Go to content

Babka od histy. Każdy z nas chciałby mieć taką nauczycielkę. Nie tylko jedną – wszystkie!

Chcesz być dobrym nauczycielem? Bądź jak „Babka od histy”. Agnieszka Jankowiak Maik, z wykształcenia historyczka, od 13 lat nauczycielka, był redaktorka serwisów historycznych, autorka książki: „Historia, której nie było”. Aktywistka, demokratka, zwolenniczka ruchów oddolnych. Jeszcze do niedawna nauczycielka historii i wiedzy o społeczeństwie w III LO w Poznaniu, dziś pracuje w Publicznej Szkole Cogito. Mama dwulatka. Na forach internetowych piszą o babce od histy, że jest fajna, rozumiejąca i naprawdę pasjonuje się swoją pracą. Każdy z nas chciałby mieć taką nauczycielkę. Nie tylko jedną.

Agnieszka Jankowiak- Maik w swojej pracy inspiruje się m.in  Sir Kenem Robinsonem, brytyjskim pedagogiem, pisarzem, mówcą, doradcą w dziedzinie rozwoju kreatywności. – Robinson w jednej ze swoich książek napisał: „Jeśli jesteś nauczycielem to dla swoich uczniów jesteś systemem. Jeśli jesteś dyrektorem to dla twoich nauczycieli jesteś systemem. Jeśli jesteś organem prowadzącym– dla twoich szkół jesteś systemem”. I ja wiem, że dla swoich uczniów jestem systemem. Moja lekcja to nie jest minister Czarnek, mam wpływ na to jak uczyć. Codziennie staram się robić coś, żeby zmieniać sposób myślenia o szkole, wprowadzać alternatywne metody.

Z drugiej strony rzeczywiście polska szkoła jest dewastowana, a to czego doświadczamy od lat to kuriozum. Ktoś kto stoi na czele systemu edukacji wyzywa nauczycieli od lepszych i gorszych. Gorsi to ci, którzy nie zgadzają się z jego filozofią. Nazywa ich lewakami, neomarksistami. Mam wrażenie, że od 2019 roku jestem ciągle w proteście. To jest naprawdę męczące– przecież wiemy wszyscy, jak powinna wyglądać dobra szkoła. To, co się dzieje nie tylko nas stopuje, ale też cofa.

„Jeśli nie jesteś przygotowany na błąd, nigdy nie wymyślisz nic kreatywnego”

„Kilka dni po rozpoczęciu roku szkolnego zostaję wezwany do odpowiedzi z matematyki. Mam przed całą klasą rozwiązać zadanie, które opiera się na wzorze, którego uczyliśmy się w zeszłym roku. Nie potrafię go sobie przypomnieć. Nauczycielka przewraca oczami, krytykuje mnie, bo podaje błędny wzór. W końcu zirytowana mi go podaje, zadanie robię dobrze. Mimo to dostaję jedynkę. Wracam na swoje miejsce, trzęsą mi się ręce”.

Zdaniem Kena Robinsona to, co robi system edukacji to koncentrowanie się na piętnowaniu błędów. To sprawia, że dzieci przestają myśleć kreatywnie, swobodnie odpowiadać, boją się krytyki. Wciąż za mało jest nauczycieli, którzy wspierają proces poszukiwania.
Tymczasem kreatywność jest ważna tak samo jak nauka czytania i pisania.

Już w latach 90 tych, Ken Robinson postawił tezę, że rzeczywistość zmienia się bardziej dynamicznie niż kiedykolwiek w historii, a kreatywne podejście do życia jest w zasadzie jedyną gwarancją sukcesu, bo tylko ona pozwoli znaleźć nowy zawód czy rolę społeczną w stale zmieniającym się rynku pracy. Źle skonstruowany system zabija kreatywność. Celem rodziców i nauczycieli powinno być wspieranie wrodzonej umiejętności łączenia różnych dziedzin stawiania hipotez, tworzenie.

Agnieszka Jankowiak – Maik: Zawsze pilnowałam, żeby na moich lekcjach było twórczo. Wiem, jakie ćwiczenia rozwijają mózg, która metoda przynosi efekt, co pomoże w późniejszych latać założyć uczniom firmę. Sztuką nie jest stanąć i mówić. Szczególnie, że my nie zapamiętujemy wiadomości tylko dlatego, że je słyszymy. Zapamiętujemy coś, w czym bierzemy czynny udział. Dlatego jestem fanką debat oksfordzkich, która polega na dyskusji nad tezą.

Jedna drużyna przygotowuje argumenty za tezą, druga przeciwko tezie. Wyznaczamy mówców i mówczynie. Pierwsza wprowadza do tematu, druga podaje argumenty za tezą, trzecia kontrargumentuje, czyli zbija argumenty drużyny przeciwnej. Należy wypowiadać się bardzo kulturalnie, bez ocen, wszystkie argumenty muszą być merytoryczne. To uczy całościowego spojrzenia na problem, zrozumienia różnych punktów widzenia, a co najważniejsze dyskutowania ze sobą mimo różnic.
Proszę sobie wyobrazić, o ile byłoby łatwiej gdybyśmy rozmawiali ze sobą w ten sposób na co dzień?

„Wszystkie dzieci mają talenty tylko dorośli je marnują”

„W podstawówce najbardziej nienawidziłam wuefu i matmy. Mam problemy z koordynacją, skupieniem uwagi. Nauczyciele się ze mnie śmiali. Wuefista mówił, że poruszam się, jak prosiak, nauczycielka od matematyki twierdziła, że tylko tuman nie zrobiłby tego zadania. Teraz jestem w liceum prywatnym, w szkole realnej. Tutaj doceniają to, że jestem świetna z polskiego i historii. Nawet wuef polubiłam, bo nauczycielka jest wspierająca”.

