Go to content

Na walizkach, w pogoni za szczęściem. Co skłania nas do ciągłych przeprowadzek?

Fot. iStock/Neyya

W czasach, gdy znalezienie pracy w zawodzie coraz częściej wiąże się z osiedleniem na drugim końcu kraju lub wyjazdem za granicę, kolejna przeprowadzka wydaje się być czymś normalnym. Nie mówiąc już o pracodawcach, którzy oczekują dziś od nas całkowitej mobilności. Każdy z nas powinien jednak wiedzieć, że kiedyś wypadałoby się zatrzymać i zapuścić korzenie. Sęk w tym, że gro osób nie potrafi dziś tego zrobić. Amerykańska dziennikarka Melody Warnick wyznała ostatnio, że przeglądanie serwisów z nieruchomościami stało się dla dzisiejszych trzydziestolatków tym, czym metaamfetamina dla nastolatków w latach 80.– „brzydki nałóg, którego nie można porzucić”. Co więc skłania nas dziś do ciągłego „mieszkania na walizkach” i dlaczego nie potrafimy się zatrzymać?

 Między pracą a rodziną

Mając coraz większe możliwości w kwestii wyboru miejsca zamieszkania, coraz częściej też zastanawiamy się, jakie powinno ono być. Zaczynamy więc wyobrażać sobie dom naszych marzeń: najlepiej żeby znajdował się w mieście, które da nam wiele różnych możliwości  – przyjaźni ludzie, świetne szkoły (dla dziecka), szansa na dalszy rozwój (dla siebie), wyższe zarobki, a przez to wyższy standard życia (dla wszystkich). Skuszeni świetną ofertą pracy decydujemy się więc na przeprowadzkę, która jak się później okazuje, wcale nie jest tym wyśnionym ideałem.

Zamiast tego okazuje się, że tracimy godzinę w korku na to, by dojechać do pracy, a w weekendy jesteśmy już tak wypompowani, że na samą myśl o wyjeździe za miasto i spędzeniu kolejnej godziny za kółkiem już nam się odechciewa. Stopniowo też stajemy się bardziej samotni i zaczynamy tęsknić za rodziną i dobrymi przyjaciółmi. Co ostatecznie staje się kolejnym powodem do przeprowadzki, sprowadzając nas  z powrotem w rodzinne strony.

Co ciekawe, w jednym z brytyjskich badań udowodniono, że jeśli przeprowadzka sprawi, że pracownik zamieszka bliżej rodziny i przyjaciół na tyle, by widywać ich kilka razy w tygodniu, to poziom jego satysfakcji wzrośnie porównywalnie do otrzymania 85 tys. funtów rocznej podwyżki.

Może więc powinniśmy bardziej doceniać więzi, które mamy? No chyba, że w najbliższym czasie spodziewacie się właśnie takiej podwyżki. Wtedy nie mamy, o czym mówić.

Ekstrawertyk na walizkach

Zdaniem psychologów większa skłonność do przeprowadzki, zależy także od tego, jaki mamy temperament. Okazuje się, że te osoby, które mają wysoki poziom pobudzenia w układzie nerwowym (czyli tak zwane osoby wysoko reaktywne), częściej będą unikać dodatkowego stymulowania. Z kolei tych, o niższym poziomie pobudzenia, będzie ciągnęło do działań, które dostarczają dużej ilości wrażeń, takich, jak właśnie zmiana miejsca zamieszkania, poznawanie nowych ludzi, czy odkrywanie nowych zainteresowań.

Na chęć zmiany wpływa też to, czy jesteśmy intro- czy ekstrawertykami. U introwertyków częściej pojawia się lęk przed tym, co nowe, nieznane. Dlatego w przeciwieństwie do ekstrawertyków, będą unikać przeprowadzek.

Czysta karta

Wraz z przeprowadzką pojawia się także nadzieja na nowy początek – szansa na to, by zacząć wszystko od zera. Tak, jakby cała przeszłość nie miała żadnego znaczenia. I prawdopodobnie  właśnie to uczucie staje się dla nas tak pociągające.

