– Czy ty żyjesz tak jak chcesz?– spytała mnie dziś rano moja bardzo racjonalna przyjaciółka?
– A ty jakoś źle się czujesz? – odpowiedziałam.
– Nie – zamruczała ponuro – Ja się zbliżam do czterdziestki.
Powiało grozą. Jej ton brzmiał mniej więcej tak jakby komunikowała, że właśnie umiera, że już nie może uprawiać seksu, że nadszedł koniec.
– Hmm – powiedziałam. Chciałam jakoś więcej, ale nie bardzo wiedziałam co.
Przypomniałam sobie, że niedawno trafiłam na swój dawny tekst w jednym z pism kobiecych. Dotyczył przemijania – bohaterkami były kobiety starsze ode mnie o jakieś 10 lat. Na ogół identyfikuje się z cierpieniem samotnych, porzuconych, smutnych, zdradzonych, niezadowolonych. Nie dlatego, że wszystko przeżywałam. Część przeżyłam, część przeżyły bliskie mi kobiety. Ale przemijania jeszcze w moim życiu nie grali. Szczególnie, że wszystkie moje bohaterki (nawiasem mówiąc kobiety z pierwszych stron gazet) mówiły, że to nic, że świetnie czują się w swoim ciele. I przemijanie mają gdzieś. Bo mają pasje, miłość, pracę, a uroda to wiadomo jest, przemija i co z tego.
Tylko jedna osoba przyznała: patrzyłam w lustro i płakałam. A potem przestałam patrzeć w lustro. Do tej pory jak widzę się w wystawie sklepowej myślę: „Boże, jakiś koszmar.” Mówiła, że dla pięknej kobiety starzenie się jest trudne. Choć te kilka lat, gdy wciąż jesteś niby młoda, a już jedną nogą tam. A potem po pięćdziesiątce. Za mało o tym mówimy.
Do przemijania urody dochodzą inne dylematy. „Czy jestem tam gdzie chcę?” „Z kim chcę?” „Co zrobiłam?”„Co mogę jeszcze zrobić?”. Tamta moja bohaterka powiedziała: najważniejsze wtedy, żebyś na te pytania miała dobrą dla siebie odpowiedź. Że urodziłaś dzieci, bo chciałaś, masz miłość, zawodowo jesteś zrealizowana. Wtedy jest ci łatwiej. Pamiętam, że poprosiłam ją, by wymieniła kilka rzeczy fajnych (artykuły w prasie kolorowej nie mogą być smutne).
Powiedziała. „Generalnie mam w d…..Więcej rzeczy mam w d…..Właściwie prawie wszystko mam w d….”.
– Co na przykład? – spytałam.
– Że ktoś nas mnie nie lubi i nie ceni. E, na miłość boską, sama siebie czasem nie cenię. I co za problem właściwie? Czy ja muszę być najlepsza? Czy każdy musi myśleć, że jestem? Gdzieś to mam. Żebyś chociaż ja trochę lubiła siebie– to jest najważniejsze.
– Że mój wybranek nie podoba się wszystkim. Tak, brałam kiedyś udział w tej zabawie pt. „Muszę mieć najprzystojniejszego faceta, najmądrzejszego, lubianego, fajnego. Że to świadczy o mnie. W pewnym momencie stwierdzasz: „Boże, całe szczęście, że on nie podoba się wszystkim. Mniejsze ryzyko, że któraś mi go odbierze. Poza tym nie złoto to, co się świeci. I w pewnym momencie doskonale to rozumiesz. Ileż ja miałam boskich mężczyzn, którzy mnie zawodzili.
– Że ktoś uważa, że jestem kiepską żoną, matką, przyjaciółką. Pewnie czasem jestem. Bywałam złą żoną, rozstałam się ze swoim mężem, porzuciłam go dla innego. Wszyscy mówili: „Ona jest podła”. A ja zawsze starałam się być blisko siebie. Nawet jeśli ponosiłam potem tego konsekwencje.
– Że nie wiem wszystkiego. Bardzo bawią mnie ci młodzi ludzie, którzy mają parcie na to, by wiedzieć wszystko. Wszystko czyli wielkie nic. Takiej śmiesznej sceny byłam świadkiem. „Czytacie Kischa?” rzucił ktoś. „Czytamy, czytamy, oczywiście”. Trwała ta szamotanina ileś czasu, aż w końcu najstarszy z nas zapytał. „A kto to jest Kisch”. Okazało się, że nikt nie wie. Wszyscy tylko oszukiwali, że wiedzą. Dojrzałość pozwala sobie na pytania.
– Że mam (czasem) nudne życie. No pewnie, że mam. I całe szczęście.
– Że nie mamy tyle pieniędzy, ile niektórzy. No niestety. Albo na szczęście. Bo pieniądze jednak bardzo zmieniają świadomość.
– Że nie zrobiłam kariery. Jakbym mogła, jakbym chciała, jakbym oczekiwała. Ale czy to znaczy, że mam się zapić na śmierć?
I tak właśnie dzisiaj pomyślałam sobie o pani X. Znanej aktorce, która kiedyś mi tak powiedziała, że boli ją przemijanie, a potem wyznała, że ma to, o czym młodzi mogą tylko pomarzyć – że luz, że dystans, że brak oczekiwań. Zapisałam sobie na kartce, SMS-em wysłałam przyjaciółce.
Tak, starzejemy się. Niestety. Na szczęście. Bo przecież przyszłoby zwariować w tym wiecznym niepokoju.