłem interesować się zawodowo medycyną estetyczną, rzadko kto używał laserów, odmładzanie skóry opierało się na peelingach, botoksie i wypełniaczach. Jednak filozofia dotycząca medycyny estetycznej zaczęła się zmieniać. I tu warto zaznaczyć, że to, co jest kosmetologią, nie jest medycyną. Należy odpowiedzieć sobie na pytanie, jaki efekt chcemy osiągnąć, czy jedynie upiększający, czy chcemy działać przeciwstarzeniowo i jakie metody w związku z tym stosujemy. Pozostaje jeszcze kwestia gustu i wyczucia, bo to wszystko jest bardzo subiektywne.

W ciągu ostatnich trzech lat nie zadziała się żadna rewolucja w zakresie wiedzy i technologii, jeśli chodzi o medycynę estetyczną.

Ale chyba nasza świadomość zaczęła się w końcu, choć powoli, ale jednak zmieniać. 

Tak, w końcu dociera do nas, że starzenie się jest procesem złożonym i nie dotyczy samej skóry, ale całej twarzy. Nasza twarz jest jak kanapka, nie składa się jedynie z pieczywa, ale tego wszystkiego, co jest pomiędzy.

Działając przeciwstarzeniowo musimy pamiętać o pięciu elementach: skórze, mięśniach, tkance tłuszczowej, kościach i powięziach, na nie wszystkie powinno się zwracać uwagę. Jeśli ktoś tego nie rozumie, nie może mówić, że zajmuje się medycyną estetyczną.

Dla mnie prawdziwa medycyna estetyczna to po pierwsze nie tworzenie klonów, po drugie nie uleganie modom, po trzecie zabiegi jak najbardziej regenerujące, a nie mające jedynie coś kamuflować. Te działania muszą być oparte o wiedzę na temat starzenia się skóry, fizjologii i anatomii. Niestety medycyna estetyczna zabrała trochę przestrzeni zarówno chirurgom plastycznym, jak i kosmetologom – im najbardziej, więc każdy agresywnie walczy o swój rynek, stąd wynika wiele niejasności, nieporozumień i niezrozumienia.

Na co powinniśmy zwrócić uwagę decydując się na zabieg z zakresu medycyny estetycznej?

Przede wszystkim, czym zajmuje się osoba, która ma nam go wykonać. Choć wiedza na temat medycyny estetycznej ewoluowała, to jednak nadal “złą robotę” robią nam choćby social media, w szczególności Instagram. Pojawia się nam zdjęcie, na którym ktoś ma zrobione usta i my bez refleksji stwierdzamy, że są one piękne i do tego specjalisty chcielibyśmy pójść. Tymczasem często się zdarza, że taki ktoś tylko robi usta, czy kamufluje bruzdy nosowo-wargowe. Jest bardziej rzemieślnikiem, a nie lekarzem, który jednak ma inne doświadczenie, wiele widział i zadaje sobie sprawę z konsekwencji różnego rodzaju zabiegów i realizacji życzeń pacjentki, która na przykład chce mieć wielkie usta, ale nie myśli o tym, że one mogą nie pasować do jej twarzy i co stanie się później z jej skórą.

Medycyna estetyczna to zabiegi inwazyjne, ingerujemy w ciało mnie lub bardziej, dlatego warto być pod opieką lekarza. Pamiętam pacjentkę, której koleżanka wstrzyknęła w czoło kwas hialuronowy. Bolało, piekło ją, ale niby tak miało być. Kiedy po tygodniu do mnie trafiła, rozwijała się jej martwica, ale ona zupełnie nie zdawała sobie z tego sprawy i żartowała jeszcze z ową koleżanką z tego, jak wygląda. Dlatego tak ważne jest, aby sprawdzić, do kogo udajemy się na zabieg, choćby się nam wydawało, że najbardziej banalny, zwłaszcza w kontekście powikłań i estetycznym.

Przyszła do mnie kiedyś pacjentka pytając, czy można jej trochę medycyna estetyczną skorygować nos, bo jej się nie podobał i faktycznie nie wyglądał on dobrze. Okazało się, że miała trzy operacje nosa.

Gdy pokazała zdjęcia, faktycznie po każdej operacji nos był ładny, ale kompletnie nie pasował do jej twarzy. Tak naprawdę najlepiej wyglądała ze swoim pierwotnym nosem przed operacjami. Ja nie mówię, że nos był ładny, ale patrząc na całość, był dla niej najlepszy.

I tu pokolenie dwudziestolatków jest najtrudniejsze, bo oni wychowali się na Instagramie, oglądają zdjęcia i nie mają refleksji, że usta, które im się podobają, zupełnie nie będą do nich pasować. Nie przyjmują do wiadomości, że nie powinni tego robić, dla nich nie istnieje sformułowanie, że się nie da. To jest efekt tej przekolorowanej medycyny estetycznej w social mediach, która wcale nią nie jest.

