Dzięki szczepionce organizm zyskuje czas. Nie traci go na rozpoznanie wroga; co więcej, dysponuje precyzyjną bronią w postaci przeciwciał, dzięki czemu reakcja na atak patogenu jest nie tylko natychmiastowa, ale i skuteczna – tłumaczyli specjaliści podczas pierwszego z serii spotkań poświęconych szczepieniom przeciw COVID-19.
Wiele osób wciąż ma wątpliwości, czy są bezpieczne. Podsycają je dodatkowo błędnie interpretowane informacje na temat technologii mNRA, która rzekomo wprowadza do organizmu genom wirusa, co pozwala na kaskadę groźnych reakcji.
„Tymczasem szczepionka zawiera tylko fragment genomu wirusa i w związku z tym jako czynnik infekcyjny jest nieaktywna” – tłumaczy prof. Andrzej M. Fal, specjalista chorób wewnętrznych i alergologii, kierownik Kliniki Alergologii, Chorób Płuc i Chorób Wewnętrznych w Szpitalu MSWiA w Warszawie.
Innymi słowy: nie może wywołać choroby. Przy czym podczas naturalnego zakażenia do naszych komórek przedostaje się – siłą rzeczy – cały genom wirusów.
Ale zacznijmy od początku.
Wbrew pozorom i bez pandemii żyjemy we wrogim środowisku – codziennie atakuje nas duża ilość patogenów. Nasze organizmy nieustannie uczą się odróżniać to, co bezpieczne, od tego, co niebezpieczne, a następnie radzić sobie z zagrożeniami. To, że nie zdajemy sobie z tego najczęściej sprawy, to zasługa pracy naszego układu odpornościowego. Częściowo jego funkcje są wrodzone, ale też mamy dysponujemy mechanizmami, które polegają na nieustannej „edukacji” i wytworzonej dzięki temu pamięci przebytych zagrożeń.
„Każdy z nas posiada tzw. immunobiografię, czyli zapis historii patogenów, z którymi się zetknął. Wymaga to rozpoznania białka, które jest dla nas niekorzystne i wygenerowania odpowiedzi odpornościowej, po to, by – kiedy spotkamy po raz drugi taki patogen – skutecznie zareagować i wyeliminować go z naszego organizmu” – tłumaczy prof. Joanna Zajkowska, specjalistka chorób zakaźnych, epidemiologii i zdrowia publicznego, zastępca ordynatora Kliniki Chorób Zakaźnych i Neuroinfekcyjnych Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku.
I podkreśla, że szczepionka to przedstawienie organizmowi groźnego patogenu w sposób bezpieczny, czyli uniemożliwiający rozwój choroby.
„Podajemy do naszego organizmu fragment białka (lub w nowych szczepionkach – w innej postaci), przygotowując w ten sposób układ immunologiczny na kontakt z możliwym patogenem. Generujemy odporność, ale bez zachorowania” – wyjaśnia specjalistka.
Naukowcom udało się bardzo szybkim tempie stworzyć szczepionkę wytworzoną w technologii mRNA opartej o informację genetyczną wirusa SARS-CoV-2. U wielu osób budzi ona jednak niepokój, że szczepiąc się nimi, narażamy się na modyfikację własnego genomu.
Eksperci jednak uspokajają.
„Ta szczepionka zawiera tylko fragment odtwarzający genom wirusa, a nie całego wirusa. W związku z czym czynnik infekcyjny jest nieaktywny. Ta szczepionka dociera do cytoplazmy komórki, czyli nie trafia do jądra” – uspokaja prof. Fal.
Szczepionki opracowane w technologii mRNA wbrew pozorom nie są pierwszym zastosowaniem tego nukleotydu u człowieka. Pierwsze podanie mRNA człowiekowi nastąpiło już w 2009 roku.
Jak to działa?
„Wirus atakując naszą komórkę wkleja się do jądra komórkowego, tam przestraja całą maszynerię genetyczną, po to, żeby produkować swoje kopie. W trakcie tego procesu produkuje mRNA, który jest wyrzucany z jądra komórkowego. Na jego bazie, w cytoplazmie komórki, syntetyzowane są składniki tego wirusa, które montują się potem w cały wirus. To doprowadza do rozpadu komórki i możliwości atakowania kolejnych komórek. Technologia mRNA to bardzo zręczne naśladowanie tego szlaku, ale dopiero od momentu, gdy mRNA pojawia się w cytoplazmie. Czyli naśladuje proces zakażenia bez zakażenia, bez zajmowania jądra komórkowego. To pozwala na syntetyzowanie tylko jednego białka tego wirusa, dzięki czemu nasz organizm umie go rozpoznać, gdy prawdziwy wirus zaatakuje nasze komórki” – tłumaczy prof. Zajkowska.
Skąd pewność, że szczepionki są skuteczne?
