Od jakiegoś czasu randkuję. Wróciłem do życia i zacząłem umawiać się… na randki. Pewnie pomyślicie, że to już desperacja, ale nie… to tylko ciekawość. Tinder, Sympatia, Znajomi, Własna inicjatywa…
Tinder…
Sympatyczna blondynka, lat 30. Hipnotyzujące niebieskie oczy. Zdjęcia zdecydowanie przykuwające uwagę, ale to nie wszystko. Napisała, że lubi kino, teatr – książki… Cudownie! No i te oczy…To one mnie oczarowały. Pisaliśmy ze sobą przez kilka dni i w końcu zaproponowałem spotkanie.
Wybrałem bardzo dobrą cukiernio-kawiarnię, którą otworzyła w Gdyni niedawno gwiazda MasterChefa. Byliśmy umówieni na 17.00, byłem chwilę przed czasem. Spóźniła się kilka minut. Żaden problem… Smakowitości w witrynach bez liku. Pięknie pachnie kawą… Wręczyłem kwiatki… uśmiecha się do mnie uroczo.
– Czego się napijesz?
– Wody.
– Jasne… żadnej kawy, ciastka, nic?
– Nie, nie wolno mi. Kawa podnosi ciśnienie, a ja i tak mam problemy z ciśnieniem. Generalnie ostatnio u mnie ze zdrowiem nie najlepiej. A te ciastka to wiadomo z czego zrobione? Z jakich składników?! Ja to nie ufam takiemu jedzeniu na mieście. Samemu trzeba robić, tylko czasu nie ma. W pracy siedzę całymi dniami. Ledwo na spotkanie z Tobą czas znalazłam. No widzisz i tak z wywalonym jęzorem tu dobiegłam, a Ty co zamawiasz?
– Nooo… tam jest taki apetyczny torcik i kawę.
– Nie powinieneś. Cukier! Cukier tak naprawdę nie jest nam do niczego w życiu potrzebny. Nie dostarcza niczego poza energią. Daruj sobie to ciastko. Kawa, kawa.. spoko… o ile zdrowy jesteś i nie masz – jak ja – problemów z ciśnieniem.
– Prawdę powiedziawszy… miewam…
– I kawę chcesz pić? Wiesz co… ja odpowiedzialnego faceta szukam! Nic z tego nie będzie. Ja… czasu nie mam. Wstała od stolika… i ruszyła do wyjścia.
Nieodpowiedzialny ja!
Sympatia…
„Kobieta jest jak lilia – subtelny nie ośmieli się jej tknąć, a przyjdzie osioł i zeżre” i tyle. Nie napisała o sobie nic więcej. 30 lat, sylwetka lekko puszysta – zaznaczyła w kwestionariuszu.
Do tego tajemnicze, czarno-białe zdjęcia. Napisałem… odpisała po kilku tygodniach. Wymieniliśmy kilka wiadomości. W końcu umówiliśmy się na sobotę… mieliśmy iść zjeść razem śniadanie i przejść się plażą z Sopotu do Gdyni. Podobno bardzo lubi spacery 🙂
Byliśmy umówieni na Monciaku o 10.00. Jak zwykle byłem przed czasem… bukiecik różyczek kupiłem dzień wcześniej. I… pierwsza „wtopa” zaliczona już na starcie.
– Przyszłam z mamą. Nie chciałam, żeby sama siedziała. Nie będziesz miał nic przeciwko?
– Nie. Jasne, że nie… tylko bukiecik mam tylko jeden 🙁 I szybka kalkulacja w głowie komu wypadałoby go wręczyć. Matce? Córce? Wręczyłem matce, przeprosiłem, wyszedłem, pobiegłem po drugi. Na szczęście kwiaciarnia niedaleko, szybko biegam 🙂 Wracam. Panie piją kawę.
– Przepraszam. Już jestem – to dla Ciebie.
Uśmiech. Jest miło…
– Zamówiły… i teraz jak mam mówić… Panie? Na randce..? W głowie mętlik…. Zamówiły już Panie coś na śniadanko?
– Nie, nie… dziękujemy. My tylko po kawusi. Śniadania jadamy w domu – odpowiada matka
– Tak, tak – potwierdza córka.
– Rozumiem… a czy pozwolą Panie, że ja jednak coś zjem? Nie jadłem śniadania w domu. Trening rano, szybki prysznic, ubrałem się i jestem.
– Oczywiście – odpowiada matka
– Tak, tak – potwierdza córka.
– Czym się Pan zajmuje? – pyta matka. Córka milczy.
– Marketingiem, PR-em.
– Czym? – pyta matka?
– Powiedzmy, że reklamą… – tak będzie łatwiej.
– Aha. Reklam to my nie lubimy. Przełączamy zawsze jak oglądamy seriale. Napchają ich tyle że serial 20 minut trwa godzinę. Nie lubimy – mówi matka
– Tak, tak – potwierdza córka.
– A Ty? Czym się zajmujesz? – pytam córkę…
– Córka skończyła uniwersytet z wyróżnieniem. Pedagogikę wczesnoszkolną, bo bardzo lubi dzieci. Będzie wspaniałą matką – mówi matka
– Tak, tak – potwierdza córka.
– Rozumiem. Czyli pracujesz w przedszkolu, tak?
– Córka nie pracuje. Sensownej posady nie było. Rozglądamy się. Ale jaki to sens już teraz, jak zaraz mąż, dzieci pewnie będą… – mówi matka.