My nadal chcemy efektu na tu i teraz nie zdając sobie sprawy z konsekwencji. 

I z tego, że nie zawsze później da się jeszcze coś z tym zrobić. Miałem pacjentkę, która chciała mieć bardzo duże usta, tłumaczyłem jej, że nie zrobię jej zabiegu, bo za kilka lat będzie płakać z tego powodu. Dzisiaj gwiazdy, o których mówimy, że sztucznie wyglądają, a które mają więcej niż  35-45 lat często żałują zabiegów, na które się kiedyś zdecydowały, bo ich efekty często pozostawiają trwały ślad i korygowanie tego jest bardzo trudne, czasem wręcz niemożliwe, tyle, że nikt głośno  tym nie mówi.

To nie znaczy, że nie można tak wykonywać zabiegów, żeby utrzymać naturalność. Uważam, że właściwe podejście i pacjenta i lekarza do medycyny estetycznej ma polegać na tym, że będziemy wyglądać świeżo, estetycznie i na kilka lub kilkanaście lat mniej niż mamy. Ale pamiętajmy, że nie jesteśmy w stanie sprawić, żeby ktoś wyglądał identycznie przez cały czas zarówno w wieku 30. i 50. lat, bo proces starzenia jest skomplikowany i wielopłaszczyznowy.

Od 25 roku życia tracimy rocznie dwa procent objętości twarzy, więc to koło 30-tki powinniśmy zacząć o nią dbać i to bardzo mądrze robić. Warto wówczas być pod opieką lekarza, który wie, jak się starzejemy, co się zmienia, bo ten proces jest złożony, jeśli mówimy o działaniach, które pozwolą zachować nam naturalność.

Tymczasem zazwyczaj my chcemy na już zlikwidować bruzdy, zmarszczki, a powinniśmy posłuchać kogoś, kto się na tym zna i rozumie, przyjrzy się procesowi starzenia i podpowie, jakie rozwiązanie dla nas byłoby najlepsze. Uświadomi nam to,  zrobi plan.

Tak, bo medycyna estetyczna to bardzo szeroki wachlarz możliwości, metod i urządzeń. Ludzie znają powszechnie właściwie trzy: botoks, kwas hialuronowy i mezoterapię, bo to się promuje.

Dlaczego?

Bo to szybkie zabiegi, na których można łatwo zarobić. Nie  trzeba technicznie się za dużo uczyć i inwestować w sprzęt. Jeśli jakiś lekarz np. kardiolog stwierdzi, że dwa razy w tygodniu będzie się zajmować medycyną estetyczną, to raczej nie zainwestuje w sprzęt zbyt dużo, który będzie mu się zwracał przez lata. Więc jak przyjdzie do niego pacjent, to zaoferuje jedynie to, co ma w swoich usługach nie mając nawet świadomości, co mógłby mu więcej zaproponować.

Ja na przykład nie jestem wielkim fanem kwasu hialuronowego, nie dlatego, że nie jest on bezpieczny, choć też nie do końca.

Mówi się, że kwas hialuronowy jest zgodny z kwasem znajdującym się w naszym organizmie. Ale gdybyśmy wstrzykiwali czysty kwas, to po tygodniu nie byłoby efektu.

Dlatego do kwasu dodawane są różne związki go żelujące, żeby się tak szybko nie rozpuszczał. To już jest chemia. Żadna firma nie powie, że kwasu hialuronowego w mililitrze preparatu jest zaledwie dwa procent, reszta to woda i do 10 procent innych związków chemicznych. I oczywiście po wstrzyknięciu kwas się rozpuści, woda się wchłonie, ale nikt nie mówi, co się dzieje z tymi związkami.

Miewam pacjentki, które przychodzą po trzech latach od podania kwasu i mają jakieś dziwne alergiczne problemy. W teorii oczywiście kwasu hialuronowego w ich organizmie nie powinno być i pewnie nie ma, ale pozostałości zostają, które po zaburzeniu immunologicznym zostaną zaatakowane przez nasz układ odpornościowy.

Dlatego uważam, że najsensowniejsza medycyna estetyczna, to medycyna małych kroczków, mądrze prowadzona, mając wiedzę o starzeniu się, o oczekiwaniach pacjenta, opierająca się na estetyce twarzy, proporcji. Prawdziwym zadaniem medycyny estetycznej jest wyglądać ładniej, naturalniej i osiągnąć ten efekt w sposób bezpieczny.

 

dr Marek Wasiluk z warszawskiego Centrum Medycyny Nowoczesnej Triclinium (www.triclinium.pl), autor bloga www.marekwasiluk.pl i książki „Medycyna estetyczna bez tajemnic”, jedyny Polak, który ukończył studia MSC in Aesthetic Medicine (studia magisterskie, Medycyna Estetyczna) w szkole Barts and The London School of Medicine and Dentistry na prestiżowym uniwersytecie Queen Mary University of London.