„Rolą dorosłych jest odkrywanie indywidualnych predyspozycji każdego dziecka. Współczesna szkoła tego nie robi, chce wykształcić podobne umiejętności u wszystkich, co jest z gruntu niemożliwe, bo nie jesteśmy tacy sami, nie mamy tego samego potencjału” twierdził Robinson.

– Coraz popularniejsza robi się edukacja alternatywna, 22 tysiące dzieciaków jest w edukacji domowej. To pokazuje, że system jest do bani. Sama już się zastanawiam, gdzie pójdzie moje dziecko – twierdzi Agnieszka Jankowska -Maik. – Rodzice i dzieciaki szukają szkoły, która byłaby bezpieczna, gdzie dziecko nie będzie tylko nazwiskiem tylko będzie czuło, że jest traktowane indywidualnie, Wszystkim na tym zależy, a w publicznej szkole nie zawsze się to da zrobić. Sama potrafiłam mieć w klasie 33 osoby, a potem te klasy zostały jeszcze powiększone o kilka osób, jestem przekonana, że mi pojedyncze osoby umknęły, nie czuję się z tym dobrze, ale tak jest.

Jeśli dostajesz ileś klas, uczysz kilku przedmiotów nie jest łatwo. Gdy dostawałam klasę na wychowawstwo – każdy mi dawał swoje zdjęcie, ćwiczyłam imiona w domu. Zależało mi, żeby nie mówić do nikogo: „ Ej ty kolego w czerwonej bluzie”.

„W edukacji zawsze chodzi o relacje. Najlepsi nauczyciele to mentorzy pełniący rolę życiowej inspiracji dla swoich uczniów”

„Jestem po czterdziestce, wielu nazwisk nauczycieli nie pamiętam. Nie pamiętam nazwiska matematyczki, która groziła mi komisyjnym, fizyczki, która wzywała mnie do tablicy, ale swojej polonistki nie zapomnę do końca życia, do dziś sprawdzam, czy jeszcze uczy w moim liceum, czasem piszę do niej wiadomości na Facebooku. Wszystko dlatego, że była dla nas autorytetem, inspirowała. Dzięki niej na maturze dostałam piątkę z polskiego, a potem zostałam dziennikarką. Przeraża mnie, kiedy widzę, jak polonistka mojego syna poprawia ich wypracowania. Wszystko pod linijkę”.

Nie wystarczy udzielać instrukcji, a potem sprawdzać, jak dziecko radzi sobie z ich wypełnieniem. Ken Robinson mówił: „Nauczyciel dla ucznia powinien być, jak ogrodnik dla kwiatów– dbać o nie i stworzyć im dogodne środowisko do wzrostu”

– Kiedy wydałam książkę „Historia, której nie było” na premierę w Centrum Kultury przyszło bardzo dużo moich byłych uczniów i uczennic, niektórych nawet nie poznałam, bo od naszego spotkania minęło, na przykład dwanaście lat. I to jest fajne w tym zawodzie, że te relacje mogą trwać. Czasami współpracuję z moimi byłymi uczniami, czasami do mnie piszą, proszą, żebym podzieliła się opiniami na temat książek. Nie zawsze wiem, że ktoś mnie ceni, ale pięć lat później się spotykamy i ktoś podbiega, rzuca się na szyję. Ostatnio spotkałam w pubie grupę swoich byłych uczniów, myślałam, że tylko powiedzą: „dzień dobry” albo w ogóle będą się wstydzili podejść. Rozmawialiśmy co najmniej pół godziny. W takich momentach wiem, że zrobiłam dobrą robotę.

„Wśród wielu powodów, dla których dzieci przestają się chętnie uczyć, mogę wymienić to, że szkoła nie posługuje się wystarczająco dobrym językiem (…). Uczniowie czuja, że nie mają nic wspólnego z tym, czym szkoła jest i co się w niej dzieje. Odbierają naukę jako bezsensowną i nudną”

„Lekcja biologii. Starsza pani w okularach stoi przy biurku i nudnym, monotonnym głosem opowiada o genetyce zwierząt. Wyłączam się po kilku minutach. Wracam do domu, moja mama pyta, jak było, mówię, że biologia strasznie nudna. „Jak to możliwe” wykrzykuje. Jest hodowcą psów, zaczyna mi opowiadać, jak planuje umaszczenie kolejnych miotów. To już nie jest nudne”.

– Pracuję w szkole trzynaście lat, uczniowie się zmieniają, system za tym nie nadąża. Zmieniła się technologia, młodzież dużo trudniej skupia uwagą, jest też teraz bardziej wymagająca. Wiedzą czego chcą, łatwiej o tym mówią, zadają coraz trudniejsze pytania. Gdy zaczynałam lekcje były spokojne, teraz młodzież jest aktywna, potrafią wprost spytać: „A po co my się tego uczymy”. Ja lubię te pytania, nie boję się ich.
– Przez jakiś czas uczyłam wychowania w rodzinie – tłumaczy nam „Babka od histy”. – Prześcignęłam religię, jeśli chodzi o zapisywanie się na te zajęcia, przychodziły do mnie dzieciaki z innych szkół. Wtedy zrozumiałam, że żadne oceny są niepotrzebne, jak się ma pasjonującą lekcję, wciągającą, nie trzeba środków dyscyplinujących. Ale nie robiłam żadnych fikołków, nie starałam się. Jestem osobą z którą da się porozmawiać szczerze, bezpiecznie – to wystarczy.