– O! Czyli jest już jakiś kandydat, tak? – pytam rozbawiony…
– Rozglądamy się – odpowiada matka
– Tak, tak – potwierdza córka.
– A na tej reklamie to dużo można zarobić? – próbuje sondować matka
– Bardzo różnie. Ja nie narzekam.
– Ale „nie narzekam” to ile? – nie odpuszcza matka
– Przepraszam, ale naprawdę będziemy teraz rozmawiać o pieniądzach? Jest piękna pogoda, sobota, pyszne jedzenie… Naprawdę nie brakuje mi pieniędzy.
– Dobrze, nie chce Pan powiedzieć, to nie… – odpowiedziała nadąsana matka.
Od tej pory rozmowa z mamą niespecjalnie się kleiła. Była wyraźnie obrażona. Córka z którą byłem – tak naprawdę – umówiony nie odezwała się niemal przez cały czas. Po jakimś kwadransie Panie postanowiły się zbierać. Zapytałem co z naszym spacerem – przecież mieliśmy iść plażą do Gdyni.
– Mamusię bolą nogi – odpowiedziała po raz pierwszy córka.
– Rozumiem…
Uregulowałem rachunek i wyszliśmy. Każdy poszedł w swoją stronę… Panie nie chciały, żebym je odwiózł.
Znajomi…
Moi znajomi od dłuższego czasu upierali się, że mają dla mnie idealną dziewczynę. Długo się opierałem. Nie chciałem być swatany. Oni natomiast wykazywali się w tej kwestii uporem, gorliwością i zaangażowaniem. Nie odpuszczali i wspominali o Ance przy każdym spotkaniu, niezależnie od tego czy była ku temu okazja czy nie. Dla nich – była zawsze! W końcu – nieco dla świętego spokoju poprosiłem o Ani numer telefonu.
Zadzwoniłem. Pomyślałem, że pójdziemy razem do teatru. Ja teatr uwielbiam. Okazało się, że Ania za teatrem nie przepada. Szkoda – pomyślałem. To może kino? Kino też nie. Wolałabym móc z Tobą porozmawiać, poznać się – stwierdziła. Skądinąd – słusznie, choć ja myślałem, że wyskoczymy gdzieś po kinie i… pogadamy. Ale skoro kino odpada to niech będzie od razu jakiś Pub. Zaproponowała mój ulubiony – duży plus.
Umówiliśmy się na 20.00. Byłem o 19.50… czekałem do 20.30. Bezskutecznie. O 20.30 zadzwoniłem. Odrzuciła połączenie. O 20.40 – spróbowałem ponownie. To samo… Po chwili przyszedł sms. „Zmieniłam zdanie. Nie chce mi się wychodzić z domu. To bez sensu. Ty nie możesz być fajnym facetem skoro znajomi szukają Ci laski”.
No cóż… Ty też nie możesz być fajną laską – skoro znajomi szukają Ci faceta – pomyślałem… Mimo to odpisałem… „Przykro mi, że tak myślisz. Nawet nie dałaś mi szansy. Może jednak się zjawisz?”
„Nie. Sorry” – wiadomość przyszła niemal od razu.
Własna inicjatywa…
Od jakiegoś czasu po treningu odwiedzam tę samą kawiarnię. W niektóre dni przesiaduje tam też sympatyczna brunetka. Laptop, tona papierów, terminarze, excel’e… okulary na czubku nosa, gryzie długopis i zabawnie mamrocze coś pod nosem. Lubię siedzieć i ją obserwować. We wtorek nagle spojrzała na zegarek, zgarnęła dokumenty, laptopa do torebki i zaczęła się w pośpiechu zbierać.
Bezczelnie podsłuchiwałem jej rozmowy. Usłyszałem, że zamawia taksówkę.
– Ale jak to? Nie da rady szybciej? To nie, dziękuję. Rezygnuję.
Jedną ręką wybierała kolejny numer, drugą próbowała wyjąć pieniądze z portfela.
– Poproszę taksówkę pod kawiarnię… Tak… 15 minut? Masakra jakaś… No dobrze. Czekam.
I włączył się Maćkowi rycerzyk. Dama w opresji 🙂
– Cześć… jeśli chcesz – mogę Cię podwieźć. Widzę, że bardzo się spieszysz…
– Ale… nie… jak to… noo.. w sumie… spotkanie ważne mam za 10 minut, ale w Gdańsku. Zagapiłam się kompletnie, a będzie cały zarząd i nasi kontrahenci z Norwegii… urwą mi głowę za to spóźnienie.
– Nie ma problemu. I tak jadę do Gdańska – skłamałem.
– Naprawdę? Z nieba mi spadasz…
I pojechaliśmy. Odwołała taksówkę wsiadając do auta. Była bardzo zestresowana spóźnieniem. Mimo to – rozmawiało nam się świetnie. Była zabawna, urocza, z dystansem do siebie. Rozumiała moje żarty. Śmiała się :). Odwiozłem ją na miejsce. Wręczyła mi swoją wizytówkę. Zadzwoniłem następnego dnia i… umówiliśmy się na wieczór. Zarezerwowałem stolik w mojej ulubionej restauracji. Spędziliśmy razem wspaniały czas. Do momentu gdy wyznała mi, że ma męża i dwóch synków.
Dzieci – super… Bardzo lubię dzieci! Tylko ten mąż… nie bardzo…
Cóż… chyba trzeba będzie szukać dalej.