Najdziwniejsze miejsce, w którym karmiłam syna piersią? Pas zieleni oddzielający jezdnie na autostradzie A4 na wysokości Opola, a chwilę wcześniej przystanek autobusowy przy krajowej „trójce”. Karmię już drugie dziecko. Nie zamierzam przestać. Karmię zawsze tam, gdzie akurat jesteśmy, gdy Mariusz jest głodny.
Ponieważ moja mleczna droga jest usłana różami o wyjątkowo ostrych kolcach, mój syn jest już konkretnych wymiarów, wróciłam do pracy, dzieci są żłobkowe, nasuwa się pytanie: kiedy kończysz karmienie? Moja odpowiedź brzmi: nie planuję!
Kiedy urodził się Marek, byłam pewna, że będę go karmić piersią. Udało się wyrwać pół roku plus trzy dodatkowe miesiące odciągania pokarmu. Mariusz ma 12 miesięcy i na mój widok wpada w euforię. Wie, że”cycki przyszły”. Lubię karmić, cenię sobie tę bliskość, której nie daje nic innego, ale też rozumiem matki, które nie karmiły, bo nie chciały i współczuje tym, które nie mogły, a chciały bardzo.
Nie o tym jednak ma być ten wpis. Co jakiś czas pojawiają się mediach społecznościowych publikacje dotyczące złego traktowania karmiących w restauracjach, na ulicach, w parkach, sklepach i innych miejscach. Nigdy mnie nic nieprzyjemnego nie spotkało. Obserwuję raczej mniej lub bardziej śmiałe spojrzenia w naszą stronę. Może to zależy od mojego charakteru – podobno od razu widać, że lepiej ze mną nie zadzierać, a i język ostry mam i długo nad ripostą myśleć nie muszę.
Jestem u lekarza, Mariusz jest głody, karmię. Jesteśmy na imprezie, Mariusz jest głodny, karmię. Jesteśmy w podróży, Mariusz jest głodny, zatrzymuję auto (ew. zjeżdżam na pierwszy parking), karmię. Nie robię z tego wydarzenia. Tak, jak wyciągam batonik z samochodowego schowka, gdy mam ochotę coś zjeść, tak wyciągam pierś, żeby nakarmić syna. Nie potrzebuję całej oprawy, typu: wygodny fotel, nogi na stołek, przestronne, zaciszne pomieszczenie. Mój syn jest głodomorem i jadłby pewnie obrócony do góry nogami.
Nigdy nie wyproszono mnie z żadnego miejsca, nie zwrócono mi uwagi, ale też komitetów powitalnych nie spotkałam. Raz w poczekalni u lekarza (prywatna praktyka pediatry) karmiłam i wchodzący mężczyzna (był z żoną i chorym kilkuletnim dzieckiem) zapytał, czy jego obecność nie będzie mnie krępować. Zapytałam, czy to ja nie krępuję jego. Odpowiedział: „dziecko jest karmione w najbardziej naturalny sposób, więc nie widzę problemu”.
Wiem, że kobiety spotykają się z nieprzyjemnymi sytuacjami, że w naszym kraju karmienie piersią, widok dziecka karmionego piersią nadal jest dla wielu osób krępujący i, o zgrozo, nienaturalny… Nie rozumiem, dlaczego tak się dzieje, tak samo nie rozumiem milionów ulotek z reklamą mleka modyfikowanego u lekarzy, w szpitalach i gdzie się tylko da.
Będę już po wsze czasy zwolenniczką i propagatorką KP. Nie będę terrorystką mówiącą, jakie złe jest MM, bo sama byłam nim pewnie karmiona i żyję, i mam się dobrze, i nawet całkiem zdrowa jestem. Będę chwalić mamy, które karmią wszędzie tam , gdzie ich dzieci są głodne i będę powtarzać, że to nie jest odwaga, ale naturalna kolej rzeczy.