Alicja Tysiąc nie żyje, zmarła na koronawirusa. Pierwsza kobieta, która dała swoje nazwisko, twarz i osobistą historię w walce o prawa kobiet.
2000 rok. Prawo dopuszcza aborcję w dwóch przypadkach. Gdy ciąża stanowi zagrożenie życia lub zdrowia kobiety, gdy zachodzi podejrzenie, że ciąża powstać w wyniku czynu zabronionego (gwałtu).
W tym samym czasie w Polsce kwitnie podziemie aborcyjne. Wystarczy jeden telefon do znajomego lekarza, wystarczy jeden telefon do koleżanki, która ma koleżankę, która ciążę usuwała. Dla kogoś, kto ma pieniądze, żaden problem. Lekarze wykonujący „takie” aborcje nie pytają kobiety: dlaczego. Nie rozmawiają z nią, nie mówią o ew. powikłaniach, nie mówią nawet, żeby się zastanowić, co ma w tym czasie miejsce np. w Szwecji, gdzie kobieta która decyduje się na usunięcie ciąży rozmawia z psychologami, robi specjalne testy.
Ci sami lekarze głośno grzmią: aborcja to zło
A co z tym legalnym prawem do usuwania ciąży? Niby istnieje, ale kobieta, która ma wskazania do aborcji musi przejść długą drogę od lekarza do lekarza. Od upokorzenia do upokorzenia. Czeka w kolejkach, jest odsyłana, mijają dni, tygodnie.
2000 rok. Alicja Tysiąc ma dwoje dzieci, Krystiana i Patrycję. Obie ciążę były trudne, kończyły się cesarskim cięciem. Alicja ma też poważną wadę wzroku, minus 20 dioptrii w każdym oku. Wada jest spowodowana retinopatią, postępującym zwyrodnieniem siatkówki. W lutym Alicja dowiaduje się, że jest w ciąży. Jest przerażona. Konsultuje swój przypadek u trzech okulistów– każdy z nich mówi o tym, że kolejny poród może doprowadzić do utraty wzroku. Żaden z nich jednak nie chce podpisać stosownego dokumentu dzięki któremu mogłaby ciążę zgodnie z prawem usunąć. Po licznych wizytach w publicznych placówkach zdrowia oświadczenie wydaje lekarz internista. Ale co z tego, jeśli w każdym szpitalu nie chcą dokonać aborcji. Jednym z lekarzy jest słynny prof. Dębski, który później zostanie lekarzem od ciężkich przypadków i jako jeden z nielicznych będzie walczył o prawo kobiet, rodziców do decydowania o aborcji.
Według Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny ciążę usuwa wtedy od 80 tysięcy do 200 tysięcy kobiet rocznie.
Ale Alicja nie ma pieniędzy na zabieg prywatny, choć są chętni lekarze (ci sami, którzy oficjalnie zabiegu odmawiali). Ktoś już się zgadza, ale nagle dzwoni i mówi: „To będzie kosztować pięć tysięcy”. Alicja nie ma takich środków.
Julia rodzi się w listopadzie 2000 roku. U jej mamy, na skutek wzrostu ciśnienia tętniczego dochodzi do wylewu krwi do plamki żółtej. Plamka żółta to obszar siatkówki odpowiedzialny za ostre widzenie. Wylew to znaczne pogorszenie widzenia prowadzące do ślepoty. Sprawdziły się więc przewidywania okulistów.
Kim stała się Alicja Tysiąc?
Samotną matką walczącą kolejne lata o sprawiedliwość. Synonimem nieprzestrzegania prawa w Polsce. Czarownicą, którą niemal spalono na stosie. Wzorem dla kobiet, które też chciały wywalczyć sobie prawo do aborcji. Symbolem niezłomności. A może ofiarą systemu?
Złożyła doniesienie do prokuratury, które zostało umorzone, złożyła skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
Jednak dopiero 20 marca 2007 Europejski Trybunał Praw Człowieka wydał orzeczenie, w którym nakazał Rzeczypospolitej Polskiej wypłacenie Alicji Tysiąc 25 tys. euro zadośćuczynienia oraz 14 tys. euro na pokrycie kosztów sądowych. Trybunał przyznał zadośćuczynienie ze względu na naruszenie przez Polskę art. 8 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka (prawo do poszanowania życia prywatnego). Podstawę zasądzonego odszkodowania stanowił fakt, że kobiecie nie zapewniono prawa do odwołania się od decyzji podjętej przez lekarzy. Trybunał w Strasburgu nie wypowiadał się jednak w sprawie dostępności aborcji w Polce.
Sama kobieta i jej dzieci stały się ofiarą wieloletniego hejtu. Gnębiły ich nie tylko organizacje katolickie. W szkole dzieci słyszały, że mają matkę morderczynie. Julka z kolei dowiadywała się, że matka jej nie kocha. Były wyzwiska, obelgi, okropne anonimy.
A Alicja Tysiąc zawsze powtarzała, że bardzo kocha córkę. Nieraz mówiła o niej: rezolutna, uparta, dzielna.
Twierdziła, że we wszystkim chodzi o sprawiedliwość. O prawo, którego jej nie przyznano. O brak wsparcia państwa, które odmówiło jej aborcji, ale też nie wsparło w życiu. Później mówiła też, że żadne pieniądze nie zwrócą jej zdrowia, wewnętrznego spokoju. Żadne pieniądze nie oddadzą jej ciężkich lat, gdy miała troje dzieci, a nie mogła się schylać, dźwigać, nie mogła ich nawet dobrze zobaczyć. Nie mogła robić rzeczy, które robią zwyczajne matki.
Największą pomoc uzyskała od organizacji kobiecych i zwykłych ludzi. W jednym z wywiadów powiedziała: „Straciłam to, co w życiu najcenniejsze: zdrowie. Państwo przyznało mi najniższą rentę z tego powodu i to wszystko. Nigdy nie usłyszałam słowa „przepraszam”. Z renty nie jestem w stanie się utrzymać ani leczyć. Nie straciłam wzroku całkowicie tylko dzięki darczyńcom – dzięki ich wpłatom na zbiórki stać mnie na kolejne operacje, na rehabilitację, na leki. Inaczej już od dawna bym nie widziała”.
W wywiadzie dla Wysokich Obcasów w lutym 2021 roku przyznała, że leczy się psychiatrycznie i nigdy nie podniosła się z tego, co ją spotkało. Miała tylko jedną misję: pomagać kobietom. Ostatnio wypowiadała się z przerażeniem i smutkiem w sprawie śmierci Izabeli z Pszczyny.
Umarła w wieku 50 lat.