Go to content

Uciekający pan młody – miałam być mężatką, zostałam sama. List do niedoszłego narzeczonego

Uciekający pan młody
Fot. iStock/Peerayot

Nie wiem od czego zacząć, bo wszystko jest jeszcze zbyt świeże, zbyt bliskie, zbyt bolesne. Zaczęło się od tego, że ja wcale nie chciałam związku, pamiętasz? Mój ostatni chłopak dał mi tak popalić, że przez dwa lata nie dopuszczałam do siebie absolutnie nikogo.  A my poznaliśmy się w głupi sposób. Ty się rozstałeś z dziewczyną i nie miałeś z kim pójść na wesele. Ja uwielbiam wesela i po prostu zgodziłam się pójść z tobą. Spotkaliśmy się, jak to mówiłeś, żeby lepiej się poznać. Od razu złapaliśmy wspólny język. ty – dowcipny, inteligentny, zaradny, fajny facet. Ja, dziewczyna z dużego miasta. Wiedziałam, że jesteś zraniony po poprzednim związku, że masz dość, że chcesz odpocząć, i poza przyjaźnią nic więcej nie będzie między nami. Ja też się przecież wiązać nie chciałam. Ale już po pierwszym spotkaniu wiedziałam, że to nie będzie zwykła znajomość. Coraz częściej przecież, zupełnym przypadkiem wracałeś z pracy obok mojego domu.

Między słowami

Zaczęliśmy pisać codziennie do siebie. Budziłeś mnie rano wiadomością życząc mi miłego dnia, a wieczorem dzwoniłeś mówiąc, że lubisz słuchać przed snem mojego głosu. Stało się – zakochałam się w tobie. Wpadłam, jak nigdy wcześniej, ale nie robiłam niczego nachalnie, nie pokazywałam ci tego, co się we mnie zaczynało rodzić. Wiedziałam, że twoje serce nie jest gotowe na to, co do ciebie czuję. W końcu zaczęły się nasze poważniejsze rozmowy, małe deklaracje, nieśmiałe wyznania. Na tym weselu byliśmy już parą. Fruwałam ze szczęścia, pamiętasz? Byłeś najwspanialszym facetem, jakiego mogłam sobie wymarzyć. Dogadywaliśmy się świetnie a fakt, że byłeś ode mnie starszy siedem lat nie miał żadnego znaczenia. Spędzaliśmy razem mnóstwo czasu, widywaliśmy się codziennie, robiliśmy razem tyle fajnych rzeczy, odwiedziliśmy tyle miejsc. Byłeś dla mnie ogromnym wsparciem, zawsze mogłam liczyć na ciebie. Wiedziałam, że nieważne w jak ciężkim kryzysie się znajdę, ty zawsze mi pomożesz. I ja dla ciebie też robiłam to samo. Stawałam się najlepszą wersją samej siebie. Kochałam cię nad życie i czułam, że Ty też mnie kochasz tak samo. Mówiłeś mi, że do żadnej kobiety nie czułeś tego, co do mnie. Że z żadną nie wyobrażałeś sobie wspólnego życia, ani tego, jak będą wyglądać twoje dzieci. A ze mną to widziałeś. Czułam się dumna, wyróżniona i kochana. Planowaliśmy wspólną przyszłość, chciałeś rozbudować dom. Mimo tego, że mieszkałeś na wsi, takiej prawdziwej wsi, z polnymi drogami i z przeważającą liczbą starszych mieszkańców, chciałam tam mieszkać z Tobą. Ja- zawsze pragnąca żyć w mieście, realizować się zawodowo i korzystać z dobrodziejstw wielkomiejskiego życia. Chciałam to dla Ciebie zostawić, bo wiedziałam, że masz tam dobrą pracę. Pracę na której Ci zależy, w której się spełniasz i którą kochasz. Dobrze zarabiałeś, to fakt. Nigdy nie obchodziły mnie twoje zarobki, nigdy go o to nie pytałam. Sam powiedziałeś mi któregoś dnia. I dodałeś, że ja wcale nie muszę pracować.

Wyjdziesz za mnie?

Pamiętam ten dzień, jechaliśmy do twojej siostry, kiedy powiedziałeś mi, że chcesz, żebym została twoją żoną. Płakałam wtedy ze szczęścia, myślałam, że złapałam Pana Boga za nogi. Miałam wyjść za mąż i to za człowieka, za którego mogłabym oddać życie. Zaplanowaliśmy ślub. a 23 września 2017 miał się stać najpiękniejszym dniem w naszym życiu. Zamówiliśmy salę, DJ-a i fotografa.

Klapki na oczach

Kochałam cię tak bardzo, że przymykałam oczy na wiele twoich wad. A chyba dopiero teraz widzę, ile tak naprawdę ich miałeś. Przyłapałam cię kiedyś na tym, że zaczepiałeś na Facebooku inne dziewczyny. Zrobiłam ci wówczas awanturę, płakałeś, przepraszałeś, obiecałeś mi, że nigdy więcej tego nie zrobisz. Uwierzyłam ci.  Cała Twoja rodzina była mną zachwycona, moja Tobą także. A u nas zaczynało się psuć. Byliśmy inni, to prawda, ale zawsze jakoś umieliśmy się dogadać. Oboje mieliśmy silne charaktery, stąd częste sprzeczki, ale zawsze takie, po których się godziliśmy. Zrezygnowałam dla ciebie z wielu rzeczy, które lubiłam. Cały mój świat podporządkowałam tobie – tej jednej osobie, temu jedynemu facetowi.

