Wyobraź sobie, że właśnie zaczynasz pracę. Jesteś młoda, piękna, ambitna. Marzysz o swojej szansie. Aż pewnego dnia, przypadkiem, poznajesz w windzie sekretarkę szefa wszystkich szefów… Miła babka, starsza. Od słowa do słowa, zaprasza cię, żebyś miała okazję się przywitać. Być może to już więcej razy się nie zdarzy. Wielkie kropo, media, wiadomo. Nietrudno utknąć na resztę życia za biurkiem, pracując na czyjąś sławę i premię. Idziesz. Czujesz się przez chwilę, jakbyś złapała Boga za nogi. A szef? Jest bardzo w porządku. To znaczy czasem rzuca jakimś dziwnym hasłem, czujesz napięcie w powietrzu, ale to taki ekscentryczny „staruszek”. Wiadomo, wielcy ludzie tak mają, prawdą?
Jesteś nawet zaskoczona, bo uważnie wysłuchuje wszystkich tych twoich pomysłów i wizji klasycznego żółtodzioba. Wychodzisz. Nie dzieje się nic. Ale masz wrażenie, że i tak dużo zyskałaś. Zawsze możesz się przywitać, przypomnieć o sobie. W końcu się poznaliście.
Mija jakiś czas, dzwoni telefon, słyszysz, że szef zaprosił cię na rozmowę. Masz serce w gardle, milion myśli na minutę i wiesz, że skoro cię jakimś cudem zapamiętał, a teraz zaprasza, czeka cię najlepszy dzień w życiu. Idziesz, a może nawet fruniesz. Rozmawiacie. Ośmielasz się i w końcu przyznajesz, że marzysz o tym, żeby pracować przed kamerą, nie za biurkiem. A on prosi Cię, żebyś wstała i okręciła się kilka razy.
Zaczynasz czuć się dziwnie. Zwłaszcza, że do gabinetu zostałaś zaproszona przez tylne drzwi. Tak, teraz dopiero przypomniałaś sobie o ich istnieniu. O tym, że wszystko jest zamknięte, na guzik, kartę, kod. Że jesteście absolutnie sami. A on mówi, żebyś pokazała nogi… Za mało. „To medium wizualne” – mówi ostro, usprawiedliwiając wszystko, czego żąda. I podkreślając tym samym, że jesteś tylko ciałem, a to z kolei nie jest już tylko twoją własnością. Kiedy podciągasz spódnicę, sama nie wiesz do końca dlaczego to robisz, ale bardzo się boisz. Powstrzymujesz łzy. A on nadal każe podciągać, dopóki nie pokażesz bielizny.
Potem usłyszysz jeszcze jedno: „Zastanów się, jak możesz udowodnić swoją lojalność”…
Dziś na ekranach kin pojawił się film wyjątkowy. Film, który powinien stać się zadaniem domowym dla każdej kobiety i każdego mężczyzny. Lekcją, którą trzeba odrobić. „Gorący temat” w gwiazdorskiej obsadzie, to niezwykła hollywoodzka produkcja. To historia, która naprawdę wywróciła świat do góry nogami. Historia, po której narodziło się #metoo.
Film opowiada o głośnej seks-aferze z 2016 roku. Wtedy to szef Fox News, Roger Aliens został oskarżony o molestowanie seksualne i zwolnienie z pracy kobiety, która odmówiła współżycia. W 2016 roku pękła ogromna, szklana bańka, która nie pozwalała kobietom w mediach i show-biznesie mówić, co je spotyka. „Gorący temat” to film, o którym prędko się nie zapomina.
Genialna gra aktorska i prawda, która wbija w fotel zostały podane na złotej tacy. Wiele ofiar, jeden sprawca i setki niemych świadków – właśnie tak to się dzieję. Reżyser Jay Roach z niezwykłą lekkością obnażył mechanizmy, dzięki którym molestowanie kobiety w miejscu pracy, przychodzi sprawcom bez większego trudu. Dzięki którym często nie ponoszą konsekwencji. Ogromny wstyd, sytuacja bez wyjścia, mniejsze zło, wiktymizacja ofiar i napuszczanie na siebie kobiet. „Sama tego chciała”, „nikt jej nie kazał iść do łóżka dla awansu, sama poszła”, ” to tylko takie żarty”.
Wreszcie odsłonił kulisy wielkich mediów – presji, bezwzględności i lojalności, jakiej oczekują od swoich pracowników korporacje.
Ogromnie dziękuję Charlize Theron za tę rolę i mocno trzymam kciuki, by okazała się oskarowa oraz Margot Robbie, za wcielenie się w postać drugoplanową, symbolizującą tysiące molestowanych kobiet. Jej kreacja również zyskała nominację do nagrody Akademii.
Nie będę streszczać mocniej wam fabuły. Ani zachęcać. Ten film po prostu trzeba zobaczyć. Jeśli tak się stanie, już nigdy się nie zastanowisz: jak to możliwe, że taka mądra, zdolna babka na TO pozwoliła. I uwierz mi, przez myśl ci nawet nie przemknie, że mogła „TO zrobić” dla pieniędzy czy awansu.