Generalnie jestem zdania, że każdy może robić w sypialni to, na co tylko ma ochotę, ale pod warunkiem, że nie krzywdzi innych osób, szanuje je, a wszystko dzieje się za obopólną zgodą. Można mieć różne potrzeby, fantazje i fetysze, spoko. Eksperymenty też są ok, ale uważam też, że warto wiedzieć, na co nigdy się nie zdecydujemy. Znać swoje granice i mieć świadomość różnych konsekwencji. Dlaczego o tym mówię? Bo kiedyś za namową mojego ówczesnego partnera zgodziłam się na trójkąt. Miało być fajnie, miło, beztrosko. Miało być bez zobowiązań, anonimowo. Zazdrość miała zostać za ścianą. Wydawało mi się łatwe w teorii i pewnie dlatego się zgodziłam. Nie ma co się wdawać w szczegóły, bo wystarczy mieć nieco wyobraźni, żeby się domyśleć, co dzieje się w łóżku, gdy są tam dwie kobiety i jeden mężczyzna. Problem w tym, że tym facetem był gość, który wyznawał mi miłość, jadał ze mną posiłki, chodził po zakupy i cicho chrapał w nocy przez sen. To, co wtedy zobaczyłam i czego doświadczyłam, nie pozwoliło mi już nigdy spojrzeć na niego w ten sam sposób. Cała nasza, misternie pielęgnowana latami intymność, zniknęła dokładnie w momencie, gdy jej dotknął. Na moich oczach i przecież za moim przyzwoleniem.
Dziś, po kilkunastu latach wiem, że tamto doświadczenie doprowadziło do rozstania. Pewnie z mojej winy, bo przecież zapewniałam wcześniej, że nie będę zazdrosna. A jednak – nigdy nie wiemy, jak w danej sytuacji zareagujemy. Może to nie był TEN facet. Może to nie był TEN związek. Najprawdopodobniej ja nie jestem po prostu taką kobietą, której psychika pozwala na odcięcie uczuć.
Tamten erotyczny eksperyment, a także wszystkie późniejsze doświadczenia seksualne pozwoliły mi usystematyzować to, czego pragnę, a co absolutnie nie jest dla mnie. I powinna się nad tym zastanowić każda kobieta, by później, pod wpływem alkoholu lub od patrzenia na faceta przez różowe okulary nie podjęła decyzji, której później będzie żałowała – bo nie tego się spodziewała, bo bolało, bo on pokazał swoje prawdziwe oblicze, bo musicie się rozstać, gdyż nie możecie na siebie patrzeć.
Wiem, że już nigdy nie zgodzę się na żaden trójkąt, bo po prostu psychicznie nie poradzę sobie z tym. Nie wspomnę już o swingowaniu czy innych, hardcorowych fantazjach, choć (uwaga!) miewam je i to bardzo często. Nigdy nie zgodzę się na seks na imprezie, w miejscu pracy czy z totalnie nieznajomą osobą. Bo… najzwyczajniej w świecie się boję. A jak facet tego nie rozumie, to niech spada na bambus.
Trzeba umieć podzielić fantazje na te, które można zrealizować i te, którymi (dla własnego dobra) powinniśmy jarać się wyłącznie w myślach.