Koniec?

Wiedziałam, że jest coś nie tak już przed świętami. Zadzwoniłeś dzień przed wigilią i powiedziałeś, że ty już nie chcesz, że to nie wyjdzie i żebym dała ci spokój. Świat mi się zawalił. Błagałam cię o chwilę spotkania. Nie chciałeś, powiedziałeś, że potrzebujesz przerwy. Nie chciałam ustąpić, wiedziałam, że muszę walczyć. Że to się nie może przecież tak skończyć. Wywalczyłam spotkanie. Zgodziłeś się. Spotkaliśmy się i wtedy powiedziałeś, że ty nie chcesz tego ślubu. Że nie jesteś gotowy, że nie czujesz tego, żeby to był ten moment. W głowie mi się kręciło od twoich słów. Przecież niedawno wszystko ustalaliśmy, a teraz?

Dzień dobry, kocham cię

Zgodziłam się na wszystkie twoje warunki. Wróciliśmy do siebie. Ale to już nie było to samo. Zrobiłeś się nerwowy, krzyczałeś na mnie bez powodu. Brakowało mi w naszym związku czułości, takiej jak na początku. Mówiłam ci o tym, ale ty tego nie zauważałeś. Zresztą bałam się mówić Ci o swoich uczuciach, bo bałam się, że znów mnie zostawisz. Więc milczałam. I cierpiałam po cichu. I wierzyłam, że to minie. To ja przejęłam w tym naszym związku funkcję faceta. To ja się starałam, walczyłam i robiłam wszystko, żeby było dobrze. Moja siostra, która nas wtedy obserwowała powiedziała mi, że to wyglądało tak, jakbym robiła resuscytację na tym związku, i, że mi nie wyszło, bo pacjent umarł. Nie robiłeś nic, tylko czasem podniosłeś kciuka, jeśli Ci się coś spodobało.

To tylko koleżanka

Któregoś dnia, kiedy byłam u ciebie, a Ty poszedłeś się kąpać, wzięłam twój telefon. Chyba coś przeczuwałam. No i znalazłam. Wiadomości do jakiejś dziewczyny, którą kiedyś poznałeś na weselu (!!!) Ta dziewczyna miała szesnaście lat, na Boga, a ty trzydzieści. Wysyłałeś jej buziaczki, mówiłeś, że za nią tęsknisz i pytałeś kiedy się umówicie na motor. Świat mi się wtedy zawalił. Poszłam do ciebie, zapytałam. Nie odpowiedziałeś nic, tylko zapytałeś czy masz iść spać do drugiego pokoju. Zaprzeczyłam. Ja poszłam tam spać. Przyszedłeś do mnie, bo miałam taki okropny nerwicowy kaszel, że aż mnie dusiło. Pogodziliśmy się, wytłumaczyłeś mi, że ta dziewczyna ma trudno w domu, że chciałeś ją pocieszyć, przysięgałeś, że nigdy byś się z nią nie spotkał. Uwierzyłam ci, choć cierpiałam. Dzień później odwiozłeś mnie na uczelnię do sąsiedniego miasta. Zapewniałeś o tym, że kochasz, że do końca życia tylko ja. A dzień później napisałeś, że już nie chcesz, że chcesz być sam. I żebym do ciebie nie pisała. Nie chcę jeszcze mówić o tym, co wtedy czułam, jeszcze za wcześnie. Pisałam, dzwoniłam, zero odzewu. Potraktowałeś mnie jak obcego człowieka.

Umieranie za życia

Ból jest tak okropny, że chwilami nie mogę oddychać. Ciągle mi się śnisz i ciągle myślę tylko o tym czy do mnie wrócisz. Kilka dni temu napisałeś mi, żebym oddała ci pierścionek, który od ciebie dostałam, bo chcesz go sprzedać. Uniosłam się dumą i powiedziałam, że zrobię to z największą przyjemnością, choć serce mi krwawi. Skończyła się moja historia o miłości, moja bajka. Nie chcę mówić, że skończyło się moje życie, ale póki co tak to właśnie widzę. Bo nie żyję, tylko egzystuję. Siłę dają mi przyjaciele i modlitwa. Ale czuję się niekompletna, jakbym miała dziurę w sercu.

Gdy nadejdzie jakieś jutro

Zewsząd słyszę, że muszę żyć. Staram się to rozumieć, bo pewnie komuś powiedziałabym to samo. Ale dziś jeszcze te słowa dochodzą do mnie jak przez mgłę. Za dużo się dzieje. Za dużo się we mnie miota sprzecznych emocji. I to nie jest już walka o to, żeby stanąć na nogi, tylko naprawdę walka o samą siebie. Bo w momencie kiedy powiedziałeś mi, że 'wszystko ci we mnie nie pasowało’, moja pewność siebie stała się praktycznie zerowa. Mam też wyrzuty sumienia, bo w emocjach powiedziałam ci kilka słów, których żałuję. Powiedziałam, że jesteś najgorszym człowiekiem na świecie, ze się Tobą brzydzę i że w pełni na kogoś lepszego zasługuję. Wiem, że to było niepotrzebne, ja nie chciałam walki, nie chciałam przepychanek. Życzę ci  jak najlepiej i codziennie się modlę za ciebie. Jak Bóg pozwoli, może kiedyś ci nawet wybaczę.