Inteligencja emocjonalna. Słowo klucz. Odkąd udowodniono, że umiejętność odczytywania uczuć i emocji (swoich i u innych) ma realny wpływ na nasze szczęście i sukcesy, pragniemy jej jak niczego innego. Chętnie czytamy, jak poprawić u siebie EQ, jak zwiększyć swoją wartość taką cenną umiejętnością. Czasem zastanawiamy się, czy można w naszych dzieciach wytrenować zdolność emocjonalnego czytania świata.
Inteligencję emocjonalną można w sobie wypielęgnować i wyćwiczyć. W dzieciach też, choć, chyba można pokusić się o stwierdzenie, że najważniejsze to nie odbierać im tej całej trudnej emocjonalności, która w nich jest, a jedynie nauczyć je te uczucia oswajać i nazywać. Pamiętać, jak to jest być dzieckiem. Czuć całym sercem i brzuchem, całym ciałem – i nie mówić po chwili „ale…”.
Już jako dzieci zaczynamy niesamowitą podróż przez życie, niestety często zapominamy o tym, co zobaczyliśmy. Uczymy się wytrwale emocje zagłuszać, upraszczać świat, żeby i nam było ciut łatwiej… A przecież na końcu tych wszystkich zabiegów, gdy nasz pancerz jest już kompletny i uzbrojony, dochodzimy do wniosku, że nie potrafimy znaleźć swojego szczęścia, że znów musimy od nowa uczyć się tego wszystkiego, co mieliśmy na początku. I uczymy się, jak to jest „pożyczyć” sobie kawałek szczęścia, bo przecież to niemożliwe, żeby je mieć, tak po prostu.
Ostatnio trafiła w moje ręce książka „Skrawki nieba”, opowieść o Irze i Zaku, rodzeństwu z sierocińca Skilly. I choć to książka dla dzieci, przyznam, że dawno lektura tak mocno mnie nie poruszyła.
Ira i Zak tułają się między sierocińcami i rodzinami zastępczymi, ich świat wydaje się być szary, a oni pozbawieni władzy nad swoim życiem – bo przecież „sierota” coś znaczy… Idą przez swoje życie w przekonaniu, że zbyt wiele im się nie należy, że mogą sobie od czasu do czasu pożyczyć jakiejś dobrej chwili. Wyrwać z całej tej szarości swoje „skrawki nieba” – tego błękitnego, dającego nadzieję. Uczą nas olbrzymiej życiowej pokory. Nie ma tam przerysowanych złych opiekunów, są wokół nich prawdziwi ludzie – ci ciepli, ci szorstcy i zasadniczy i ci kolorowi jak papugi. Jak w prawdziwym życiu. A jednak możemy tym dzieciakom pozazdrościć. Czego?
Tego, że wciąż chcą spełnienia swoich marzeń szukać, że choć mają pod górkę, umieją złapać te małe kawałeczki, docenić. Potrafią to wszystko, co my zgubiliśmy w pośpiechu. Uczą nas tego, jak spojrzeć na świat i się nim po prostu zachwycić.
Dlaczego ta książka jest ważna dla dzieci?
Jeśli pragniecie, by wasze dzieci podczas dorastania nie zgubiły tego, co najcenniejsze – swojej emocjonalności, ta książka jest dobrym miejscem na nowy początek. Opowiedziana pięknym, lecz prostym językiem, pokazuje świat trudny – taki, jaki czeka za oknem. Nie wyolbrzymia, nie odciąga swoją fabułą od prawdy, a jednak pokazuje, jak wiele dobrego można z tego świata wyłuskać. Pokazuje, że happy endy to nie wróżka, która „pstryk” rozwiąże wszystkie problemy. Ale zamiast wróżki jest Hortense, uosobienia dobra, czułości. Opowieść jest jedną z piękniejszych historii o emocjach, tych najprawdziwszych na świecie. Nie ma lepszego sposobu, by pielęgnować w dziecku wrażliwość.
Dlaczego „Skrawki nieba” zmieniają dorosłych?
Narratorką jest dziewczynka, starsza z rodzeństwa Ira i czujemy to doskonale. Z każdym zdaniem, nawet tym z pozoru błahym, prostym, opisującym ogród czy ludzi, zaczynamy przypominać sobie, jak dzieci widzą świat, jak wiele potrafią dostrzec. Przypomina nam coś najważniejszego na świecie – nigdy nie myśl, że coś jest nieważne tylko dlatego, że ty nie masz już na to czasu… Każdy zasługuje na dobre zakończenie, nie tylko w bajkach.
„(…) Bo dzisiejszy dzień był dobrym dniem i nie trzeba było tego udawać”.*
„Skrawki Nieba” to jedna z książek, które warto przeczytać, gdy się jest dzieckiem, i gdy po dzieciństwie zostało nam już tylko ulubione zdjęcie w albumie. Nawet, jeśli dziś widzisz tylko skrawek niebieskiego nieba, prędzej czy później wiatr rozwieje chmury…
*”Skrawki nieba”
S. E. Durrant
Wiek: 9-11 lat
Artykuł powstał we współpracy z Wydawnictwem Zielona Sowa