Jak wszystkie stosowane w medycynie substancje szczepionki poddawane są badaniom klinicznym, które mają potwierdzić skuteczność, określić bezpieczna dawkę i potwierdzić bezpieczeństwo działania leku. Te trzy elementy są podstawą decyzji gremiów naukowych takich jak EMA, FDA czy inne agencje decydujące o dopuszczeniu preparatu do stosowania. Zanim do tych decyzji doszło, w ramach badań klinicznych szczepionki wytworzone w technologii mRNA otrzymały dziesiątki tysięcy osób – w różnym wieku, różnych ras, z różnymi schorzeniami przewlekłymi.
„Nie ma możliwości, aby do leczenia zostały dopuszczone preparaty niezbadane pod względem skuteczności i bezpieczeństwa. Im dłużej te obserwacje trwają tym lepiej, ale wiadomo, że w sytuacji pandemii ten okres jest skracany, co nie oznacza, że jest zerowy” – zapewnia lekarz.
Do rejestracji produktu musiały być przedstawione badania, które gwarantują, że szczepionka jest bezpieczna. Nie zostały one zakończone wraz z rozpoczęciem szczepień. Producent ma obowiązek ciągłego monitorowania skutków i przyjmowania zgłoszeń o niepożądanych reakcjach poszczepiennych. Gdyby zdarzyło się, że skutki te będą niepokojące, lek musi zostać natychmiast wycofany. Lekarze, którzy szczepią pacjentów w Polsce, w elektronicznym systemie odnotowują zaistniałe niepożądane odczyny poszczepienne. Chodzi o to, by informacje na temat bezpieczeństwa szczepionek były na bieżąco analizowane i weryfikowane.
„W naszym szpitalu szczepimy dziennie między 70 a 300 osób i nie obserwujemy dużych odczynów poszczepiennych, poza tymi typowymi. Większe reakcje zdarzają się sporadycznie. Największy problem, jaki obserwujemy, to emocjonalne zwyżki ciśnienia, głównie u seniorów, które wynikają z presji, żeby zdążyć na czas, żeby nie przepadła umówiona godzina, żeby dotrzeć we właściwe miejsce” – mówi lekarka z Kliniki Chorób Zakaźnych i Neuroinfekcyjnych Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku.
Brak poważnych reakcji na szczepienie potwierdza też prof. Fal.
„Zdarzają się reakcje miejscowe, jedno-dwudniowa gorączka, która bez interwencji przechodzi. To nie jest coś, co powinno nas niepokoić. Gorączka nie jest efektem szczepionki, ale naszej odpowiedzi na to, co zostało podane. Dopiero nadmiarowa reakcja, tzw. burza cytokinowa, może wymagać wprowadzenia leków przeciwzapalnych” – uspokaja.
Co robić pomiędzy dawkami szczepionek
Warto pamiętać, że pierwsza dawka szczepionki u osób, które nie miały kontaktu z wirusem, czyli nie chorowały, generuje dosyć słabą odporność. Dlatego trzeba pamiętać, że wtedy jeszcze nie jesteśmy wystarczająco uodpornieni i zetknięcie się z osobą zakażoną może spowodować rozwój choroby. Dopiero druga dawka szczepionki, po siedmiu-czternastu dniach, sprawi, że będziemy posiadali odpowiednią ilość przeciwciał.
„Chciałabym uczulić na bezpieczne zachowania pomiędzy szczepieniami i po ich przyjęciu. Zdjęcie maseczek to jeszcze daleka przyszłość. Nawet po drugiej dawce nie możemy wyeliminować możliwości transmisji wirusa poprzez nasze śluzówki” – zaznacza prof. Zajkowska.
Czyli niewykluczone jest, że możemy zakażać także po zaszczepieniu – na ten temat trwają badania.
Warto też pamiętać, że wokół nas wciąż sporo jest osób niezaszczepionych, więc przez wzgląd na nich nadal powinniśmy stosować metody profilaktyczne, takie jak dezynfekowanie rąk i noszenie maseczek.
Dlaczego lepiej się zaszczepić niż zachorować
• Szczepimy się kawałkiem wirusa, który nie wywoła u nas tych wszystkich objawów, które wywołuje infekcja.
• Infekcja przebiega z bardzo burzliwą reakcją organizmu, która może być dla nas niebezpieczna.
• Przebyta infekcja zostawia po sobie odporność, ale jest to odporność, która trwa krócej niż po zaszczepieniu.
• Szczepionka daje nam szersze zabezpieczenie.
Cykl spotkań dla dziennikarzy pod hasłem „Zaszczepieni. Bezpieczni. Odpowiedzialni. Eksperckie rozmowy PAP” realizowany jest w ramach edukacyjnego projektu „Science will win”, którego mecenasem jest firma Pfizer. Następne spotkanie, poświęcone technologii mRNA, odbędzie się 16 lutego o godz. 11.00.
Monika Wysocka, zdrowie.pap.pl
Tekst przygotowany na podstawie webcastu pt. „Bezpieczeństwo i skuteczność szczepionek mRNA”, który odbył się 8 lutego 2021r w siedzibie PAP.
Źródło informacji: Serwis Zdrowie