Go to content

„Mógłby być twoim najlepszym pracownikiem, gdyby nie musiał zamiatać w UK”. List do Potencjalnego Pracodawcy

Fot. Pixabay / stokpic / CC0 Public Domain

Drogi Potencjalny Pracodawco,

Trzy lata temu Sandra Borowiecka wysłała do wielu redakcji list, w którym tłumaczyła, dlaczego wyjeżdża z Polski. Miała rację pisząc, że winni sytuacji nie są politycy, ale my sami – młodzi Polacy, zgadzający się na śmieciowe traktowanie. Biorę to na klatę i jednocześnie tak jak ona zaznaczam, że nie jestem jedną z tych dwudziestolatek, które potrafią tylko mówić. Mam 21 lat, a pracę (w miarę zawodową) rozpoczęłam w wieku 17 lat.

Od pierwszej klasy gimnazjum słuchaliśmy, co będzie dobrze wyglądać w naszym CV. Przecież zrobimy kariery, będziemy dumą dla nauczycieli! Dlatego doświadczenie zaczynamy zdobywać już w klasie drugiej. I choć są to zazwyczaj wolontariaty, bo nie każdy okazuje się geniuszem, który pobija swoją wiedzą nawet profesorów Harvardu czy innego Oxfordu, jest to preludium dla naszego życia zawodowego.

Narzucamy sobie ogromne tempo i mamy nadzieję, że uda nam się być tymi, którzy znajdą porządną pracę i będą mogli się usamodzielnić w miarę szybko. Zamiast w miarę szybkiego usamodzielnienia, przychodzi wypalenie zawodowe – bo po co harować, skoro i tak nikt cię nie docenia?

Brak kompleksów – oto nasza największa siła, ale zarazem słabość na polskim rynku pracy. Rozumiem każdego, kto decyduje się opuścić Polskę i znaleźć pracę poniżej swoich kwalifikacji w innym kraju Unii Europejskiej. Jeżeli pracując na zmywaku przez godzinę, mogę zarobić więcej niż w ciągu całego dnia na stanowisku, które odpowiada mojemu doświadczeniu. Praca poniżej swoich kwalifikacji boli mniej, kiedy możesz dzięki niej samodzielnie żyć. Bo w końcu lepiej być: pielęgniarką w Polsce czy pokojówką w Irlandii? A może kasjerką w Norwegii niż urzędnikiem w Ojczyźnie?

Dwudziestoośmiolatek z tytułem magistra w zarządzaniu sportem oraz podyplomówką z coachingu pracuje w budce z lodami. Może i trzeba tam odpowiednio zarządzać porcjami czy też dobrze wydawać resztę, ale proszę przyznać – mógłby robić coś odpowiedniego dla swojego wykształcenia. Dlaczego tak nie jest? Bo nie ma bogatych i dobrze ustawionych rodziców, a to w pewnym sensie gwarancja sukcesu. I choć zdaje sobie sprawę z takiego stanu rzeczy, woli wierzyć, że ciężką pracą może osiągnąć sukces.

Z drugiej strony, skąd pewność, że studia dadzą nam odpowiednie wykształcenie do pracy w Państwa firmie? Jedni, tak jak wcześniejszy Dwudziestosiedmiolatek, studiują to, co jest ich pasją, ale są też tacy, którzy całe trzy czy też pięć lat prześlizgują się z semestru na semestr, otrzymując upragniony papierek. Czy czegoś się nauczyli, zdobyli wymaganą wiedzę? A co z ludźmi, którzy mają doświadczenie ale nie mają ukończonych studiów? Czy brak dyplomu lepszej lub gorszej uczelni czyni mnie niewartościowym pracownikiem?

Nie boję się powiedzieć, że mam odpowiednie kompetencje do pracy, o której marzę. Kompetencje i talent, bo ten drugi też jednak ma znaczenie. Raz w czasie rozmowy kwalifikacyjnej na bezpłatny staż, usłyszałam niebywały komplement – „ma pani za duże doświadczenie, żeby zostać u nas stażystką”. Za duże doświadczenie na staż, ale za małe na normalną umowę o pracę. Paradoksalnie nie było mi przykro, byłam po prostu wkurzona. Skoro nie mogę dostać się na staż, nie mogę zdobyć tego ważnego doświadczenia.

Nasi rówieśnicy zza zachodnich granic Polski stają się samodzielni zaraz po zakończeniu szkoły średniej. Zgadzam się, nie wszyscy. Jednak to ich stać na coroczne wakacje, koncerty, drogie laptopy, modne ciuchy czy w końcu wynajem mieszkania bez pomocy rodziców. Oczywiście ma tu znaczenie najniższa krajowa, ale na pewno nie fakt, że oni są zdolniejsi. Pieniądze szczęścia może i nie dają, ale na pewno mogą zapewnić dobry start w przyszłość. Zakładając jednak, że rodzice nie mogą nam w tym pomóc, tylko własna praca zapewni nam samodzielność. Tylko skąd ją wziąć?

Kilka dni temu moja przyjaciółka, absolwentka ekonomii z tytułem magistra, dostała telefon z jednej z warszawskich korporacji. Z radością pojechała na rozmowę kwalifikacyjną, pierwszą od wielu miesięcy. Uprzejma pani w korpo stroju i nastroju, zaproponowała jej dwa tysiące złotych miesięcznie, bo przecież nie ma jeszcze zbyt dużego doświadczenia. Gdyby to chociaż była umowa o pracę, ale przecież w Polsce bardziej prawdopodobny jest kolejny cud eucharystyczny lub kolejny pomnik postawiony 10 kwietnia. Może te dwa tysiące to wcale nie taka zła opcja, ale przy potrzebie utrzymania się samemu w stolicy (wliczając wynajęcie mieszkania), może być kiepsko. Spójrzmy prawdzie w oczy, koszt wynajęcia kawalerki to ok. 1300-2000 zł, to już cała wypłata! A gdzie pieniądze na wyżywienie, chemię, może nawet odrobinę przyjemności?

Młody Polak to zdolny, ambitny, kreatywny i w pełni wartościowy pracownik. Nie oczekuję, że nagle wszystko się zmieni – zdaje sobie sprawę, że minie dużo czasu, zanim moi rówieśnicy przestaną wyjeżdżać z Polski za tym lepszym życiem. Czasem będą wracać i szukać sposobu na otwarcie własnego biznesu, tak jak moja siostra po 10 latach w Irlandii,ale czasem zostaną tam na stałe, bo w Polsce nie będą widzieli dla siebie przyszłości, a tam znajdują wymarzone studia, robią kursy, zakładają rodziny – życie toczy się normalnym torem.

Rozumiem i jednych i drugich, ale ja zostaję. Może i zbyt naiwnie wierząc, że ciężką pracą będę mogła żyć samodzielnie, ale wierzę w siebie i w swój talent.

Drogi Potencjalny Pracodawco, jedyne o co proszę, to tylko trochę więcej wiary w moich rówieśników i we mnie. Potrzebujemy tylko nieco więcej motywacji i szansy, aby stać się samodzielnym, pełnowartościowym pracownikiem. W zamian możemy zaoferować nie tylko nasz czas i wysiłek od 8 do 16, ale kreatywne myślenie i świeże spojrzenie, które przydaje się wszędzie.

Polak potrafi, szczególnie ten młody.