(Wokół książki Sylwii Chutnik, Kobiety, które walczą. Rozmowy z zawodniczkami sportów walki)
Niestety całe dzieciństwo przesiedziałam podczas wuefu na ławce z innymi takimi, jak ja… hmm niedysponowanymi koleżankami.
Pani od wuefu nie mogła być zresztą żadnym autorytetem. Z dużą nadwagą i w butach na obcasach stała z gwizdkiem i głośno wydawała polecenia. Nie zarażała miłością do sportu.
Całe dzieciństwo i młodość garbiłam się i panicznie uciekałam od piłki rzuconej (przypadkiem) w moją stronę. Takie to były czasy.
Dopiero po urodzeniu dzieci i dzięki jodze (a właściwie to dzięki asanom a potem oddechowi) odkryłam, że mam ciało. To było piękne uczucie! Zachłysnęłam się nim a ponieważ granica między pokorą a uczuciem, że wszystko już mogę, jest bardzo cienka, to po kilku latach intensywnych ćwiczeń przyszła pierwsza i dość poważna kontuzja. I dobrze, że się zdarzyła, bo dzięki niej rozpoczęłam żmudne i powolne treningi z moim trenerem Dominikiem, podczas których bardzo małymi, ale konsekwentnymi kroczkami, buduję w sobie siłę fizyczną (jestem przekonana, że nam kobietom siła fizyczna jest bardzo, bardzo potrzebna!).
Bo poczucie sprawczości i mocy swojego ciała jest pięknym uczuciem!
Kobiety, z którymi, w swojej najnowszej książce, rozmawia Sylwia Chutnik, są znanym lub mniej znanymi zawodniczkami sportów walki. Wojowniczkami, fighterkami. Poznajemy kulisy ringu i oktagonu.
Słuchamy bardzo szczerych opowieści o budowaniu siebie od nowa , o tym, że „warto czasem wpaść w otchłań i zobaczyć, jak tam jest czarno” ( Iwona Guzowska).
I że „jak ja się nie zbuduję, to nikt mnie nie zbuduje” (Agnieszka Rylik), bo „samo się nie zrobi” więc „po prostu dzwoni budzik i wstaję”.
„ Chodzi o zasadę: upadnij siedem razy, a powstań osiem. To, że upadamy, to jedno. Ale wszystko opiera się właśnie na tym powrocie. To daje największą siłę” (Sylwia Zaczkiewicz).
Czytam o niezwykłej Hannie Gujwan, zawodniczce organizacji Ladies Fight Night, która jest też artystką i w przerwie między treningami maluje obrazy (Ostatnio maluje zawodników MMA).
Zachwyca determinacja i siła tych kobiet!
Książka Sylwii Chutnik jest dla mnie kobiecym manifestem przeciw ograniczeniom i stereotypom.
Przykłady silnych kobiet, których niestety wciąż jest mało w naszej kulturze, bardzo mnie inspirują! I trzeba o nich mówić, pisać, puszczać te przykłady dalej i dalej.
„Dobrze by było, gdyby traktowano (silne kobiety) raczej jako brakujące ogniwo opowieści o odwadze i sile niż jako ozdoby przy męskim boku”
Pani Sylwio, dziękuję za tą książkę!
Od lat obserwuję, że kobiety, które budują świadomość swojego ciała zaczynają prostować się, unoszą głowę do góry i kiedy trzeba, to mówią mocnym i stanowczym głosem.
Małgorzata Halber we wstępie do książki pisze, że w poczuciu sprawczości chodzi też o wyznaczanie sobie celów.
„Maratonem może być przecież wyjście z choroby, zakończenie nieudanego związku, napisanie książki czy wymarzona podróż. Jesteśmy wojowniczkami każdego dnia”.
O tak!
Wcale nie muszę być zawodową sportsmenką, bokserką czy zakładać nogi za głowę i robić szpagat. Małe cele stawiane sobie w cieplarnianych warunkach, bo na macie czy na sali treningowej – hartują w życiu. Chcę czuć swoje ciało jak najdłużej! I czuć radość z tego, że tak jest!
Bądźmy pięknymi i silnymi wojowniczkami na swoją miarę!
Polecamy – Sylwia Chutnik. Kobiety, które walczą. Rozmowy z zawodniczkami sportów walki.
Katarzyna Szota – Eksner prowadzi szkołę jogi Yogasana, współtworzy Sunday is Monday oraz gliwicki Klub Książki Kobiecej. Jak Polska długa i szeroka namawia kobiety do szukania (mimo wszystko!) siły w sobie. Dziewczyna ze Śląska, wegetarianka, felietonistka i feministka.