Nowe miasto było dla mnie fascynującą pustą kartką. Przeprowadzka stanowiła rozgrzeszenie z błędów popełnionych w starym miejscu, np. rozczarowujących przyjaźni. Za każdym razem, gdy wóz do przeprowadzek ruszał z podjazdu, te utrapienia znikały, a ja zaczynałam się napawać perspektywą nowego początku.” – wspomina Melody Warnick, w swojej książce „This Is Where You Belong: The Art and Science of Loving the Place”. Czytaj więcej

Moc geografii

Wraz z uczuciem „czystej karty” pojawia się także silna wiara w „moc geografii”. Wierzymy, że nasze życie ulegnie diametralnej zmianie, gdy przeprowadzimy się do nowego miejsca. „Gdy przeprowadzę się do „Nibylandii” na pewno szybko znajdę grono oddanych przyjaciół, zacznę lepiej dbać o swój związek i zapiszę się na jogę. Będę bardziej cierpliwa dla dzieci i milsza dla męża.” Tak, jakby wszystko to miałoby zadziać się za sprawą „czarodziejskiej różdżki”, bez żadnego wysiłku, a jedynie za sprawą magicznej „mocy geografii”.

Nie trzeba tu chyba dodawać, ze takie wierzenia, spokojnie moglibyśmy wpisać między bajki o Świętym Mikołaju i Wróżce Zębuszce. Choć bardzo piękne, w dalszym ciągu – to tylko bajki.

„Pokochaj miejsce, w którym mieszkasz”

Co zatem może sprawić, że przywiążemy się do jakiegoś miejsca i raz na zawsze zdecydujemy się zapuścić korzenie? Prawdopodobnie tylko my sami. Jak tłumaczą eksperci: „przywiązywanie się do miejsca wymaga emocji i działania. To proces, w którym wyposażamy miejsca w pamięć i znaczenia”.

Po szóstej już przeprowadzce, od momentu ukończenia studiów Warnick zrozumiała, że to, czy zapuści korzenie, zależy tylko od niej. Tak rozpoczął się jej eksperyment – „Pokochaj miejsce, w którym mieszkasz”, w trakcie którego zrozumiała, że od zakochania się w dowolnym miejscu na ziemi dzieli nas zaledwie kilka kroków:

1. Znajdź swoje ścieżki

„Zakorzenienie wiąże się z tym, że zaczynamy w danym miejscu czuć się bezpiecznie, poznajemy topografię i wiemy, w którą ulicę skręcić, by dojść do szkoły swego dziecka czy kina” – potwierdza Magdalena Nowicka, psycholog z Uniwersytetu SWPS.

Przechadzanie się po naszych ulubionych miejscach sprawia, że nie tylko poznajemy nasze miasto, ale zaczynamy się z nim związywać. Szczególnie podkreślają to architekci i urbanisty, mówiąc o umiejętnym planowaniu ścieżek i parków.

2. Zdobądź prawdziwych przyjaciół

Jeśli nie jesteś w stanie mieszkać w tym samym mieście, co twoja rodzina zadbaj o to, by mieć w nim prawdziwych przyjaciół. Niestety nie da się tego zrobić od razu, często trwa to latami. Najważniejsze jest jednak to, aby od czegoś zacząć, wyciągnąć do kogoś rękę i zrobić pierwszy krok. I co najważniejsze regularnie dbać o taką znajomość.

3. Zapoznaj się z sąsiadami

Istnieją też pewne czynniki, które sprawiają, że niektóre miejsca mają po prostu „żyźniejszą” glebę do „zakorzenienia”.  A są nimi: estetyka – to, jak miasto wygląda, otwartość – to, jak jego mieszkańcy przyjmują nowo przybyłych, oraz oferta społeczna (od klubów sportowych po parki).

Nie na wszystkie z nich mamy, co prawda, wpływ. Wprowadzając się do nowego miejsca, możemy jednak zadbać o nasze bliskie kontakty z sąsiadami. Zamiast standardowego „dzień dobry” posunąć się o krok dalej i zaprosić ich na kawałek ciasta. Świadomość, że w razie czego możemy liczyć na pomoc ludzi, którzy wokół nas mieszkają, pomaga nam poczuć się w nim, jak w domu.


Źródło: focus.pl