„Ej, postawisz mi dziś karty? W końcu Andrzejki, zobacz, dziecko chore, jestem uwiązana, zalana tekstami. Pociesz, niech usłyszę, że coś mnie jeszcze czeka” proszę znajomą. Znajoma nie jest żadną panią ze szklaną kulą, żadną wariatką i psychopatką. Jest historykiem, filozofem. Kiedyś, przy okazji pracy zawodowej zainteresowała się tarotem, przez lata zgłębiała jego historie, ale też znaczenie. Jej, bardzo intelektualni znajomi, bardzo się z tego śmiali. Do czasu, gdy znajoma poproszona o postawienie kart, zaczęła rzucać w nich szczegółami z życia, o których nie mogła wiedzieć. Do czasu, gdy jednej z nas nie powiedziała: „Widzę ciężką chorobę twojego syna, musicie koniecznie iść do lekarza”. Potem był, rzeczywiście, lekarz i bardzo skomplikowana operacja. Jak można to przewidzieć?
Nie wiem. Rozumiem argumenty tych, którzy mówią, że życie to samospełniające się proroctwo. Masz to, na co czekasz i się spodziewasz. Według takiego rozumowania, jeśli ktoś przepowiedział mi męża z północnego-wschodu (a tak było, pozdrawiam znanego wróżbitę Ryszarda Zawadzkiego u którego byłam kiedyś na wywiadzie) to ja byłam bardziej otwarta na mężczyzn, którzy przyjeżdżali z tamtego regionu. Pamiętam jak z przyjaciółką i jej chłopakiem chichraliśmy się z tego północnego-wschodu i innych cech mego męża in spe. Jeszcze z tego, że będę miała z nim syna. I jeszcze z tego, jak wyglądać będzie mój związek. No cóż, mam nawet nagarnie. Wróżba (w którą nie wierzyłam nic a nic) spełniła się co do joty. Mąż pochodzi z Warmii, mamy syna, itd….
No dobra, mam taką siłę, że stworzyłam sobie rzeczywistość sama. Wspaniale. Jest moc.
„Masz moc” powiedziała do mnie kiedyś pewna jasnowidz, która przyszła do nas na zajęcia z dziennikarstwa. „Widzisz śmierć bliskich, więcej czujesz. I będziesz w swoim życiu pisać”.
Pamiętam, że zadzwoniłam potem do mamy, lekko przestraszona. A mama powiedziała: „Tak, od dziecka widzisz więcej”. Moja bardzo racjonalna mama.
Ale tak, wyśniłam śmierć jednej babci. I drugiej. Ze szczegółami. „Miałam sen…” powiedziałam tacie w wieku 11 lat. Przybiegłam do rodziców do łóżka nad ranem. „Babcia umarła” zakomunikowałam. „Śpij, kotku, coś ci się złego śniło” powiedział tata. O siódmej rano telefon – babcia nad ranem, rzeczywiście, umarła.
Takich sytuacji było wiele. Od bardzo strasznych ( śmierć, rozstania) po zabawne, na przykład wtedy, gdy, w ciąży wymyślałam z mężem imię dla córki. Potem zasnęłam, obudziłam się i zobaczyłam stojącego obok łóżka, obruszonego, małego chłopca, który groził mi palcem: „Mamo, weź przestań, nie jestem żadną dziewczynką, mam na imię X”– powiedział. Tak, śmialiśmy się z tego z moim mężem bardzo bardzo, ale on poprosił: „Weź wariatko, nie opowiadaj nikomu, że masz wizję”. Doooobra, no prawie nie opowiadam.
W dzisiejszym, bardzo racjonalnym świecie, nie wypada mówić, że:
– wiedziałaś, kiedy będziesz w ciąży (po miesiącach starań)
– wiedziałaś, z którym mężczyzną będziesz związana. Klik. Spojrzenie. I niezależnie od wszystkiego czujesz, że on kiedyś stanie się ważny.
– wyśniłaś śmierć każdej osoby z rodziny
– wchodzisz do jakiegoś domu i wiesz, że ktoś tam umarł. Czujesz energię miejsc.
– często śni ci się to, co się wydarza. Rewolucja w pracy, choroby, zdarzenia dotyczące bliskich ci ludzi, których nie da się przewidzieć.
Ale milcz o tym, bo to cholerne tabu. A liczy się się tylko co namacalne i sprawdzone.
No cóż, te bardzo racjonalne osoby prosiły potem tatę mojej koleżanki, żeby sprawdził co ich czeka (tata był sinologiem– jego przepowiednie, według chińskiej astrologii, sprawdzały się w 100 proc.).
Te same – bardzo sceptyczne osoby – prosiły, żeby znajoma „sprawdziła” co się wydarzy w ich życiu. Śmiech śmiechem, ale niektórzy lubią mieć choć odrobinę kontroli w swoim życiu, prawda?
Długo nie mogłam spać w domu mojej mamy w Trójmieście. Milion razy mówiłam: nie będę tu spała, ktoś tu jest, śni mi się, że tu tańczą ludzie. Wkurzał się mój mąż, którego budziłam z płaczem i mama, której nie dawałam spać: „Tylko Ci się WYDAJE, tu nic nie ma” tłumaczyli. A potem przepraszali, gdy okazało się, że ten wielki pokój to była kiedyś sala balowa w niemieckiej posiadłości. A właściciel został rozstrzelany. Dokładnie w tym pomieszczeniu, w którym spałam z mężem.
Zanim to wyśmiejecie, zrozumcie, że są ludzie, którzy czują i wiedzą więcej. Czasem są rzeczy, których nie da się racjonalnie wytłumaczyć. I te rzeczy przychodzą w snach, albo w postaci przeczuć. Nie wierzysz, masz w d… – zazdroszczę, też bym chciała. Ale to przychodzi samo. Nieproszone.
Hahahahhaaha – słyszę. Ale wierzysz we wróżbitę Macieja i 0-700 wierzysz? Nie, nie wierzę. Znane osoby podobno wydają tysiące, żeby usłyszeć: „będzie dobrze”,„on wróci”. Nieznane też. Biznesmeni, by dowiedzieć się: „nie splajtujesz, ten pomysł się uda”. Jest mnóstwo osób, które stawiają karty i w ogóle się na tym nie znają. Albo udają, że się znają mącąc w głowach innych ludzi. Mnóstwo osób zarabia na naiwności innych.
Ale jeśli ktoś mnie spyta czy rozumiem tylko racjonalny świat – odpowiem, że nie, bo doświadczyłam innego.
Choć nie umiem go wytłumaczyć.
Intuicja to jest moc. I potęga.
Znajoma stawa tarota i mówi – to nie czary, to podświadomość.
Nie wiem co to jest – wiem, że to istnieje.
Fajnego wieczoru, pełnego dobrych ( i zabawnych ) wróżb.
Czarownica w przebraniu matki, żony, kłopotów i codzienności. Nie wariatka, obiecuję:).