Sobota, marzysz o tym, żeby pospać dłużej, żeby po całym tygodniu ten jeden dzień wyleżeć się za wszystkie czasy, przynajmniej do… dziewiątej. Marzysz, żeby twoje dzieci też o tym marzyły. Tymczasem słyszysz: „Mamo, mogę kakao?”. Chowasz głowę pod poduszkę zadając sobie pytanie: „Dlaczego zawsze ja?”. Super, jak masz obok siebie ojca dzieci, który wstanie i ogarnie je rano. Gorzej, gdy jesteś sama bo a) on w delegacji b) po rozwodzie c) wiesz, że on i ta nie wstanie, bo wtedy zastanawiasz się, do jakich sztuczek się uciec, żeby wyrwać sobie jeszcze z pół godziny w łóżku.
Tak, bycie mamą to zadanie na full time, nie ma od niego odpoczynku, bo nawet, jak dzieci nie ma, to i tak o nich myślimy albo tęsknimy. I to jest normalne. Ale myślę sobie, że czasami za dużo od siebie wymagamy, że nie potrafimy odpuścić chcąc być najlepszymi matkami na świecie. A gdybyśmy tak były najlepsze na miarę samych siebie? Gdybyśmy dały sobie prawo do popełniania błędów, do tych wszystkich myśli, które w nas są, a których boimy się wypowiedzieć na głos, żeby nikt nie pomyślał, że jesteśmy wyrodnymi matkami. A przecież jesteśmy też ludźmi, fakt, że jesteśmy matkami nie sprawi, że w jakiś cudowny sposób znajdziemy siły i chęci ponad nasze możliwości. Dlatego uważam, że każda matka ma prawo od czasu do czasu głośno powiedzieć:
Jestem zmęczona
Bo każdy jest i każdemu może się czegoś nie chcieć. Tak tobie może się nie chcieć układać puzzli, klocków, czytać dziecku książki. Bo masz ochotę się położyć, włączyć dziecku bajkę i wyrwać choć chwilę dla siebie. I nie ma w tym zupełnie nic złego. Na szczęście coraz więcej kobiet, które znam daje sobie do tego prawo, ale znam też takie, które padają na twarz, ale twardo biegną w wyścigu po odznakę super matki.
Potrzebuję pomocy
Tego też nie potrafimy. Poznałam ostatnio fantastyczną dziewczynę, mamę trójki dzieci, która powiedziała, że po urodzeniu bliźniaków nauczyła się żebrać o pomoc swojej matki, teściowej, siostry męża. Każdego, kto pomoże jej przy opiece nad dziećmi. Fantastyczne jest to, że ona mówi o tym głośno, że nie zgrywa się, że sobie ze wszystkim świetnie daje radę. Nie ma nic złego w przyznaniu się do tego, że pomoc mile widziana. I super, jak mamy obok siebie ludzi, którzy to rozumieją i doceniają.
Muszę odpocząć od moich dzieci
Kiedyś pod swoim tekstem na temat tego, że muszę odpocząć od dzieci przeczytałam komentarz, że mogłam nie mieć dzieci, skoro tak myślę. Zawsze się uśmiecham do takich opinii, bo najczęściej piszą ją ci, którzy dzieci nie mają i nie rozumieją, że każdy rodzic ma potrzebę odcięcia od siebie tej pępowiny, ucieczki w dziką głuszę, gdzie nie dosięgnie nas: „Mamo, kakao”, „Mamo, a on mnie bije”, „Mamo, a on jest głupi”.
Nie daję rady
Przyznanie się głośne do tego, że nie daję sobie rady ze swoimi dziećmi, że nie mam pomysłu, jak z nimi rozmawiać, postępować, bo nic się kompletnie nie sprawdza, już przynosi ulgę. Mówienie, że sobie nie radzę, to też sposób na radzenie sobie z własną bezsilnością, to danie sobie prawa do pokazania swojej ludzkiej twarzy także samym dzieciom. Bo one badają nasze granice, naszą cierpliwość myśląc, że jesteśmy niezniszczalne, że nic nas nie rusza, nie jest w stanie zranić. A przecież to nieprawda, przecież bywa tak, że zwyczajnie mamy dość, nie dajemy rady. I naprawdę te uczucia są zrozumiałe niemal dla każdej świadomej siebie, swoich potrzeb, matki.
Dajmy sobie prawo do bycia matkami najlepszymi, jakimi możemy być. Ale nie takimi, które miałby być idealne w oczach innych.