Tacy jesteśmy mądrzy: „Oczywiście, że lepiej żyje się prościej, że nie powinniśmy komplikować sobie życia”. Tyle w teorii. Przyznacie, że teoretykami na temat własnego i innych życia jesteśmy doskonałymi. Za to zajęcia z praktyki każdy by pewnie oblał z mniejszym lub większym, ale jednak kretesem.
A żeby nie komplikować sobie życia, wystarczy wyrzucić z niego kilka rzeczy, nawyków. Gdyby to jeszcze było takie proste, no nie? Ale dlaczego by nie spróbować?
Gdyby tak wyrzucić:
Ociąganie się
Gdyby tak dokończyć to, co zawsze zaczynamy? Nie przerywać w połowie, nie odkładać na bliżej nieokreślone później? Przestać myśleć: zrobię to jutro, albo zacznę od poniedziałku? Przeczytałam ostatnio, że zwlekanie jest powikłaniem – i przyznam, że coś w tym jest. Ile już rzeczy masz niedokończonych, czy nawet nie zaczętych, ale tylko zaplanowanych? Daj spokój, lepiej działać tu i teraz. Wtedy zdecydowanie żyje się prościej.
Martwienie się
Takie wiecie, zamartwianie się bez końca, że życie do dupy, że praca beznadziejna, że kochanek by się przydał, bo małżeństwo wieje nudą i brakiem czułości, a do tego jeszcze w ogóle jest bez sensu. A gdyby to martwienie się ograniczyć, a energię spożytkować na rozwiązywanie problemów? Szukanie nowej pracy, pójście do lekarza (a nie myślenie, czy już mam raka, czy jeszcze nie), podjęcie działań, które coś w naszym życiu zmienią. Nie byłoby prościej?
Czekanie
Całe życie czekamy: na lepszą okazję, na miłość, na faceta swojego życia, na to, że coś się wreszcie stanie, bo przecież w końcu stać się musi. Ile można czekać? No jak to ile? Całe życie. Pytanie, czy czekać na coś, co się może nigdy nie wydarzy, czy żyć tym co tu i teraz i z tego się cieszyć i tak nakręcać się do działania, do realizowania marzeń? Tak wiem, są tacy, co wierzą w cuda. Ja wierzę, że nic nie stanie się bez naszego w tym udziału.
Robienie więcej niż powinniśmy
Zatrzymaj się i zastanów, co zamierzasz za chwilę zrobić, a czego zrobić nie musisz? Bo może to zrobić ktoś inny, bo możesz rozdzielić obowiązki, zadania. Jeny, my jesteśmy mistrzami w braniu sobie na głowę tysiąca rzeczy, których w ogóle nie musimy czy nie powinniśmy robić nie dając sobie przestrzeni, czasu na relaks. Czy życie nie byłoby prostsze, gdybyś siedząc na kanapie patrzyła, jak syn wyciąga naczynia ze zmywarki, partner odkurza, a ty po zrobieniu śniadania masz czas poczytać nas? Prościej? Jasne, że prościej.
Kontrolowanie
Tu mogłabym się zatrzymać na dłużej, bo wiem coś o tym… Byłam mistrzem w kontrolowaniu, nic bez mojej kontroli na pewno nie mogło się udać. I byłam o tym święcie przekonana. Tysiąc telefonów, SMS-ów, a najlepiej, jak wszystko jednak sama zrobiłam, bo wtedy miałam pewność, że będzie okej. I wiecie, jak zaczęłam odpuszczać. Pozwalać innym decydować i ponosić konsekwencje, jak coś się nie udało, życie stało się łatwiejsze, zdecydowanie. Także, polecam spróbować.
Brak granic
Gdyby tak wytyczyć je na nowo, te granice. Ustawić priorytety. Dać sobie prawo do powiedzenia: „Nie chce mi się, nie teraz”. I zamiast biegać jak z biegunką między pieczeniem ciasta, sprzątaniem i zabawą z dziećmi, po prostu usiąść na tyłku i odpocząć, albo zrobić coś, na co naprawdę mamy ochotę, nie wiem – zabrać wszystkich na spacer, albo wsiąść na rower i odjechać w siną dal, a później wrócić z dystansem do tego, co same sobie bez sensu czasami narzucamy.
Oszukiwanie
To takie pozornie prostsze – pójście na skróty… Tyle, że zawsze poniesie się tego konsekwencje. No nie da się oszukiwać na dłuższą metę, że czegoś nie widzimy, nie słyszymy, że jesteśmy inni niż w rzeczywistości i mówimy tylko to, co ktoś chce usłyszeć. Mam takie poczucie, że jak przestajemy oszukiwać i siebie i innych, to rozwiązuje się jakiś niewidzialny supeł, który sami sobie zawiązaliśmy. I nagle zdajemy sobie sprawę, że więcej się uśmiechamy.
Unikanie trudnych rzeczy
Brrrr, kto z nas je lubi. Konflikty, trudne rozmowy. Wolimy jak ten struś schować głowę w piasek i udawać, że nas tu wcale nie ma, albo zamieść wszystko grzecznie pod dywan, tak by nikt nie zauważył. Tyle tylko, że te wszystkie upchnięte do szafy problemy budzą w nas nieustanny lęk przed konfrontacją, która kiedyś w końcu musi przyjść. A gdy staniemy twarzą twarz z tym, co dla nas trudne? Co takiego się wydarzy, oprócz strachu, który i tak w nas jest? Może się okazać, że wydarzy się zupełnie nic. Rozwiążemy problem i pójdziemy dalej. Lżejsi i połowę.
Ja tam marzę o prostym życiu, bez emocji i rzeczy, które kompletnie nie są mi do szczęścia potrzebne, wręcz przeciwnie, tylko je komplikują. I jasne, nawet osiągnięcie tej łatwości w życiu nie jest proste, ale to nie znaczy, że nie mam zamiaru spróbować. Może wy też się przyłączycie?