Nowy rok zbliża się wielkimi krokami, a z nim tak nielubiany przez nas czas podsumowań – ile z obietnic, które daliśmy sobie na początku roku udało się nam zrealizować?
Miałaś się trzymać diety? Kolejny rok się nie udało?
Obiecałaś, że będziesz medytować/ćwiczyć jogę/czytać i znowu nic z tego nie wyszło?
Mówiłaś, że w końcu zaczniesz ćwiczyć regularnie, a skończyło się na dwóch wizytach w siłowni?
Chciałaś tak bardzo nadrobić wszystko, czego nie zdążyłaś zrobić – uporać się z papierami, dokumentami, ale nawet się do tego nie zabrałaś, a rok minął?
Eh… Skąd my to znamy, prawda? I można by rzec: „Do cholery, przecież tak w to wierzyłam, tak chciałam, czemu znowu mi nie wyszło?”. No właśnie, dlaczego?
Może warto wziąć pod uwagę kilka rzeczy, kiedy planujemy listę kolejnych postanowień?
Traktuj swoją obietnicę poważnie
Nie zakładaj, że to będzie coś łatwego, co nie będzie od ciebie wymagać większego wysiłku. Tak oszukujesz się już na początku. Jeśli coś sobie obiecujesz, potraktuj to poważnie i miej świadomość, że przyjdzie ci się z tym zmierzyć.
Nie zapominaj
Nim coś wejdzie nam w nawyk, musi być wielokrotnie powtórzone. Tymczasem zapominamy – mieliśmy ćwiczyć co rano – zapomnieliśmy, mieliśmy wieczorem medytować – zapomnieliśmy. A z czasem zwyczajnie się poddajemy. Może warto ustawić sobie chociażby przypominajkę w telefonie i zadbać o dotrzymanie obietnicy?
Nie uciekaj od dyskomfortu
Każda obietnica, planowana zmiana narusza naszą strefę komfortu. Chociażby dieta czy regularne ćwiczenia naruszają dotychczasowe status quo, to normalne, że się przed zmianami bronimy. Kiedy coś staje się dla nas niewygodne, przestajemy się tym cieszyć i wymyślamy wymówki, żeby tylko odłożyć to na wieczne potem.
Nie dawaj się pokusie
Wiem, łatwo powiedzieć. Ale pokusie często poddajemy się z przyzwyczajenia. Jesteśmy na diecie, ale kawałek czekoladowego ciasta zjadamy, obiecujemy, że będziemy więcej spać, ale czas spędzamy w internecie, mamy medytować, a siedzimy w telefonie. Naprawdę chcesz, żeby pokusa rządziła twoimi wyborami?
Nie racjonalizuj
Kiedy coś jest dla nas trudne racjonalizujemy każdą myśl, która próbuje usprawiedliwić porzucenie postanowienia: „Oj tam jeden kawałek czekolady, nic się nie stanie”, „W końcu zasłużyłaś na kawałek ciasta”, „Masz prawo odpocząć, nigdzie nie musisz iść”. Wszystko to brzmi całkiem rozsądnie, z jednym wyjątkiem – każda taka myśl sabotuje nasze plany. Dobrze by było o tym pamiętać i im nie ulegać.
Nie renegocjuj
„Dobra, to od następnego poniedziałku” – obiecujemy sobie, często mówimy, że za chwilę, tylko coś sprawdzimy, gdzieś zadzwonimy. „Dzisiaj to już ostatni dzień wolny, od jutra biorę się za siebie” – to kolejna forma racjonalizacji. Jedną z najbardziej szkodliwych rzeczy dla samodyscypliny i budowania zaufania do siebie jest nawyk renegocjowania z samym sobą.
Pamiętaj, dlaczego to ważne
Często coś wydaje się nam ważne, naprawdę chcemy to zrobić dla naszego zdrowia, samopoczucia, ale kiedy zaczyna nam być niewygodnie zapominamy, dlaczego daliśmy sobie taką a nie inną obietnicę. Warto sobie o tym przypominać.
Nie ulegaj własnym ograniczeniom
Planujesz dietę, a potem rano chwytasz bułkę, bo nie masz czasu na zdrowe jedzenie. Chcesz iść na fitness, ale nie chce cię się ubierać i jechać 20 minut. Nie medytujesz, bo skupienie się zajmuje ci dużo czasu, którego przecież nie masz. To są ograniczenia, które sama sobie stwarzasz, sama je prowokujesz. Nikt nie mówił, że będzie łatwo – patrz punkt pierwszy.